Jeśli już mówiłam, że ludzie w Kambodży są przemili, to tak naprawdę nic! Dopiero tu można poczuć prawdziwą życzliwość. Miasteczko samo w sobie jest urocze. Kolonialne budynki przeplatają się z wieloma buddyjskimi świątyniami, które przypominają bajkowe pałace. Porankami natrafić można na grupy zbierających jałmużnę mnichów. A wieczorem idąc wzdłuż bulwaru nad rzeką można dojść do targu nocnego i rozkoszować się pysznym jedzeniem i tanim ciemnym piwkiem.
Black panter. Wszyscy się w mieście uśmiechają i chętnie wdają w dłuższe i krótsze rozmowy. Bardzo chętnie pozują do zdjęć i wielka radość sprawia im oglądanie zrobionych fotografii. Ktoś doradzi gdzie dobrze zjeść, ktoś poleci świątynię. To się przystanie na półgodzinne pogaduchy z lokalsami przy chłodnej lodówce pełnej płynnych smakołyków albo spędzi miło czas na rozmowie z mnichem w cieniu bajkowej świątyni. W Battambang nie można się nudzić. A okolica to kolejne cudo. Wioski pełne życzliwych ludzi przytulone w dzikiej zieleni kolejne świątynie z bardzo rozmownymi mnichami. Do jednej specjalnie otworzono nam wrota i co dziwnego (w przeciwieństwie do innych miejsc) tutaj często spotykam się z zachęcaniem do robienia zdjęć wewnątrz niż zakazem. Do innej też chcieli nas wpuścić, ale młodzi nie znaleźli kluczy. Za to obok była wielka szkoła i posłuchaliśmy lekcji angielskiego. Jeszcze innym ciekawym miejscem jest dom zwany przez tutejszych starym lub zabytkowym. Ma ponad sto lat, typowo po kambodżańsku wzniesiony na palach i ciekawe pamiątki z czasów kolonialnych wewnątrz. Domem zajmuje się chyba równie stara przemiła kobieta władająca biegle francuskim.
Black panter. Wszyscy się w mieście uśmiechają i chętnie wdają w dłuższe i krótsze rozmowy. Bardzo chętnie pozują do zdjęć i wielka radość sprawia im oglądanie zrobionych fotografii. Ktoś doradzi gdzie dobrze zjeść, ktoś poleci świątynię. To się przystanie na półgodzinne pogaduchy z lokalsami przy chłodnej lodówce pełnej płynnych smakołyków albo spędzi miło czas na rozmowie z mnichem w cieniu bajkowej świątyni. W Battambang nie można się nudzić. A okolica to kolejne cudo. Wioski pełne życzliwych ludzi przytulone w dzikiej zieleni kolejne świątynie z bardzo rozmownymi mnichami. Do jednej specjalnie otworzono nam wrota i co dziwnego (w przeciwieństwie do innych miejsc) tutaj często spotykam się z zachęcaniem do robienia zdjęć wewnątrz niż zakazem. Do innej też chcieli nas wpuścić, ale młodzi nie znaleźli kluczy. Za to obok była wielka szkoła i posłuchaliśmy lekcji angielskiego. Jeszcze innym ciekawym miejscem jest dom zwany przez tutejszych starym lub zabytkowym. Ma ponad sto lat, typowo po kambodżańsku wzniesiony na palach i ciekawe pamiątki z czasów kolonialnych wewnątrz. Domem zajmuje się chyba równie stara przemiła kobieta władająca biegle francuskim.
Pewne mieszkanko w okolicy Battambang
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz