poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Angkor- jak Indiana Jones na rowerze

Nie trzeba chyba nikomu mówić co to jest, więc przejdźmy do sedna. Właśnie dla tego miejsca ludzie przyjeżdżają do Siem Riep, a stąd już tylko wypożyczyć rowerek za 1$ by po ok. 20 minutach znaleźć się przy pierwszej i najsłynniejszej świątyni kompleksu Angkor Wat. Oczywiście jest parę innych opcji: tysiące tuk tuków, motocykli i wycieczek, ale ja wybrałam rower.

Siem Reap - backpackerska rozpusta!

Do miasta dostałam się łodzią z Battambang, droga - znaczy rzeka - wiodła przez zielone podmokłe tereny, wąskie kanały, pływające wioski i domki na palach. Z każdej strony machały radośnie dzieciaki. Jednym słowem cudo! A teraz w mieście siedzę już dobre parę dni i nie chce mi się wyjeżdżać. Centrum miasta to typowa oaza rozpusty dla backpackera.
Tanie hoteliki, mnóstwo barów i knajpek z piwkiem za pół dolara. Markety z wszystkim i niczym, masaże za dolara. Od piątej otwierają nocny market z jedzeniem, gdzie jest jeszcze taniej i pyszniej. Ogólnie można się tu rozbestwić.

środa, 24 sierpnia 2011

Battambang - jak w bajce

Jeśli już mówiłam, że ludzie w Kambodży są przemili, to tak naprawdę nic! Dopiero tu można poczuć prawdziwą życzliwość. Miasteczko samo w sobie jest urocze. Kolonialne budynki przeplatają się z wieloma buddyjskimi świątyniami, które przypominają bajkowe pałace. Porankami natrafić można na grupy zbierających jałmużnę mnichów. A wieczorem idąc wzdłuż bulwaru nad rzeką można dojść do targu nocnego i rozkoszować się pysznym jedzeniem i tanim ciemnym piwkiem.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Phnom Penh -zlote swiatynie przy francuskim winie



Miasto kontrastów, które zadziwia i szokuje od pierwszego rzutu okiem. I za każdym spojrzeniem jest tylko lepiej. Pierwsze kroki w nowym kraju i już czuje się różnicę. Ludzie są przemili, po prostu od razu łapią za serce, pomijając fakt że szybciej niż Wietnamczycy rozumieją słowo nie. Tutaj każdy się uśmiechnie, pomoże, czasem zaczepi, by po prostu pogadać. Hotel znaleźliśmy szybko akurat we czwórkę ugadaliśmy się na łodzi z Wietnamu i wszyscy skorzystaliśmy z free pickupu, który miał jeden z towarzyszy. :)

niedziela, 21 sierpnia 2011

Wietnam praktycznie

Waluta: 1 vnd - wietnamski dong, 1$ - 20500 dongów, 1 euro - 29630 dongów
Jezyk: wietnamski, angielski działa jak najbardziej, no chyba że nie chcą nas zrozumieć, to wiadomo jak wtedy jest - nagle nie kumają
O wszystko trzeba się targować, niestety włącznie z jedzeniem
Średnie wydatki w ciagu 20 dni pobytu  na 1 dzień na osobę: ok. 11,2 euro + koszt wizy

sobota, 20 sierpnia 2011

W delcie Mekongu

Wycieczke  na 3 dni po delcie Mekongu z transportem do stolicy Kambodzy wykupilam bardzo sprawnie i tanio. Ot 37 $ z wyzywieniem a ceny zaczynaly sie od 70$. Ma sie juz wprawe w targowaniu z wietnamczykami! Hi hi -i swoje sposoby. Targowac sie trzeba brutalnie i bez skrupulow aczkolwiek z usmiechem na ustach. To tylko biznes nie walka o zycie. Choc bywa to roznie w tym przypadku bylam nawet scigana przez ulice z jescze lepsza oferta hihi. Wycieczka choc w duzej mierze bardzo turystyczna; w koncu tak to z wycieczkami bywa; uwazam za bardzo udana. Nie bylo takiego zametu jak w Halong Bay. Wszystko zrobiono sprawnie a przewodnik rewelacyjny.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Sajgon! -wietnam pelna geba

Sajgon to miejsca na dobre jedzenie i piwko w wyborowym backpackerskim srodowisku.  Wszystko w zasiegu reki i polozone w okolicy jednej backpackerskiej ulicy... To wielkie backpackerskie centrum. PRzy ullicy tysiace hotelikow i hosteli, restauracyjki i bary. Oczywiscie w wietnamskim stylu czyli wszyscy siedzimy na zewnatrz na malych plastikowych krzeselkach. Spedzilam tu wspanile czas zajadajac lokalne smakolyki i popijajac tanie piwko obserwujac tutejsze napedzone wietnamskim charakterem zycie.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Dalat

Zmieniamy klimat na chłodniejszy. Dobrze na chwilę odpocząć od upału i schować się wśród wzgórz. Miasteczko jest przytulne i nie aż tak bardzo skomercjalizowane. Nawet po angielsku już się ciężko dogadać. Na olbrzymim markecie ceny owoców i warzyw dobijają, po prostu grosze! Ciasto bananowe z pobliskiej piekarni - po prostu rozkosz. Więc sycimy nasze żołądki tutejszymi dziwnymi specjałami.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Nah Trang-plazowanie

Z dworca znów zwinięto nas w błyskawicznym tempie. Trzeba się ogarnąć po całej nocy jazdy i na plażę! Na pierwszy rzut oka niewiele więcej to miasto ma do zaoferowania. Ot taki kurort. Chyba najbardziej europejskopodobne miasto jakie widzę w Wietnamie, ale okazuje się, że tylko w centrum przy plaży. Dalej od brzegu zaczynają się dzielnice gdzie rzadko turyści są widziani.

sobota, 13 sierpnia 2011

Hoi An-rozkosznosc w sercu Wietnamu

W tym małym miasteczku można zakochać się od pierwszego spojrzenia. Po prostu urocze. Wśród niskiej kolorowej zabudowy znajdujemy setki przyjemnych knajpek, sklepików i krawców, u których można zamówić szyty na miarę garnitur, europejską czy azjatycką sukienkę za naprawdę grosze. Gotowe w ciągu jednego do dwóch dni.

piątek, 12 sierpnia 2011

Hue - miasto, w którym zaczyna się kochać Wietnam

Hue, które było stolicą Wietnamu od początku XIX wieku do 1945, a obecnie jest centrum kulturalno-religijnym, jest tak naprawdę miasteczkiem dość skromnym. Nie można tu jednak narzekać na nudę ani na brak atrakcji. I ludzie tutaj już inni. Nikt bezczelnie nie rzuca za wodę ceny 20 tys. Każdy jest miły i pomocny. Aż przyjemnie siąść na plastikowym krzesełku na chodniku wokół gara zupy i pogawędzić z kucharką.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Halong Bay - gdzie marzenia zabija brutalna rzeczywistosc

W końcu bus przyjechał i jedziemy. Poczytałyśmy o tych wszystkich machlojkach i zamęcie w zatoce, ale to cośmy tam zastały i przetrwały przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Gdyby nie ludzie z którymi przyszło nam dzielić niedolę, nie wróciłybyśmy uradowane. Program zmienił się już na wstępie, choć nieznacznie: robimy go od tyłu; później już było coraz gorzej.

sobota, 6 sierpnia 2011

Hanoi-miasto miliona skuterow
6.08.11 Udało nam się dostać na tzw. Old Quoter (po naszemu Starówka), znalazłyśmy hostel polecany przez poznaną w Sapie Yve, Green Backpaker hostel. Zaraz przy katedrze Saint James. Nasz dorm na sameeeeej górzeee ;-(( uffff. Po szybkim ogarnięciu się wychodzimy na miasto, a tuuuu jakby młotkiem w głowę, życie Hanoi przypomina wieczna walkę o miejsce na ulicy, na chodniku, jedzenie, klienta. Wszędzie tłoczno i głośno. czytaj wiecej na ourownadventure


Sapa -kulturowa uczta
4.08.11 Sapa... sympatyczne miasteczko w stylu kolonialnym. Francuzi zostawili po sobie nie tylko architekturę, ale także bagietki i kafeterie. Jest niezły targ z owocami,warzywami i garkuchniami, mnóstwo hoteli, guesthousów i restauracji z zachodnim jedzeniem. Samą miejscowość można przejść w ok. 30 min., a dalej wioski, pola ryżowe i coraz bardziej tropikalny las. czytaj wiecej na ourownadventure


Good Morning Wietnam!
3.08.11 Przekraczanie granicy chińsko-wietnamskiej to czysta przyjemność, szybko, sprawnie i bezboleśnie. No ale w momencie kiedy wyszłyśmy z wietnamskiej kontroli paszportowej zaczął się inny świat, inny niż chiński. Hmmm jak tu się dostać na dworzec kolejowy w Lao Cai, żeby złapać busa do Sapy??? no problem. czytaj wiecej na ourownadventure

wtorek, 2 sierpnia 2011

Chiny praktycznie

Waluta: 1 yuan, 1$-6.2 yuana,1 euro-9,3 yuana
Język: chiński, angielski bardzo rzadko
Zaznaczamy, że to był lipiec i ceny jak zawsze w sezonie były wyższe niż zwykle.
Średnia wydatków na dzień na jedną osobę 15 euro (na 34 dni pobytu) i dodatkowo wiza wyrabiana w Ulaan Batar 30$ (rush visa jeszcze 30$), koszty przejazdu przez granicę: 55Y (patrz niżej).

Transport:
Przejazd przez granicę mongolsko-chińską 50 yuan, opłata za obsługę przy chińskiej odprawie 5 yuan

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Chiny -relacje

Granica mongolsko-chinska; jazda bez trzymanki
29 czerwca
Jak przekraczać granicę to z fasonem, niestandardowo, z piskiem opon i hukiem fajerwerków. Dzień wcześniej zapakowaliśmy się do pociągu relacji Ulaan Batar - Zamyn Uud. Po 15 godzinach jazdy dotarliśmy do granicy mongolsko-chińskiej. I zaczęło się.Ostra jazda bez trzymanki. Dosłownie! czytaj dalej na ourownadventure
Klasztor Wudang
30 czerwca
Cholera zaspaliśmy... Zamiast o 4:00 - zerwaliśmy się o 4:30. W kilka minut spakowaliśmy plecaki i szukamy taxi. To wyzwanie o tak wczesnej porze. Jakaś masakra! Prywatny samochód zatrzymuje się... i małżeństwo proponuje nam podwózkę na dworzec. Łapiemy stopa w Chinach! Niewiarygodne! Okazało się, że kobieta mówi po rosyjsku. Boskoooo! czytaj dalej na ourownadventure

W miedzyczasie...
Nie odzywamy się ostatnio, ale mamy tu problemy z chińską polityką internetową i żadne produkty Googla oraz Facebook nie działa. Dlatego kiepsko na razie z relacjami, a tym bardziej z załadowaniem zdjęć.
Jeśli gmail się otworzy od czasu do czasu - to i tak cud. Korzystamy już z programików, które pozwalają obejść złotą tarczę chińskiej cenzury, ale nie wszystko na tym działa poprawnie albo działają tylko podstawowe funkcje. Eh! Trzeba być tu baaardzo cierpliwym. Dodatkowo ulewne deszcze spowodowały zamknięcie drogi do Kunmingu i Litangu. Możliwe, że będziemy zmuszone zmienić planowaną trasę i zrezygnować z przejazdu przez malowniczą Syczuan - Tibetan Highway i próbować dojechać do Shangri-la od południa. Informujemy, że żyjemy, wszyscy mają się dobrze, chińskie żarcie jest pyszne mimo tego, że nie wiemy, co jemy (i niech tak zostanie), a hotele coraz bardziej luksusowe za tę sama cenę. Trzymajcie za nas wszyscy kciuki. Pozdrawiamy spod Emei Shan z hostelu Teddy Bear.
Yinchuan
1 lipca
Pociągiem nocnym jedziemy do Yinchuan. Konduktor ustawia nas w odpowiedniej kolejce. Pociąg zatrzymuje się dokładnie tak, że przed nami jest wejście do naszego wagonu. Z pomocą współtowarzyszy podróży znajdujemy nasze miejsca. W środku strasznie ciasno, aż 3-piętrowe łóżka. Na miejscu jesteśmy z samego rana. Pogoda nam nie dopisuje - pada. czytaj wiecej na ourownadventure


Tianshui i Maiji Shan
Przyjeżdżamy autobusem około 5:30 rano. Chwila na zorientowanie się o co tu chodzi i gdzie jesteśmy. Trzeba się obudzić i odświeżyć po całej nocy w autobusie. Robimy szybką rundkę po mieście. Skromnie tu, ale całkiem przyjemnie. Docieramy w końcu do celu, czyli do Fu Xi Temple. Budyneczek ot, taki sobie - za to okolica niesamowita. Pomiędzy kolorowymi pawilonami i wysokimi chińskimi bramami tańczą liczne grupy pań. W jednym koncie grupa ćwiczy Tai Chi. Gdzieś ktoś wymachuje mieczem, kijem czy wachlarzem.czytaj wiecej na ourownadventure



Xiahe -smak i zapach Tybetu
Jadąc autobusem z Lanzhou obserwujemy zmieniający się krajobraz: tarasowe poletka na zboczach wzgórz, lasy, góry porośnięte trawą. Czerwona glina tutejszej ziemi miesza się z różnymi odcieniami zieleni. Droga wije się doliną i tak docieramy do tybetansko-wygladajacego miasteczka Xiahe. Jedna główna ulica, mnóstwo sklepików knajpek, hotelików, sympatyczni i otwarci ludzie w kolorowych strojach. czytaj wiecej na ourownadventure

Klasztor Labrang- Xiahe
Jeden z największych klasztorów. Zamieszkuje go ok. 1200 mnichów. Wybrałyśmy się na zwiedzanie we trzy (ja, Emilka i Asia) i od razu znalazłyśmy towarzysza wycieczki: chłopak z Mongolii, nasz samozwańczy przewodnik także po buddyjskich zwyczajach. Wręczył nam plik drobnych i wędrowaliśmy drogami pielgrzymów, pozostawiając banknoty pod stupami, posągami Buddy i poprzednich lamów. Dzięki naszemu przewodnikowi zdobywamy zdjęcia z mnichami. W końcu jeden dołącza do naszej ekipy. czytaj wiecej na ourownadventure

Langmusi
Na pierwszy rzut oka ot taka wioska otoczona górami.
Po Xiahe to już nie robi wielkiego wrażenia. W głębi wsi jednak odkrywaliśmy coraz bardziej klimatyczne i piękne miejsca.
Nad miastem górują dwa kompleksy świątyń.
Jeden udało nam się zwiedzić za darmo wchodząc od tyłu po obejściu całego wzgórza. czytaj wiecej na ourownadventure


Songpan i podroz na tysiac klaksonow
9 lipca
Z Xiahe autobus zabrał nas spod hotelu o 6:30, głośno klaksonem oznajmiając swoje zbliżanie się, postój i odjazd.
I tak przez cale miasteczko.I tak w każdym miasteczku na całej trasie... Ech! To i tak mało.W Chinach trąbi się wszędzie i zawsze. Kierowcy wręcz z lubością cisną w swoje trąby. Tutaj chyba je tuningują! Dziwię się, że jeszcze nie ma różnych melodyjek jak na dzwonki do komórek. czytaj wiecej na ourownadventure

Park Narodowy Jiuzhaigou, czyli nad Morskie Oko po chińsku
10 lipca
Kolejna serenada klaksonów dowozi nas pod bramę parku. Spodziewałyśmy się tłumów, ale nie aż TAKICH! I do tego jeszcze pada. Ech! Całą szóstką pakujemy się do parkowego autobusu i jedziemy do pierwszej atrakcji. Jeśli ktoś myśli, by zaoszczędzić 90 Y i nie kupić biletu, niech pomyśli jeszcze raz. Tu odległości między atrakcjami są olbrzymie. czytaj wiecej na ourownadventure


Chengdu
11-13 lipca
Ponad czteromilionowa stolica Sichuanu okazała się bardzo przyjaznym miejscem. Mimo wielkich wieżowców i wręcz europejskich standardów miasto zachowuje ciepły azjatycki klimacik. I jest mimo wszystko - jak na Chiny - spokojne. W porównaniu do miast na północy jest także czysto. Zanika już tu w Siczuanie tradycja wyrzucania śmieci na ulicę, podłogę, w autobusie itp. tak typowa w miastach, które widzieliśmy po drodze. Niedaleko za dworcem znaleźliśmy Trafik Hostel, ale żądali nienormalnych cen za łóżko w dormie. czytaj dalej na ourownadventure

Emei Shan
13-16 lipca
Wznosząca się na wysokość 3077 m jedna z czterech słynnych gór buddyjskich w Chinach. W gęstym lesie ukrytych jest mnóstwo świątyń, a po ścieżkach hasają tybetańskie makaki. Na szczyt prowadzi parę ścieżek wyłożonych betonowymi schodami, a tych schodów jest trochę gdyż wspinaczka zaczyna się od około 550 m. n.p.m. Przed odważnymi ponad 2500 m w górę.Jeszcze czuję moje nogi. Auć! czytaj dalej na ourownadventure

Do miasta Leszan mamy niedaleko, więc bagaże zostawiamy w Emei town. I tak stąd mamy pociąg do Panzhihua. Trasa została zmieniona, ponieważ droga przez Kanding i Litang jest nieprzejezdna z powodu ulewnych deszczy. Jest to część Tibetan Sichuan Highway, która jest w bardzo kiepskim stanie, jednakże jest trasą bardzo malowniczą. Będziemy starać się dostać do Shangri-la od południa. Tymczasem Bartek postanowił udać się do Tybetu. czytaj dalej na ourownadventure

Lijiang
Centrum chińskiej turystyki, malowniczo położone wśród gór, podzielone jest na nowe i stare miasto. Choć stare to tylko z nazwy i trochę na stare zrobione. Taka już moda na budowanie starówek w każdym mieście. Dostajemy się tu busem z dworca i szukamy noclegu. Zaczyna się nieciekawie, ale mamy jeszcze parę tanich opcji z przewodnika. czytaj wiecej na ourownadventure

Shangri-la
Kiedy odkryto, że niewielkie miasteczko Zhongdiam posłużyło za pierwowzór Shangri-la w powieści "Zaginiony horyzont", szybko zyskało na popularności i rozrosło się w zawrotnym tempie. W 2007 roku nazwę oficjalnie zmieniono. Etnicznie przynależące do Tybetu miasto położone jest na wysokości 3300 m. n.p.m. pomiędzy malowniczymi górami. Dla nas to już nie problem. Do wysokości przyzwyczailiśmy się w Xiahe i Langmusi. ale inni łapią tu bardzo szybko zadyszkę. Okolica obfituje w niezliczone możliwości trekkingowe - oczywiście w odpowiednich cenach. czytaj wiecej na ourownadventure
Wawoz skaczacego tygrysa czyli do you nida horsa
Rano już nie padało, ale do wąwozu pojechaliśmy zaciskając kciuki by pogoda się utrzymała i żeby nas do wąwozu wpuszczono, ponieważ z powodu bezpieczeństwa szlak po ulewach jest zamykany. Później przyszło nam się przekonać dlaczego. Pogoda udała nam się wyśmienicie. Było gorąco. Aż za gorąco. Duże plecaki zostawiłyśmy zaraz za bramą w Jane's GH za free. Po paru krokach asfaltem pan na czymś osłowato-koniowatym wskazał odbicie na szlak, po czym poszedł za nami. I tak już z nami pozostał.czytaj wiecej na ourownadventure


DALI!!! ah Dali Dali
Oryginalnie "funky banana-pancake backpacker hang-out in Yunnan", jak pisze Lonely Planet, było miejscem do wyluzowania się, wciśniętym między góry a jezioro Erhai. Po prostu bajkowo! Albo raczej nie - bo nie ma w tym miejscu nic słodkiego czy uroczego. Tylko surowa prostota i wręcz bezczelna wolność, która sprawia, że ludzie z całego świata decydują się tu zostać na parę miesięcy, lat, a nawet na całe życie. Najazd dość oryginalnych białych, którzy odkryli tutaj miejsce dla siebie, sprawił, że Dali żyje dziką mieszaniną kultur. Tego się nie da opisać. To trzeba poczuć, przeżyć, przepić... czytaj wiecej na ourownadventure



Kunming i Shi lin
W stolicy prowincji Yunnan jesteśmy zmuszeni zostać parę dni ze względu na czas wyrabiania wizy do Wietnamu. Magda znalazła nam bardzo przyjemny hostel: The Hump, położony w samym centrum przy wielkich pawilonach i galeriach. Na tarasie można się zrelaksować i podziwiać tańczące na placu poniżej grupki. W nocy okolica rozbłyska kolorowymi neonami. Jak to w Chinach bywa, znalazł się nawet targ z jedzeniem. czytaj wiecej na ourownadventure

Tarasy ryżowe Yuang yang
Do miasteczka położonego niedaleko kompleksu tarasów zajechałyśmy autobusem sypialnianym około 5 rano. Pozwolono nam pospać jeszcze do około 7. Minibusikiem zajechałyśmy pod kasę biletową i rozgościłyśmy się w Fotograph hotel naprzeciwko. Spod prysznica w pokoju cudny widok na okolicę. Właścicielka poleciła nam, co najlepiej zobaczyć i jak zrobić  by najmniej zapłacić. I najważniejsze - kuchnia w hoteliku wyśmienita!! Bakłażan rozpływa się w ustach. czytaj dalej na ourownadventure