wtorek, 28 lutego 2012

Trzydniowy jeep tour - boliwijskie cuda natury

Znów przemieszczamy się przez niemożliwe do opisania krajobrazy. Od 7 rano zaczęliśmy się kierować w stronę przepięknie dzisiaj widocznych ośnieżonych szczytów otaczających San Pedro od wschodu. Majestatyczny stożek wulkanu Licancabur był naszym drogowskazem. Na granicy z Boliwią, którą okazała się malutka buda na środku pustyni wszystko przebiegło sprawnie i nad wyraz przyjemnie. Dostaliśmy pobyt na 90 dni bez gadania. W międzyczasie zrobiono nam śniadanie i słuchaliśmy klarnetu, trąbki i saksofonu przygrywających na żywo ni stąd ni zowąd.
Poczęstowano nas także herbatą z liści koki, bo przed nami wspinaczka jeepem na 5 tys mnpm! Tak nas wita Boliwia! Zaraz za granicą wjeżdżamy na teren parku Narodowego Eduardo Avaroa. Po kolei biała laguna, zielona laguna, solna laguna, pustynia Dalego i gorące źródła. W głowie się nie mieści! W celu ukojenia błądzącego od laguny do laguny umysłu i ogrzania zmarzniętego ciała relaksujemy się w gorących źródłach z pięknym widokiem na góry i laguny. Jest nas szóstka plus kierowca który po angielsku ani mru mru. Na szczęście każdy z nas coś kuma. W ekipie mamy lekarza anestezjologa z Kanady, Szwajcarkę i Austriaków. Dobraliśmy się wyśmienicie. Przed lanczem w pustynnym refugio zwiedziliśmy jeszcze bulgoczące rozgrzanym błotem gejzery w kraterze wulkanu. Ogólnie jest strasznie zimno. W końcu jesteśmy na ponad 4 tys mnpm. A w refugio ani ogrzewania ani ciepłej wody. Mimo że tylko jest jeden prysznic nikt się nie ustawia w kolejce. Przed kolacją robimy jeszcze wycieczkę do położonej niedaleko kolorowej laguny opanowanej przez niezliczone flamingi. Kolor wody jest krwistoczerwony a nad nią górują ośnieżone szczyty - rewelacja! Mimo mroźnego wiatru nie możemy zdecydować się na powrót do refugio. Jest tak pięknie!
Dzień drugi nie obfitował w aż tak spektakularne widoki ale i tak było pięknie. Powoli pozostawiamy pustynne tereny za sobą, zagłębiając się w zielone pola.Wycieczka  jest tym fajniejsza, że mamy naprawdę zgraną ekipę. Jest wesoło. Na koniec tuż przed wioską w której mamy nocleg przejeżdżamy przez pola zasypane skalami wulkanicznymi.
zobacz dalsza czesc wyprawy:
Noc w srodku niczego czyli: wioskowa potancowka na pustyni
oraz Nierealne krajobrazy Uyuni
PN  Eduardo Avaroa:
 





 No to grzejemy pupy:
 Tak wyglada nasza droga:




 Gejzery:

 Dzien drugi:



 W refugio noc pierwsza:
 Laguna Honda:


 Lunch nad laguna(wysmienity!!)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz