piątek, 30 grudnia 2011

Katastrofa w Torres del Paine

Dziś zamknięto na dobre bramy parku Torres del Paine na południu Argentyny, gdzie mamy się zamiar wybrać za około dwa tygodnie. Według chilijskich wiadomości spłonęła zatrważająca ilość terenu oraz doszczętnie jedno schronisko. Jeszcze dwa dni temu pozwalano zostać turystom w parku na własne ryzyko, obecnie ludzi ewakuują. Zobaczymy co będzie jak tam się zjawimy. Chilijskie wiadomości z nagraniem pożaru tu; http://www.cnnchile.com/salud-medio-ambiente/2011/12/30/el-escenario-de-la-zona-de-catastrofe-en-torres-del-paine/

czwartek, 29 grudnia 2011

Singapur - kultura pełną gębą

Tak to dziwnie się stało, że na pożegnanie Azji zwiedzamy już duże miasta. Do Singapuru zawitaliśmy tylko na chwilę przed wylotem do Buenos Aires. I bardzo się cieszę że tak się stało, gdyż miasto bardzo mi się spodobało. Oczywiście jak na miasto.
Po 7 miesiącach w Azji Singapur to jakieś dziwne miejsce. Niby Azja, a niby nie. Zupełnie inna kultura. Widać że ludziom żyje się tu dobrze.

Info praktyczne i podsumowanie Malezji

Waluta: malezyjski ringit (RM) to prawie tyle samo co złotówka 1RM - 1PLN, na jeden dzien pobytu wydawalam srednio: 88 RM, czyli około 20 Euro.
Język: malezyjski, angielski; Internet: ok 2,5RM za godzinę; Wifi - szeroko dostępne.
Bardzo dobrze działa poczta malezyjska i jest także jedną z najbardziej zaufanych. Paczka do Polski 5kg - 37RM drogą lądową, doszla po 5 miesiacach ale doszla :)
Obiadek:
srednio 5-8 Rm W parkach narodowych Borneo drozej
Zakupy spozywcze Ceny w sklepach spożywczych szaleją na kontynencie jak i na Borneo. Różnice w cenie tego samego produktu mogą być czasem bardzo znaczne, więc warto pochodzić i poszukać. Lepiej unikać Seven Eleven, KK i innych sieciówek, które są o wiele droższe i szukać lokalnych sklepików.
Np: chleb tostowy ok 2-4RM; jogurt mały od 1,90RM; ser żółty w plastrach od 5RM; puszka kukurydzy ok. 2-3RM; piwo puszka mała od 3RM (ale zasadniczo ok 5RM do nawet 8RM) piwo duże od: 10RM

środa, 28 grudnia 2011

Kuala Lumpur - takiego zamieszania to jeszcze nie było

Miasto nadzwyczaj szalone! Po chwili człowiek zaczyna się zastanawiać czy są tu w ogóle jacyś Malezyjczycy jako tacy. Z każdej strony głównie Hindusi i Chińczycy, gdzieś tam przewinie się wycieczka z Korei i paru białych turystów. Przypomina mi to pewną zabawną sytuację którą miałam w Londynie, gdy na Liverpool Station dłuższą chwilę szukałam kogoś kto mówi po angielsku by zapytać o drogę. (hi hi)

niedziela, 25 grudnia 2011

Kuching - świątecznie, pośród dobrych ludzi

Jakoś tak dziwnie nam się składa, że im dalej na zachód tym przyjemniej jest na tym Borneo, a Kuching to już rewelacja. Odkąd opuściliśmy Sabah wszystko idzie tylko lepiej i milszych spotykamy ludzi i lepiej nam się spędza czas. W Kuchingu znaleźliśmy swoje miejsce i wspaniałych ludzi już w pierwszych chwilach pobytu, zaraz jak przekroczyliśmy próg B&B Inn. Z zewnątrz wygląda obskurnie i byliśmy trochę przerażeni, ale w środku atmosfera wspaniała.

sobota, 24 grudnia 2011

PN Bako - rude sadzawki i białe klify

PN Bako - Coś wspaniałego i zupełnie nowego na pożegnanie Borneo! Inna roślinność, więcej żyjątek, piękne plaże i malownicze klify - no tego tu jeszcze nie było. Bus z centrum Kuching zawozi nas za 3,50RM nad przystań, gdzie dalej łódką dostajemy się do parku. Sama przejażdżka łódką to już nie lada atrakcja! Malutką motorówką kołyszą wysokie fale, a ta skacze po nich jak zwariowana. Nie powiem; trzymałam się mocno i porządnie zapięłam kamizelkę ratunkową.

czwartek, 22 grudnia 2011

Strzelanie z dmuchawki czyli trochę kultury

Podczas pobytu w Kuching pojechaliśmy na pół dnia do miejsca, gdzie odbywa się Rainforest World Music Festiwal czyli do Sarawak Cultural Village. Wiadomo że to sztuczne i turystyczne, ale widzieliśmy już dżunglę, widzieliśmy jaskinie, różne zwierzęta i roślinki, to teraz przyszedł czas na trochę poobcowania z kulturą. Ośrodek zaskoczył nas bardzo przyjemnie. Okolica przepiękna.

wtorek, 20 grudnia 2011

PN Mulu 2 - w oparach nietoperzego łajna

Park Mulu w porównaniu do poprzednio zwiedzanego Niah to olbrzymi kompleks, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie. Canopy skywalk na wysokości 20-30 metrów, jaskinie w tym dla
fascynatów adventure caving z wpływaniem i zwiedzaniem nieturystycznych części jaskiń. Fascynujące trekingi, wodospad itp. Deer Cave powaliła mnie nawet bardziej niż te w Niah. Choć Niah to urocze miejsce z miłym klimatem, to jednak o wiele większy park Mulu dostarcza o wiele więcej atrakcji. Czasu nie mamy jednak dużo. Na Trekingi z campu 5 trzeba mieć więcej także pieniążków i wcześniejsze rezerwacje, dlatego skupiliśmy się na krótszych trasach.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

PN Mulu - jeszcze zza ogrodzenia

Wylądowaliśmy liniami Maswings na małym lotnisku w dżungli. Linie zresztą uwielbiam: napoje podczas lotu, kanapki i czekoladowa babeczka :) Wcześnie kupiony lot wychodzi całkiem tanio. Zatrzymaliśmy się w Mulu Homestay zaraz koło bramy parku. Okazał się strzałem w dziesiątkę za 15RM od osoby. Domek prosty, do prysznica przechodzi się przez część
zamieszkaną przez miłą rodzinkę. Prąd jest z generatora tylko od 6-9 wieczór, ale nikomu to nie przeszkadza. Gospodyni Monika biega przy gościach i swoich dzieciach jak szalona, a dzieciaki, koty i kury płaczą i bawią się gdzie popadnie.

sobota, 17 grudnia 2011

Spektakularne! Imponujące! - Jaskinie Niah

Spacer przez park zajmuje tylko około 4-4,5 godziny, ale to 4-4,5 godziny pełne zachwytu nad otaczającą nas dziką dżunglą lub zjawiskami krasowymi. Wielkie komnaty, ciemne tunele, malunki naskalne, tysiące piszczących nietoperzy. Z każdym krokiem robi się coraz ciekawiej. Nawet w drodze powrotnej tą samą ścieżką odkrywamy nowe widoki lub spotykamy nowe zwierzęta.

czwartek, 15 grudnia 2011

Sepilok - czułości nigdy za wiele

Centrum rehabilitacji orangutanów jest naprawdę miejscem niesamowitym. Choć z punktu widzenia turysty nie wiele jest tu do zobaczenia, to cel ośrodka i praca ludzi tutaj to coś wspaniałego i wartościowego. Ludzie są przemili. Coś niesamowitego jak na Malezję. Panuje tu miła atmosfera. Każdy się do nas uśmiecha i wszyscy są tu oddani sprawie. Widać, że wkładają w pracę całe serce.

Sukau - zachód nad rzeką Kinabatangan i nocny spacer po dżungli

Zaczynamy nie lubić Borneo! Eh. Od pierwszych chwil kiedy opuściliśmy KK wszystko idzie nie tak.Wiadomo zdarza się. Transport się nie ułoży czy coś ale dlaczego tu każdy podkłada nam nogę na każdym kroku. Z premedytacją i samozadowoleniem. Pośród wszystkich państw na mojej trasie jest to najmniej gościnne miejsce. Każdy każdemu tu ręce myje i byle by tylko wyciągnąć od biednego backpackera więcej kasy.

wtorek, 13 grudnia 2011

Kota Kinabalu: śnieg na Borneo i Merry Christmas to Everyone

Przylecieliśmy bardzo późno w nocy więc pierwsze co robimy na Borneo: idziemy spać:) Wymieniliśmy się jeszcze numerami z szalonymi Polkami, które poznaliśmy na lotnisku. Jak to Polak z Polakiem - napić się będzie trzeba :P Mieliśmy zarezerwowane miejsce w Beachhouse zaraz nieopodal by się nie włóczyć taksówkami o dziwnej  porze. Na miejscu niepodzianka: dorm zajęty i dostajemy dwójkę w cenie dormu.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Indonezja praktycznie od Emi

