Po powrocie do miasta pozwiedzaliśmy okolice zostawiając plecaki w agencji. Jeszcze ostatni raz przed rozstaniem poszliśmy z naszymi nowymi znajomymi na kolacje. W końcu normalne ceny! Za ćwiartkę kurczaka i frytki tylko 14 Bolivianos! (około 2$) Także nie ma problemu z zakupem biletów na autobus i o 8mej wieczorem zapakowaliśmy się w drogę do Tupizy. Atmosfera na dworcu – jeśli tak można nazwać ulice w środku miasta zapełniona ludźmi autobusami i spalinami - była na skraju szaleństwa. Ciemno, nic nie widać i nikt nie wie gdzie nasz autobus. O peronie można pomarzyć. W końcu ktoś zawołał, że na końcu ulicy i cały tłum ruszył w danym kierunku. Jedno wielkie zamieszanie. Bagaże każdy wrzuca sam do bagażnika, później ktoś przekłada, miesza. Biletów nikt nie sprawdza. Ech, jest klimacik. Bus stary rozpadający się ale wciąż przyjemniejszy niż niejeden polski autokar. Przed nami pierwsza, w dodatku nocna trasa w boliwijskim autobusie.
Zobacz poczatek wyprawy: Trzydniowy-jeep-tour: boliwijskie cuda.
solna piramida ktorych miliony mielismy pod naszymi biednymi stopami
Tak wlasnie to wyglada:
Nasz ostatni lunch: Brodząc po kostki w wodzie
Sol wszedzie sol i wiecej soli:
Pociagi:Uyuni - całkiem przyjemne miasteczko:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz