San Pedro de Atacama daje tyle możliwości na spędzenie wolnego czasu ze nie można się nudzić.Tyle ze wszystko drogie albo strasznie drogie wiec jedynym wyjściem dla nas było wynająć rowerki i ruszyć przed siebie.Okolica oazy jest przepiękna mimo że kolory dość monotonne bo tylko wszelkie odcienie rudego :) Jedynie horyzont uwieńczony jest łańcuchem ośnieżonych wulkanów. To jest jeden z tych krajobrazów które trzeba zobaczyć na własne oczy bo ani słowo nie opisze ani zdjęcie nie pokaże przymglonych w oddali gór i piaszczystej przestrzeni wokół nas.
Jazda na rowerze w taki upał nie jest najprzyjemniejsza ale co tam. Na szczęście nie wiadomo skąd przywiewa nam chłodny wiatr. Cienia nie ma ani kropeczki, a my suniemy przez pustkowie w stronę doliny księżycowej i doliny śmierci. Po drodze jeszcze spotykamy ostatnie rozruchy karnawałowe. Cała ciężarówka karnawałowych przebierańców i grajków którzy zatrzymują się po drodze w nielicznych na pustyni budyneczkach i przyśpiewują biczując zieleniną. Dolina księżycowa ze swoim solnym śniegiem jest niesamowita. To krajobraz stworzony przez wiatr, wodę i piasek. Cudo. Ogólnie poza wyprawami na rowerze leniuchujemy w hamaku. Wieczorem zostajemy zaciągnięci gdzieś na peryferie miasta na grilla i domową imprezę przez Ale którego poznaliśmy w Pucon podczas święta piwa. Impreza była rewelacyjna! Wszyscy mówili po angielsku bo większość to pracownicy agencji z miasta, dzięki temu było nam się łatwiej komunikować. Mięcho z grilla było wyśmienite, a późno w nocy jeden z przewodników zaczął opisywać nam niesamowicie rozgwieżdżone niebo. W San Pedro życie jest po prostu super! Fajni ludzie, husianie w hamaku, rowerem przez pustynię i codzienne imprezy. Tylko drogo. Musimy uciekać, bo utkniemy tu jak wielu podróżników:) Przed nami 3-dniowa przeprawa przez Boliwię do Uyuni. W ostatnią noc koledzy z agencji zabronili nam imprezować, jeść czerwone mięso i produkty mleczne twierdząc że kac i pełny żołądek nie idą w parze z przejazdem drogą na prawie 5 000mnpm. :)
Info:
Jazda na rowerze w taki upał nie jest najprzyjemniejsza ale co tam. Na szczęście nie wiadomo skąd przywiewa nam chłodny wiatr. Cienia nie ma ani kropeczki, a my suniemy przez pustkowie w stronę doliny księżycowej i doliny śmierci. Po drodze jeszcze spotykamy ostatnie rozruchy karnawałowe. Cała ciężarówka karnawałowych przebierańców i grajków którzy zatrzymują się po drodze w nielicznych na pustyni budyneczkach i przyśpiewują biczując zieleniną. Dolina księżycowa ze swoim solnym śniegiem jest niesamowita. To krajobraz stworzony przez wiatr, wodę i piasek. Cudo. Ogólnie poza wyprawami na rowerze leniuchujemy w hamaku. Wieczorem zostajemy zaciągnięci gdzieś na peryferie miasta na grilla i domową imprezę przez Ale którego poznaliśmy w Pucon podczas święta piwa. Impreza była rewelacyjna! Wszyscy mówili po angielsku bo większość to pracownicy agencji z miasta, dzięki temu było nam się łatwiej komunikować. Mięcho z grilla było wyśmienite, a późno w nocy jeden z przewodników zaczął opisywać nam niesamowicie rozgwieżdżone niebo. W San Pedro życie jest po prostu super! Fajni ludzie, husianie w hamaku, rowerem przez pustynię i codzienne imprezy. Tylko drogo. Musimy uciekać, bo utkniemy tu jak wielu podróżników:) Przed nami 3-dniowa przeprawa przez Boliwię do Uyuni. W ostatnią noc koledzy z agencji zabronili nam imprezować, jeść czerwone mięso i produkty mleczne twierdząc że kac i pełny żołądek nie idą w parze z przejazdem drogą na prawie 5 000mnpm. :)
Info:
W okolicy na własną rękę a raczej rower można zwiedzić: 1)Valle de la Luna: wstęp 2tys; 2)Valle de la muerte 3) Laguna Cejar: wstęp 2tys 4)Pukara de Quitas wstęp 1 tys i ogólnie popedałować po okolicy
Wynajem roweru: 4tys pół dnia; 6 tys cały dzień
Wycieczki są drogie i nie zawierają wstępu: np Valle de la luna: 9 tys + wstęp; altiplano atacama: 30 tys itp; sandboarding: transport+2 godzin jazdy ok 10 tys
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz