Dziś zamknięto na dobre bramy parku Torres del Paine na południu Argentyny, gdzie mamy się zamiar wybrać za około dwa tygodnie. Według chilijskich wiadomości spłonęła zatrważająca ilość terenu oraz doszczętnie jedno schronisko. Jeszcze dwa dni temu pozwalano zostać turystom w parku na własne ryzyko, obecnie ludzi ewakuują. Zobaczymy co będzie jak tam się zjawimy. Chilijskie wiadomości z nagraniem pożaru tu; http://www.cnnchile.com/salud-medio-ambiente/2011/12/30/el-escenario-de-la-zona-de-catastrofe-en-torres-del-paine/
piątek, 30 grudnia 2011
czwartek, 29 grudnia 2011
Singapur - kultura pełną gębą
Tak to dziwnie się stało, że na pożegnanie Azji zwiedzamy już duże miasta. Do Singapuru zawitaliśmy tylko na chwilę przed wylotem do Buenos Aires. I bardzo się cieszę że tak się stało, gdyż miasto bardzo mi się spodobało. Oczywiście jak na miasto.
Po 7 miesiącach w Azji Singapur to jakieś dziwne miejsce. Niby Azja, a niby nie. Zupełnie inna kultura. Widać że ludziom żyje się tu dobrze.
Po 7 miesiącach w Azji Singapur to jakieś dziwne miejsce. Niby Azja, a niby nie. Zupełnie inna kultura. Widać że ludziom żyje się tu dobrze.
Info praktyczne i podsumowanie Malezji
Waluta: malezyjski ringit (RM) to prawie tyle samo co złotówka 1RM - 1PLN, na jeden dzien pobytu wydawalam srednio: 88 RM, czyli około 20 Euro.
Język: malezyjski, angielski; Internet: ok 2,5RM za godzinę; Wifi - szeroko dostępne.
Bardzo dobrze działa poczta malezyjska i jest także jedną z najbardziej zaufanych. Paczka do Polski 5kg - 37RM drogą lądową, doszla po 5 miesiacach ale doszla :)
Obiadek: srednio 5-8 Rm W parkach narodowych Borneo drozej
Zakupy spozywcze Ceny w sklepach spożywczych szaleją na kontynencie jak i na Borneo. Różnice w cenie tego samego produktu mogą być czasem bardzo znaczne, więc warto pochodzić i poszukać. Lepiej unikać Seven Eleven, KK i innych sieciówek, które są o wiele droższe i szukać lokalnych sklepików.
Np: chleb tostowy ok 2-4RM; jogurt mały od 1,90RM; ser żółty w plastrach od 5RM; puszka kukurydzy ok. 2-3RM; piwo puszka mała od 3RM (ale zasadniczo ok 5RM do nawet 8RM) piwo duże od: 10RM
Język: malezyjski, angielski; Internet: ok 2,5RM za godzinę; Wifi - szeroko dostępne.
Bardzo dobrze działa poczta malezyjska i jest także jedną z najbardziej zaufanych. Paczka do Polski 5kg - 37RM drogą lądową, doszla po 5 miesiacach ale doszla :)
Obiadek: srednio 5-8 Rm W parkach narodowych Borneo drozej
Zakupy spozywcze Ceny w sklepach spożywczych szaleją na kontynencie jak i na Borneo. Różnice w cenie tego samego produktu mogą być czasem bardzo znaczne, więc warto pochodzić i poszukać. Lepiej unikać Seven Eleven, KK i innych sieciówek, które są o wiele droższe i szukać lokalnych sklepików.
Np: chleb tostowy ok 2-4RM; jogurt mały od 1,90RM; ser żółty w plastrach od 5RM; puszka kukurydzy ok. 2-3RM; piwo puszka mała od 3RM (ale zasadniczo ok 5RM do nawet 8RM) piwo duże od: 10RM
środa, 28 grudnia 2011
Kuala Lumpur - takiego zamieszania to jeszcze nie było
Miasto nadzwyczaj szalone! Po chwili człowiek zaczyna się zastanawiać czy są tu w ogóle jacyś Malezyjczycy jako tacy. Z każdej strony głównie Hindusi i Chińczycy, gdzieś tam przewinie się wycieczka z Korei i paru białych turystów. Przypomina mi to pewną zabawną sytuację którą miałam w Londynie, gdy na Liverpool Station dłuższą chwilę szukałam kogoś kto mówi po angielsku by zapytać o drogę. (hi hi)
niedziela, 25 grudnia 2011
Kuching - świątecznie, pośród dobrych ludzi
Jakoś tak dziwnie nam się składa, że im dalej na zachód tym przyjemniej jest na tym Borneo, a Kuching to już rewelacja. Odkąd opuściliśmy Sabah wszystko idzie tylko lepiej i milszych spotykamy ludzi i lepiej nam się spędza czas. W Kuchingu znaleźliśmy swoje miejsce i wspaniałych ludzi już w pierwszych chwilach pobytu, zaraz jak przekroczyliśmy próg B&B Inn. Z zewnątrz wygląda obskurnie i byliśmy trochę przerażeni, ale w środku atmosfera wspaniała.
sobota, 24 grudnia 2011
PN Bako - rude sadzawki i białe klify
czwartek, 22 grudnia 2011
Strzelanie z dmuchawki czyli trochę kultury
Podczas pobytu w Kuching pojechaliśmy na pół dnia do miejsca, gdzie odbywa się Rainforest World Music Festiwal czyli do Sarawak Cultural Village. Wiadomo że to sztuczne i turystyczne, ale widzieliśmy już dżunglę, widzieliśmy jaskinie, różne zwierzęta i roślinki, to teraz przyszedł czas na trochę poobcowania z kulturą. Ośrodek zaskoczył nas bardzo przyjemnie. Okolica przepiękna.
wtorek, 20 grudnia 2011
PN Mulu 2 - w oparach nietoperzego łajna
fascynatów adventure caving z wpływaniem i zwiedzaniem nieturystycznych części jaskiń. Fascynujące trekingi, wodospad itp. Deer Cave powaliła mnie nawet bardziej niż te w Niah. Choć Niah to urocze miejsce z miłym klimatem, to jednak o wiele większy park Mulu dostarcza o wiele więcej atrakcji. Czasu nie mamy jednak dużo. Na Trekingi z campu 5 trzeba mieć więcej także pieniążków i wcześniejsze rezerwacje, dlatego skupiliśmy się na krótszych trasach.
poniedziałek, 19 grudnia 2011
PN Mulu - jeszcze zza ogrodzenia
zamieszkaną przez miłą rodzinkę. Prąd jest z generatora tylko od 6-9 wieczór, ale nikomu to nie przeszkadza. Gospodyni Monika biega przy gościach i swoich dzieciach jak szalona, a dzieciaki, koty i kury płaczą i bawią się gdzie popadnie.
sobota, 17 grudnia 2011
Spektakularne! Imponujące! - Jaskinie Niah
czwartek, 15 grudnia 2011
Sepilok - czułości nigdy za wiele
Sukau - zachód nad rzeką Kinabatangan i nocny spacer po dżungli
wtorek, 13 grudnia 2011
Kota Kinabalu: śnieg na Borneo i Merry Christmas to Everyone
Przylecieliśmy bardzo późno w nocy więc pierwsze co robimy na Borneo: idziemy spać:) Wymieniliśmy się jeszcze numerami z szalonymi Polkami, które poznaliśmy na lotnisku. Jak to Polak z Polakiem - napić się będzie trzeba :P Mieliśmy zarezerwowane miejsce w Beachhouse zaraz nieopodal by się nie włóczyć taksówkami o dziwnej porze. Na miejscu niepodzianka: dorm zajęty i dostajemy dwójkę w cenie dormu.
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Indonezja praktycznie od Emi
Język angielski na Bali bardzo popularny, na Jawie bardzo podstawowy
waluta: indonezyjskie rupie: przelicznik miejscowy: 8-9tys=1$, dolar nie jest w powszechnym obrocie. Czasem można płacić w $ za wycieczki. Bankomaty powszechnie dostępne, zdarza się że niektóre pobierają opłaty.
Internet Kuta-6 000/h, Ubud: 6-12 tys, Jawa: 3-10tys. Wifi średnio dostępne, ale dość sprawne.
Średni budżet na 24 dni pobytu 20,5 $ na dzień wraz z opłatą wylotową 150tys Rp, dodatkowo wiza 25$. W kosztach Bintang za ponad 2$ butla, pamiątki i nowe komplety bielizny. Więc spokojnie można obniżyć budżet o 3$/dobę ale myśmy nie oszczędzali szczególnie:) żyje się raz.
waluta: indonezyjskie rupie: przelicznik miejscowy: 8-9tys=1$, dolar nie jest w powszechnym obrocie. Czasem można płacić w $ za wycieczki. Bankomaty powszechnie dostępne, zdarza się że niektóre pobierają opłaty.
Internet Kuta-6 000/h, Ubud: 6-12 tys, Jawa: 3-10tys. Wifi średnio dostępne, ale dość sprawne.
Średni budżet na 24 dni pobytu 20,5 $ na dzień wraz z opłatą wylotową 150tys Rp, dodatkowo wiza 25$. W kosztach Bintang za ponad 2$ butla, pamiątki i nowe komplety bielizny. Więc spokojnie można obniżyć budżet o 3$/dobę ale myśmy nie oszczędzali szczególnie:) żyje się raz.
Pangandaran - wioskowa kultura po jawajsku
Jawajczycy opisują to miejsce jako najwspanialszy jawajski kurort a naprawdę jest to urocza wioska otoczona polami ryżowymi i lasami palmowymi gdzie oprócz turystyki wciąż najważniejsze jest rybołówstwo. Mimo tsunami w 2006 roku, którego niszczycielska moc można jeszcze zobaczyć w części południowe miasteczko podniosło się z gruzów bardzo szybko.
poniedziałek, 5 grudnia 2011
Merapi, Prambanan i wioska Katagede - Gdzie nas motocykl poniesie 2
Gdzie nas motocykl poniesie: Yogja, Borobudur i okolica
niedziela, 4 grudnia 2011
Bromo - wyjęty z rzeczywistości
czwartek, 1 grudnia 2011
Ijen - w samym sercu siarkowych czeluści
poniedziałek, 28 listopada 2011
Lovina - przez morze na holu
niedziela, 27 listopada 2011
Motorkiem przez południową Bali
wtorek, 22 listopada 2011
Świątynie Uluwatu, Tanah Lot i małpi las
Legian/Kuta - na fali!
poniedziałek, 21 listopada 2011
Cameron Highlands: turystycznie - z deszczu pod rynnę
wtorek, 15 listopada 2011
Georgetown - miasto na szlaku
poniedziałek, 14 listopada 2011
Tajlandia praktycznie: Koh Tao i Phangan i kontynent
W ciagu 27 dni pobytu (w tym ok tygodnia na wyspach) wydawalam 18,2
Euro/dzień, ale na samych wyspach wydawałam 24 Euro dziennie na nurkowanie,
snurkowanie, jedzenie i inne przyjemności.
Waluta: tajski Baht (THB, B),
1$-30 THB,1 euro-40 THB 1zl-1 BTH
Bankomaty: prowizja w wiekszosci
bankomatow: 150 baht; AEON-brak prowizji
Wiza: wjazd bez wizy drogą lotniczą na 30 dni, drogą lądową na 15 dni; każdy dodatkowy dzień pobytu 500 Baht
Jezyk: tajski, angielski
powszechny
Wifi: bardzo powszechne w hotelech i restauracjach. Internet: ok 30 Bath/godz; wyspy:
2B/min; minimum 20B
2B/min; minimum 20B
niedziela, 13 listopada 2011
Koh Phangan przy pełni księżyca
wtorek, 8 listopada 2011
sobota, 5 listopada 2011
Birma praktycznie
W ciagu 23 dni pobytu
wydawalam okolo 14,5 Euro na
dzien (17$) (bez wizy i lotow) Gdzie
pozwalalam sobie na przyzwoite jedzenie (bo Birmanskie jest nienajlepsze) i
piwne wieczory z Maxem, Ania i lokalna kultura.
Wiza: 810 Bath w ambasadzie w Bangoku, na 28 dni, standardowo 3 dni
oczekiwania, expres (w ciagu tego samego dnia) -dodatkowe 350 Bath.
Waluta: Kyat, 1$ to 810 kyat w Yangon, Im dalej tym
gorszy kurs: 730- 760 K, Wymieniac
nalezy idealne 100-dolarowki. Za wycieczki, transport i hostele czesto mozna
placic zamiennie w dolarach (reszta wydana bedzie w Kyatach). W takim wypadku
kurs to 700-750 kyat na 1 $
Bankomaty – BRAK !!!
Jezyk: birmanski, angielski
Internet: 500-1000 k za godzine; bardzo wolny i z
powodu czestych przerw w dostawie pradu czesto sie zrywa.
czwartek, 3 listopada 2011
Pagan - w krainie 4 tysięcy stup
Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce by się zgubić. Ja, Max i Ania rowerem przemierzamy połacie zielonego terenu. Podążając do kolejnego dumnego zarysu pagody na horyzoncie mijamy uśmiechniętych ludzi pracujących w polu i stada kóz. Tak właśnie się najlepiej zwiedza Pagan. Uciekając od najsłynniejszych stup, w poszukiwaniu swoich własnych -cichych, pustych i tajemniczych.
poniedziałek, 31 października 2011
Hsipow
niedziela, 23 października 2011
Mandalay i okolica - w krainie tysiąca złotych stup
Miasto olbrzymie, jednomilionowe i takie jakieś mało przyjemne. Od Yangon jeszcze bardziej brudne, głośne, turystyczne, tłoczne, a nocami spowite w ciemnościach. Mimo tego my podróżnicy zawsze znajdziemy coś dla siebie, a zwłaszcza wspaniałych ludzi. Pierwszego dnia standardowo wdrapujemy się na szczyt Mandala Hill.
piątek, 21 października 2011
Inle Lake - świat postawiony na palach
Na drugi dzień, kiedy deszcz w końcu przestał padać, okolica ukazała nam się w nowym świetle. Miasteczko na północy jeziora, gdzie się zatrzymaliśmy - naprawdę urocze. Parę ulic na krzyż, mały targ parę restauracyjek i port – nieco zalany, gdyż poziom wody wyższy niż zwykle. Wczoraj była łódka i zwiedzanie jeziora od “wewnątrz”, więc dzisiaj bierzemy rowery. Na pierwszy rzut - wschodnia strona jeziora.
środa, 19 października 2011
Hej! - Nad jezioro przez góry, doliny i błoto
Wszyscy gotowi w pelnym rynsztunku spotykamy się z naszym przewodnikiem - Linn pod agencją Example tour. (Polecam) Zostawiamy bagaże pod pewną opieką, a taksówka zabiera nas do punktu startu naszego trekingu. Wędrujemy sobie podziwiając wokoło wspaniałe widoki pofałdowanej ziemi udekorowanej różnokolorowymi polami uprawnymi. Gdzieniegdzie mniejsze i większe góry przypominają mi krajobrazy moich rodzinnych okolic. Ach nasze Beskidy!!!
poniedziałek, 17 października 2011
Kalaw - w labiryncie złotych posągów Buddy
Z samego rana łapiemy autobus do Bago. Tu czekamy na transport do Kalaw. Znów mamy przyjemność zakosztować tutejszych zwyczajów. Już pomijając fakt, że w restauracji obsługuje nas czterech panów gotowych do spełnienia każdego naszego życzenia to jeszcze jeden zaczyna nas wachlować ot bo nie ma wiatraka :) Po około 14 godzinach w nocnym busie jesteśmy na miejscu około 6 rano trzęsąc się z zimna.
niedziela, 16 października 2011
Złota skała - i znów pod górkę
Dzisiaj testujemy transport w Myanmarze. Taksówka wywozi nas gdzieś hen poza miasto, gdzie obskakuje nas tuzin panów, którzy zaciągają nas do kasy. Z kupnem bilecików do Kinpun nie było problemów. Odjazd zupełnie niepunktualnie, a autobus zupełnie pełen. Na miejscu jak zwykle wszystko dzieje się samo. Hotel sam znajduje nas oczywiście.
Po krótkim targowaniu bierzemy całkiem obszerna czwóreczkę z klimatyzacją której w sumie nie ma bo albo nie ma prądu albo napięcie jest tak kiepskie że ledwo wieje.piątek, 14 października 2011
Yangon - podróż w czasie
W końcu lądujemy na lotnisku w Birmie, cała czteroosobowa brygada. Oprócz Anki dołączył do nas jeszcze Max z Australii. Podekscytowani łapiemy taksówkę do miasta. To już inne miejsce. Nie ma tu jak w Bangkoku klimatyzowanych Taxi. Ogarnia nas dziwne wrażenie, że znamy to miejsce. He-he. Suniemy starym nissanem pomiędzy blokowiskami i tylko palmy nie pasują. Wszystko wygląda jak ze starych fotografii i filmów. Kanciaste samochody typu dużego fiata zapełniają drogę.
wtorek, 11 października 2011
Bangkok - miasto grzechu
6-milionowa stolica zadziwia od samego początku. Budzi emocje, które wbijają się gdzieś głęboko w podświadomość. Niektórzy go nienawidzą, inni zakochują się od pierwszego spojrzenia.
Jak to powiedział jeden miejscowy: Bangkok trzeba traktować z szacunkiem, respektując jego zasady, by nie obrócił się przeciwko Tobie, a miasto wręcz odwdzięczy się z nawiązką.
Jak to powiedział jeden miejscowy: Bangkok trzeba traktować z szacunkiem, respektując jego zasady, by nie obrócił się przeciwko Tobie, a miasto wręcz odwdzięczy się z nawiązką.
poniedziałek, 3 października 2011
Sukhotay - ruiny - znów
Znów ruiny. Po ponad miesięcznej przerwie w końcu można :P. Park historyczny Sukhotay jest właśnie ot takim spokojnym olbrzymim parkiem z równo przystrzyżonym trawniczkiem, palmami i mnóstwem fos ogradzających liczne świątynie. Wokół głównego kompleksu rozsiane są także inne drobne świątynne zabudowania. Gdzieś między drzewami, na wzgórzach albo nawet w samym mieście pomiędzy budynkami.
niedziela, 2 października 2011
Pai - kolejne miejsce, gdzie zostawiam serce

czwartek, 29 września 2011
Laos praktycznie
Podczas 21 dni pobytu wydawałam około 14 euro/dzień
Waluta: KIP; 1$ to ok 8000 kip, jednak
na Don Det wymiana jest tylko w paru
sklepach i ciężko dostać lepsze przeliczniki niż 7500-7800 kip, 1 euro to 10500
kip (bzWBK)
Bankomaty: nie ma żadnego w Don Det; pieniądze można wybrać w jednym ze sklepów
ale nie testowałam. Pierwsze na naszej drodze pojawiły się w Pakse bankomaty
BCEL, ANZ dodają prowizje 2%, max jednorazowo: 1mln kip (BCEL) 2mln kip (ANZ)
Wiza:
do wyrobienia na granicy koszt 30$ i 5-10$ na „procedury emigracyjne” i inne
dziwne dodatki, Na granicy z Kambodża przy Don Det nie było szans
sprzeciwu. Opłata wyjazdowa w wysokości
1$ tylko w weekend
Język: - laotański, -angielski dość popularny w dużych miejscach
turystycznych
Wifi:
dostępne w wielu guesthousach. Czasem życzą sobie jednorazowa opłatę za kod. Słabo działa na Don Det. Internet od 100
kip/min w Vientian do 600/min na Don Det
czwartek, 22 września 2011
Luang-Namtha i trekking na trzy nogi.
Była to przeprawa przez deszcz i błoto w ciemnej dżungli. Jedni nie wytrzymywali trudów przeprawy, a ja cieszyłam się jak dziecko z jedzenia z liści bananowca i całej przygody. Na północ Laosu dostać się nie było łatwo. Na dworcu (bo oczywiście lokalnym transportem a nie turystycznym) poinformowano nas, że busa nie ma, bo za mało ludzi i możemy jechać gdzieś w pół drogi, a później może będzie coś dalej. Cóż - próbujemy. Autobus zapchany jak zawsze po brzegi. Jedna osoba śpi na następnej i nikt się nie przejmuje.
środa, 21 września 2011
Luang Prabang - gościnności nie ma końca
sobota, 17 września 2011
Vang Vieng - zasłużony urlop! :)

środa, 14 września 2011
Vientian-starsi panowie odkrywają drugą młodość
sobota, 10 września 2011
Grota Kong Lo - miejsce, o którym mi się nie śniło
Warta każdych pieniędzy, każdego trudu i każdego czasu!!! Dwie godziny zwiedzania rzeką ciemnej groty w małej chybotliwej łupince, z której przewodnicy co chwila usuwają wodę. Echo silnika odbija się po groźnym, majestatycznym wnętrzu oświetlanym jedynie przez dwa strumienie latarek. Ale od początku.
piątek, 9 września 2011
Bolaven Platau - w poszukiwaniu kubka kawy

środa, 7 września 2011
Don Det - laotańskie lenistwo w hamaku

Wyspa, wyspa,wyspa... palmy, bungalow, hamak, szum Mekongu, lenistwo. Całyyy dzień bujania się w hamaku, a na koniec Lao beer w barze 4000 islands na poduszkach.
Warto przejść się ścieżką wzdłuż brzegu Sunrise wśród knajpek, bungalowów, pól ryżowych. Na drugą wyspę Don Khon łatwo się dostać przez most. Można zobaczyć największe wodospady (pod względem ilości wody) na Mekongu w Azji płd-wschodniej - robią wrażenie zwłaszcza w porze deszczowej.
niedziela, 4 września 2011
Kambodza praktycznie
Średnie wydatki podczas 14 dni pobytu: ok. 13 euro /dzien; zycie jest ogolnie tanie i tylko bilet do angkor wat podbija wydatki dzienne przy tak krotkim pobycie
Waluta 1$ - 4000 rieli, w obiegu są i dolary i riele, bankomaty wypłacają tylko dolary, nie ma dodatkowej opłaty w canadian bank, w innych bankomatach 4$, opłaca się płacić w dolarach za noclegi, bilety wstępu i transport, za jedzenie i drobne rzeczy w rielach, chociaż i tak dostanie się resztę z dolara w lokalnej walucie. Walute mozna wymienic wszedzie. glownie u jubilerow.
Język kambodżański, angielski.
Wiza: na granicy, koszt 20$ + 2$ "ekstra dla" + jedno zdjęcie
Połączenia z Kambodży do Polski: na telefon domowy 0,3$ za minutę, a na komórkę 0,4$
Waluta 1$ - 4000 rieli, w obiegu są i dolary i riele, bankomaty wypłacają tylko dolary, nie ma dodatkowej opłaty w canadian bank, w innych bankomatach 4$, opłaca się płacić w dolarach za noclegi, bilety wstępu i transport, za jedzenie i drobne rzeczy w rielach, chociaż i tak dostanie się resztę z dolara w lokalnej walucie. Walute mozna wymienic wszedzie. glownie u jubilerow.
Język kambodżański, angielski.
Wiza: na granicy, koszt 20$ + 2$ "ekstra dla" + jedno zdjęcie
Połączenia z Kambodży do Polski: na telefon domowy 0,3$ za minutę, a na komórkę 0,4$
sobota, 3 września 2011
Przekraczanie granicy według laotańsko-kambodzanskich scamów
Po prostu mozna wyjsc z siebie! Ta granica to nawet nie scam ale wymuszenie!coz! nic na to nie mozna poradzic. Zacznijmy od poczatku. Z Ban lung wyjechałyśmy z rana, około 8, marna droga, ubita rudawa ziemia, przed Stung Treng pojawił się asfalt. Na miejscu dowiedziałyśmy się, że bus do Laosu, na wyspę Don det będzie dopiero o 15, ponad 3 godziny czekania, buuuu. No cóż, dla zabicia czasu poszłyśmy na pobliski targ, można kupić wszystko: ubrania, jedzenie i biżuterię ze złota, mnóstwo małych warsztatów, a w każdym powstają drogocenne cudeńka ;-)), nie na naszą kieszeń.
czwartek, 1 września 2011
Ban Lung - na końcu Kambodży
Wsiadłyśmy z Magdą do autobusu o godzinie 5.30 rano - po prostu wariactwo. Po prawie 12 godzinach i przejechaniu prawie całej Kambodży; rzucając okiem chwile na Mekong przy Kratie, okoliczne pola ryżowe i dżungle w końcu dojeżdżamy do prowincji Ratanakiri gdzieś na północno-wschodnim krańcu państwa. Jak zwykle szybkim rzutem na taśmę zostajemy porwane przez dwóch lokalsów na motorach do taniego aczkolwiek wypasionego hotelu.
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
Angkor- jak Indiana Jones na rowerze
Nie trzeba chyba nikomu mówić co to jest, więc przejdźmy do sedna. Właśnie dla tego miejsca ludzie przyjeżdżają do Siem Riep, a stąd już tylko wypożyczyć rowerek za 1$ by po ok. 20 minutach znaleźć się przy pierwszej i najsłynniejszej świątyni kompleksu Angkor Wat. Oczywiście jest parę innych opcji: tysiące tuk tuków, motocykli i wycieczek, ale ja wybrałam rower.
Siem Reap - backpackerska rozpusta!
Tanie hoteliki, mnóstwo barów i knajpek z piwkiem za pół dolara. Markety z wszystkim i niczym, masaże za dolara. Od piątej otwierają nocny market z jedzeniem, gdzie jest jeszcze taniej i pyszniej. Ogólnie można się tu rozbestwić.
środa, 24 sierpnia 2011
Battambang - jak w bajce
Jeśli już mówiłam, że ludzie w Kambodży są przemili, to tak naprawdę nic! Dopiero tu można poczuć prawdziwą życzliwość. Miasteczko samo w sobie jest urocze. Kolonialne budynki przeplatają się z wieloma buddyjskimi świątyniami, które przypominają bajkowe pałace. Porankami natrafić można na grupy zbierających jałmużnę mnichów. A wieczorem idąc wzdłuż bulwaru nad rzeką można dojść do targu nocnego i rozkoszować się pysznym jedzeniem i tanim ciemnym piwkiem.
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
Phnom Penh -zlote swiatynie przy francuskim winie
niedziela, 21 sierpnia 2011
Wietnam praktycznie
Waluta: 1 vnd - wietnamski dong, 1$ - 20500 dongów, 1 euro - 29630 dongów
Jezyk: wietnamski, angielski działa jak najbardziej, no chyba że nie chcą nas zrozumieć, to wiadomo jak wtedy jest - nagle nie kumają
O wszystko trzeba się targować, niestety włącznie z jedzeniem
Średnie wydatki w ciagu 20 dni pobytu na 1 dzień na osobę: ok. 11,2 euro + koszt wizy
Jezyk: wietnamski, angielski działa jak najbardziej, no chyba że nie chcą nas zrozumieć, to wiadomo jak wtedy jest - nagle nie kumają
O wszystko trzeba się targować, niestety włącznie z jedzeniem
Średnie wydatki w ciagu 20 dni pobytu na 1 dzień na osobę: ok. 11,2 euro + koszt wizy
sobota, 20 sierpnia 2011
W delcie Mekongu
Wycieczke na 3 dni po delcie Mekongu z transportem do stolicy Kambodzy wykupilam bardzo sprawnie i tanio. Ot 37 $ z wyzywieniem a ceny zaczynaly sie od 70$. Ma sie juz wprawe w targowaniu z wietnamczykami! Hi hi -i swoje sposoby. Targowac sie trzeba brutalnie i bez skrupulow aczkolwiek z usmiechem na ustach. To tylko biznes nie walka o zycie. Choc bywa to roznie w tym przypadku bylam nawet scigana przez ulice z jescze lepsza oferta hihi. Wycieczka choc w duzej mierze bardzo turystyczna; w koncu tak to z wycieczkami bywa; uwazam za bardzo udana. Nie bylo takiego zametu jak w Halong Bay. Wszystko zrobiono sprawnie a przewodnik rewelacyjny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)