Język angielski na Bali bardzo popularny, na Jawie bardzo podstawowy
waluta: indonezyjskie rupie: przelicznik miejscowy: 8-9tys=1$, dolar nie jest w powszechnym obrocie. Czasem można płacić w $ za wycieczki. Bankomaty powszechnie dostępne, zdarza się że niektóre pobierają opłaty.
Internet Kuta-6 000/h, Ubud: 6-12 tys, Jawa: 3-10tys. Wifi średnio dostępne, ale dość sprawne.
Średni budżet na 24 dni pobytu 20,5 $ na dzień wraz z opłatą wylotową 150tys Rp, dodatkowo wiza 25$.  W kosztach Bintang za ponad 2$ butla, pamiątki i nowe komplety bielizny. Więc spokojnie można obniżyć budżet o 3$/dobę ale myśmy nie oszczędzali szczególnie:) żyje się raz.

Pangandaran - wioskowa kultura po jawajsku

Jawajczycy opisują to miejsce jako najwspanialszy jawajski kurort a naprawdę jest to urocza wioska otoczona polami ryżowymi i lasami palmowymi gdzie oprócz turystyki wciąż najważniejsze jest rybołówstwo. Mimo tsunami w 2006 roku, którego niszczycielska moc można jeszcze zobaczyć w części południowe miasteczko podniosło się z gruzów bardzo szybko.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Merapi, Prambanan i wioska Katagede - Gdzie nas motocykl poniesie 2

Jeden z najbardziej aktywnych wulkanów w okolicy; sięgający 2911 m.n.p.m wulkan Merapi wraz z naszym przybyciem schował się za gęstymi chmurami. Godzina jazdy naszymi maszynami pod górę i pół godziny kluczenia po okolicznych wioskach a majestatyczny stożek jak znikł tak już się nie pojawił. W okolicy jednak można było odczuć jego nieograniczoną potęgę. Tylko martwe ogołocone z liści pnie drzew pokrywały okoliczne wzgórza. Po zostawieniu motocykli na parkingu można było jeszcze kilometr podejść w głąb strefy zero.

Gdzie nas motocykl poniesie: Yogja, Borobudur i okolica

Yogja wita nas wąskimi, kolorowymi, zacisznymi uliczkami okolicy Sosrowijayan. Półprzytomni błądzimy w krętym labiryncie hotelików, restauracyjek, domków i agencji turystycznych w poszukiwaniu jakiegoś przytułku w sam raz dla nas. Ja Max i Michala przez zaspane jeszcze oczy podziwiamy dziwną romantyczną scenerię. Dzieciaki biegają wokoło bez jakiegokolwiek celu, miejscowi siedzą na swoich kwiecistych tarasikach machając życzliwie, nad głowami wiszą klatki z różnymi ćwierkającymi ptaszkami a pod nogi przyplątał się nie wiadomo skąd jakiś królik. Domy pootwierane są na oścież i co jakiś czas zaglądamy komuś do kuchni czy do salonu.

niedziela, 4 grudnia 2011

Bromo - wyjęty z rzeczywistości

Spacerkiem dostajemy się spod hotelu w miejsce z którego odjeżdżają busy Probolingo-Cemoro-Lawang. Odjedzie gdy się zapełni. Więc czekaliśmy... czekaliśmy... długo... bardzo długo... eh niski sezon. W końcu zapakowaliśmy się do środka i po godzinie jesteśmy na miejscu. Razem z Michalą z Czech nocujemy w homestayu Yog. Zaprzyjaźniliśmy się i dalej będziemy podróżować razem. Hip hip hurra - w grupie raźniej. Jeszcze Bakso oraz pogaduchy z miejscowymi w pobliskim Warung i idziemy spać.

czwartek, 1 grudnia 2011

Ijen - w samym sercu siarkowych czeluści

...Na samym dnie widok był jeszcze bardziej powalający. Opary siarki były tak gęste że prawie wypalały oczy. Co jakiś czas chmura przesuwała się w inną stronę odsłaniając jezioro, ściany krateru lub buchające dymem rury i krystalizującą się na nich siarkę. Nie dało się oddychać. Robotnicy doradzili by zwilżyć chustę i naprawdę było lżej ale tylko na chwilę. Siarkę czuje się w gardle, płucach. Później doszliśmy do wniosku że siarką się także pocimy... Co my tu robimy? Jak się tu znaleźliśmy? Więc od początku: