Dzisiaj testujemy transport w Myanmarze. Taksówka wywozi nas gdzieś hen poza miasto, gdzie obskakuje nas tuzin panów, którzy zaciągają nas do kasy. Z kupnem bilecików do Kinpun nie było problemów. Odjazd zupełnie niepunktualnie, a autobus zupełnie pełen. Na miejscu jak zwykle wszystko dzieje się samo. Hotel sam znajduje nas oczywiście.
Po krótkim targowaniu bierzemy całkiem obszerna czwóreczkę z klimatyzacją której w sumie nie ma bo albo nie ma prądu albo napięcie jest tak kiepskie że ledwo wieje.Z samego rana wraz z Ania I Maxem decydujemy się na wspinaczkę do Złotej Skały. Myśląc, że jeszcze zdążymy na popołudniowy autobus do Bago nadajemy sobie ostre tempo. Po drodze mijamy malutkie wioski pełne uśmiechniętych rozwrzeszczanych dzieciaków. Ludzie są tutaj niesamowici. Prawie każdy przystaje i czeka aż mu się zdjęcie zrobi. Pan z koszami, pani w kolorowej chuście, pan z wielkim nożem, gromadka młodych mnichów. Nawet jeśli nie mamy ochoty - nie ma innego wyjścia. Zdjęcie musi być i kropka - a ile radości im sprawia oglądanie. Suniemy pod gorę całkiem ostrym tempem łapiąc na wirażach od innych pielgrzymów to birmanską wódkę, to jakieś smakołyki. Szczyt nie byłby
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz