Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kolumbia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kolumbia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 sierpnia 2012

Kolumbia -praktycznie

Waluta: Peso kolumbijskie: 1850-1$ (na granicy z Ekwadorem) 1 Euro-2240 (wg bzWBK); W ciągu 29 dni pobytu wydawałam 21,5 Euro na dzień. Głównie kasa szła na bardzo drogi transport. Jak zwykle lubimy sobie trochę pokosztować wiec nieco pieniążków poszło na lokalne smakołyki :)
Język: hiszpański latynoamerykański; angielski średnio popularny  (najlepszy angielski w Am. Płd.)
Bankomaty:w większości nie pobierają opłat dodatkowych; czasem proszą o darowiznę (?)
Pralnie: nie łatwo znaleźć i są drogie: 1tys za rzecz; średnio 5 tys za kilo; rewelacyjna i tania pralnia w San Gil na carrera 11 kawałek za dworcem lokalnym. 2 tys /kilo

środa, 1 sierpnia 2012

Medellin- w centrum wydarzeń

Najniebezpieczniejsze miasto świata według Interpolu do 2003 roku, stolica karteli narkotykowych i drugie co do wielkości miasto Kolumbii. To stąd Pablo Escobar wprowadzał zamęt w całe życie Kolumbii i rządził największym narkotykowym handlem. Miasto po przejściach, miasto którego historia odbiła się na historii całego kraju.  Czego więcej sobie życzyć na koniec podroży dookoła świata? Trochę towarzystwa, wiec zatrzymaliśmy się w luksusowym imprezowym hostelu Kiwi w modnej dzielnicy El Poblado. Zostały nam już tylko dwa dni do wyjazdu. Po mieście spacerowaliśmy ot tak bez żadnego celu. Bardziej skupiliśmy się na pożegnalnym obcowaniu z kulturą.

poniedziałek, 30 lipca 2012

W Błotnym Wulkanie

Doświadczenie jedno w swoim rodzaju. Należy do tych wycieczek które mało warte są swojej ceny, ale jakby się ich nie odbyło to by człowiek zawsze zastanawiał się: a jak to się pływa w wulkanie? A więc wybraliśmy się i otóż nie pływa się ale unosi się. W gęstej mazi czuliśmy się jak w stanie nieważkości. Wystarczy, że ktoś delikatnie traci i się obracamy. Trzeba przyznać że paskudna maż jest na prawdę paskudna. Mogłabym kłócić się z tym leczniczym zastosowaniem, a poruszyłabym jednak kwestie higieny kiedy cały tłum moczy się w tym samym świństwie. Tak czy owak było wesoło. Nieważkość, obrzucanie się mazią, trącanie dla stracenia równowagi i oskarżanie się nawzajem za puszczanie baków gdy wulkan bulgotał wypuszczając swoje śmierdzące siarką gazy. Przygoda dość krótka, ale doświadczenie zostaje na zawsze.

piątek, 27 lipca 2012

Cartagena- to nie był film

Na typowym kolonialnym balkoniku z nieco odrapaną balustradą siedzieli panowie w białych kapeluszach panama i rozpiętych na wpół białych koszulach leniwie wychylając piwka. Piersi towarzyszących im pań świeciły od potu. Mimo późnego wieczoru upał tropików upośledzał każdy ruch i spowalniał rozmowę. Z balkoniku rozpościerał się widok na typowe karaibskie scenki rodzajowe rozgrywające się pośród kolorowych kamienic centrum Cartageny. Można tu było kręcić film z początku XX wieku gdyby tylko krzesła nie były plastikowe. Takim oto klimatem wciągnął nas hotel Espaniola i samo miasto. Prawie Jak podróż w czasie lub obrazy z filmów o podróżnikach czy biznesmenach z Imperium Brytyjskiego. Hotelik klasy średniej o małych prostych pokoikach z wiatrakiem ale z pościelą, ręcznikami i rożnymi drobiazgami pokrytymi nadrukami lub naszywkami z nazwą hotelu :) To dodawało wszystkiemu jeszcze większego uroku i dopełniało klimat.

środa, 25 lipca 2012

Po prostu życie... w Taganga!

To rybacka wioska 15 minut busem z centrum Santa Marta i jak dla nas o wiele lepsze miejsce do zwiedzania bogatej i ciekawej okolicy. Tutaj zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilę oddając się karaibskiemu lenistwu, atmosferze i powoli wsiąknęliśmy w tutejszy rytm życia. Woda czysta, plaża minutę od hotelu, kolumbijskie klimaty sklepowo-kawiarniane, karaibska muzyka, europejskie imprezy klubowe, hamaczek palemka i rum... Taganga to nie jest jakieś nadzwyczajne miejsce. To mieszanka leniwej rybackiej wioski, centrum urlopowego kolumbijskich turystów i backpackerskiego chilloutu ale właśnie to nadaje jej uroku.

niedziela, 22 lipca 2012

Santa Marta - w gorącej kipieli karaibskiego miasta


Strasznie cieszyliśmy się że z dworca pojechaliśmy prosto poza miasto. Santa Marta nie jest dla nas miejscem by się zatrzymać jeśli niedaleko jest Taganga, ale na pewno jest to miejsce warte do odwiedzenia by zobaczyć i poczuć na własnej skórze typowe karaibskie, tłoczne, gorące, żywe miasto i cały ten karaibski klimat. Przyjeżdżaliśmy tu nie raz czy po drodze do Minca, Parku Tyrona czy po prostu na zwiedzanie. Nie ma tu jednak przyjemnej plaży ani miejsc w których można schować się przed upałem. Nabrzeże mimo ładnego chodnika, palemek i drzewek jest nieco zatęchłe.

czwartek, 19 lipca 2012

Tayrona Park -karaibski raj


 Karaibskie kolory czystego morza, biały drobny piasek i cień palm -perfekcyjne plaże!-to najważniejsze elementy  Parku Tayrona . Do tego dodać jeszcze wspaniałe spacery przez gęstą dżungle, spotkania z małpami czy pelikanami i byłoby rewelacyjnie gdyby nie towarzyszył temu turystyczny tłok, potop końskich odchodów i drastycznie wysokie ceny już pomijając niski standard. W końcu nocleg w hamaku w takim miejscu to tylko dopełnienie karaibskiej przygody, ale dlaczego za takie pieniądze. Na szczęście kiedy się rozłożyliśmy pod palemką na plaży zajadając znalezionego nieopodal kokosa w głowie został już tylko wspaniały widok i karaibska bryza. I tylko spadające z nieba kokosy mogą zmącić ten idealny relaks.

środa, 18 lipca 2012

Minca - wodospady, dżungla i orzeźwienie

Żeby uciec na chwilę od żaru karaibskiego wybrzeża i trochę ruszyć nasze pupy spod palmy na plaży postanowiliśmy wybrać się do Minca. To mała osada w górach godzinę jazdy z Santa Marta. Miejsce położone w całkiem przyjemnym kawałku lasu pośród wodospadów i kawowych upraw. Klimat jest tu nieco chłodniejszy i tylko ceny w sklepach wyższe. Dojechaliśmy tam taxi-colectivo z Mercado (okolice carrera11 i calle 11). Wioseczka okazała się bardzo kolorowa, kwiecista, a po okolicy jest położonych mnóstwo eco-hotelików gdzie można się hamakować w naturze.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Karaibska sielanka!


Oto co robię teraz od paru dni, wiec nie mam czasu pisać... może jutro....MANANA :) Jak to mówi Max: "nie skończyłem robienia niczego wczoraj wiec kontynuuje i dziś..." Pozdrowienia z karaibskiego wybrzeża!!

poniedziałek, 2 lipca 2012

San Gil, Barichara i inne wioski


San Gil tak popularna destynacja wielu backpackerów to jak dla mnie miejsce tylko na bazę wypadową. Ruchliwe miasteczko nie ma wiele do zaoferowania poza typowym kolumbijskim klimatem czyli kawiarenki, sklepiki owocowe i wylegiwanie się na ławeczce w centrum bez zupełnie żadnego celu. Malownicza Barichara i malutka zapomniana przez czas wioska Guana są główną atrakcją tego regionu jak dla mnie. Oba miejsca zagubione pośród wspaniałych wzgórz i kanionów. Pomiędzy wioskami odbyliśmy rewelacyjny spacerek przez kolumbijskie tereny zielone i farmy.

sobota, 30 czerwca 2012

Villa de Leyva - dinozaury i ser w czekoladzie


Villa de Leyva to urocza mała wioseczka o typowych białych kolonialnych zabudowaniach. Miejsce w sam raz na relaks, rozkoszowanie się gorącą czekoladą z serem w uroczych kawiarenkach i leniwe spacery po okolicy. Tam pośród uroczych hacjend i zielonych pól skamienieliny dinozaurów, ruiny Muisca i malownicze jeziorka. Był weekend więc miasteczko było pełne kolumbijskich turystów i zaczęliśmy się obawiać, że nie znajdziemy taniego lokum. Jednak jakimś cudem natknęliśmy się na panią u której Max utargował pokój dwuosobowy za 25tys.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Bogota - kolumbijska mieszanka wybuchowa


Stolicę zwiedzaliśmy wraz z Alejandro i Jego siostrą, którzy zaprosili nas do siebie przez stronę Couchsurfingu. Dzięki nim mieliśmy lepszy wgląd w miasto, jego mieszkańców, a także historię Kolumbii. Opowiedzieli nam jak to było w tych nie najlepszych czasach. Widać było, że to nie był to dla nich przyjemny temat. Nawet teraz Bogota nie jest bezpiecznym miastem. Po zmroku lepiej wziąć taksówkę, a do niektórych regionów policja wręcz zabrania wstępu. Kolumbijski klimat uderzył w nas ze zdwojoną siłą. Z jednej strony zrelaksowane pełne knajpek i karaibskiej muzyki kolorowe kamienice dzielnicy Candelaria, a z drugiej brudne, dzikie ulice i podejrzane typy.

piątek, 22 czerwca 2012

Salento i Cocora- tropikalna bajka o aromacie kawy

Kolumbia coraz bardziej zatapia swe sidła w naszych sercach. Salento i Valle de Cocora może nie są miejscami spektakularnymi, ale szczególny klimacik cukierkowych ulic, latające koliberki, przymglone doliny porośnięte palmami  i oczywiście kolumbijska życzliwość powoduje że może wbić się w pamięć na długo. Jest to jedno z tych miejsc które potrzebują nas mniej niż my ich. Życie w miasteczku toczy się zupełnie poza nami dzięki czemu możemy bez przeszkód je obserwować, uczyć się go i w końcu w nie wsiąknąć i się zakochać. Tak jak w zapach kawy unoszący się leniwie pośród uliczek i tropikalnych palm.

środa, 20 czerwca 2012

Pustynia Tatacoa i przeprawa do Salento


Nasza podróż z San Agustin do Salento opierała się głównie na radach i informacjach od lokalnych. W sumie tylko częściowo zgodnych z rzeczywistością ale jakoś dojechaliśmy a po drodze zwiedziliśmy na szybko pustynię Tatacoa gorąco polecaną przez jednego Kolumbijczyka z miasteczka. Wszystko miało być łatwo, sprawnie i taniutko. Było nieco drożej, wolniej ale pomimo męczącego dnia i krótkiego snu było całkiem fajnie. San Agustin opuściliśmy nad ranem zaraz po pożywnym jajecznym śniadaniu i pojechaliśmy do Pitalitu.

wtorek, 19 czerwca 2012

San Agustin - konie i grobowce

Mamy za sobą kolejna archeologiczną przygodę i przeprawę przez dzikie kolumbijskie ścieżki gdzie bez maczety i gumowców lepiej się nie zapuszczać. Spędziliśmy dwa dni na odkrywaniu starożytnych grobowców na koniu, na piechotę i różnym lokalnym transportem. Okolica pełna jest kamiennych figur lub kamieni z wyrytym rysunkiem które pełniły rolę strażników i były postawione przed  grobami. Jednak wszystko jest dla nas identyczne i po pewnym czasie się nudzi. Figura za figurą, kamienna głowa za kamienną głową, dziura w ziemi za dziurą. Gdyby nie sielankowa okolica, hamaczek z super widokiem i rewelacyjni ludzie kolejny dzień zwiedzania uważałabym za marnowanie czasu. Oczywiście dla archeologa i kogoś zainteresowanego symboliką starożytnej sztuki jest to raj.

sobota, 16 czerwca 2012

Popayan: Kolumbia con mucho gusto


Zatrzymaliśmy się tu na jedną noc po 8 godz jazdy z Ipiales. Hotelik znaleźliśmy niedaleko dworca po drodze do centrum. Rewelacyjnie tanio! Bo tylko 20tysCOP /2os to 5$ za osobę a tak nas straszono ze wszystko w Kolumbii jest drogie. Na razie tylko ceny transportu nas szokują. Na przykład bilet to San Agustin 5 godzin 25tys (13$) i ani tysiaka mniej. Po za tym wszystko jest nowe, ciekawe –jesteśmy w Kolumbii!! Miasteczko Popayan nie jest bardzo duże, ale ma bardzo ładne centrum pełne białych zabudowań i na pierwszy rzut oka widać że to państwo jest jeszcze bardziej rozwinięte niż Ekwador czy Peru, już nie wspominając o Boliwii.