Wszyscy gotowi w pelnym rynsztunku spotykamy się z naszym przewodnikiem - Linn pod agencją Example tour. (Polecam) Zostawiamy bagaże pod pewną opieką, a taksówka zabiera nas do punktu startu naszego trekingu. Wędrujemy sobie podziwiając wokoło wspaniałe widoki pofałdowanej ziemi udekorowanej różnokolorowymi polami uprawnymi. Gdzieniegdzie mniejsze i większe góry przypominają mi krajobrazy moich rodzinnych okolic. Ach nasze Beskidy!!!
Linn wskazuje nam po drodze co ciekawsze rośliny o
Następnego dnia obudziła nas o piątej rano modlitwa młodych mnichów, a o 6 było już gotowe śniadanie. Tak to się toczy życie w monastyrze. Po audiencji u gospodarza i wspólnej modlitwie ruszamy w dalszą drogę. Dziś jeszcze bardziej błotnisto niż wczoraj. Gliniasta ziemia przykleja się do butów tak
łatwo że nie nadążamy ich czyścić. Po chwili nasze nogi ważą po dwa kilo więcej. Podczas drogi znów wspaniałe widoki, ale tym razem możemy już powoli z kroku na krok podziwiać panoramę na jezioro. Przed 12tą pożegnalny lunch z naszym przewodnikiem i zostajemy zapakowani na łódkę wraz z naszymi bagażami. Po zwiedzeniu pierwszych atrakcji pogoda zaczęła nam się poważnie psuć. Wytwórnia srebrnej biżuterii, Fabryka materiałów z jedwabiu i lotosu -wszystko na wskroś turystyczne. I na dodatek dwie panie z plemienia długich szyi stojące pod jakimś pływającym sklepem by sobie mogli turyści zdjęcia porobić - no to już przesada!!! Tak poza tym sceneria jeziora niesamowita! Zwłaszcza kanały tworzące się pomiędzy bujną wodną roślinnością i
drewnianymi zabudowaniami na palach wprawiają w osłupienie! Gdzieś pomiędzy tym przemykają większe i mniejsze łódki oraz te szczególne na których wioślarz stojąc na jednej nodze drugiej używa do wiosłowania. Całe zycie tutejszej ludności toczy się na wodzie. Bez łodzi ani rusz. Gdzieś pomiędzy kanałami odkrywamy samotne domki i świątynie. Na koniec już w totalnej ulewie opłynęliśmy pływające ogrody warzywne, by dotrzeć do klasztoru skaczących kotów. Jak dobrze było
na chwilę uciec z łodzi przed deszczem i przysiąść w spokojnym monastyrze na herbatce pośród gromadki kotków. Jednak kiedyś trzeba do hotelu zawitać i to najlepiej przed zmrokiem, więc jeszcze raz do łódki: parasol w łapkę i ostatnia godzina podróży przed nami. Dziś nikt nie myśli o chłodnej klimatyzacji - może mają jakieś grzejniki w tych hotelach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz