czwartek, 1 marca 2012

Tupiza - na dzikim boliwijskim południu


Do Tupizy dojechaliśmy nad ranem po całej nocy w autobusie. Na nasze szczęście autobus jechał 4 godziny dłużej i zajechaliśmy o normalnej godzinie a nie o 3 w nocy. Pokój z łazienką za jedyne 70B znaleźliśmy zaraz przy dworcu. Wielki czerwony budynek z miłą obsługą. Po Argentynie takie ceny to rewelacja i łazienka w pokoju - to się nie zdarzało. Max zakochał się w mieście od pierwszej chwili. Zresztą miasto przyjemne, otoczone czerwonymi skałami, ludzie bardzo mili, a na piętrze central market wyśmienita kuchnia.
Milaneza czyli coś podobnego do naszego schabowego z ryżem i sałatka tylko 10B, z zupą 12 B. W dodatku krupnik - w Boliwii maja polskie smaki. Zaraz koło naszego hotelu jest parę stoisk z lokalnymi smakołykami i na śniadanie idziemy na empenady (2 B) czyli wielkie smażone pierogi tutaj nadziewane dużym kawałkiem kurczaka i ziemniakami w przyprawach. Jak lokalni ustawiamy się przy stoisku i doprawiamy empenady salsami podczas jedzenia. Dobra okazja na lokalne pogaduchy. Z punktu widokowego Corazon de Jesus roztacza się cudowny widok na okolicę. Szkoda tam nie pójść, bo to tylko 10 min od głównego placu, a jest rewelacyjnie. Jak wszyscy przyjeżdżający tutaj wybraliśmy się na zwiedzanie okolicy na końskim grzbiecie. Za 5 godzin zapłaciliśmy 150 B (1godz 30B), wszędzie ceny są takie same. Widoki były niesamowite. Klimacik dzikiego zachodu super. Kaniony, kaktusy, nawet jakiś pies się z nami całą drogę wlókł, ale konie leniwe i średnio się słuchające. To nie tak jak w Mongolii, że można było pognać przed siebie- ech. Podążaliśmy całą drogę za przewodnikiem leniwym krokiem i tylko czasem konie się żarły i skakały po sobie jak dzikie. Na moje oko w Mongolii konie choć mniejsze, były bardziej muskularne. Tutejsze to prawie skóra i kości aż szkoda. Biedne zwierzątka. W ogóle nie chciały przyśpieszyć ani na sekundę. Kiedy schodziliśmy ze szlaku trzygodzinnego na pięciogodzinny nie chciały skręcić - wiedziały leniwe bestie że dwie godziny dłużej roboty przed nimi. Czas nam tu bardzo miło płynie i moglibyśmy się zbierać już dawno, ale nigdzie nam sie nie spieszy. Spotkalismy tutaj ludzi z ktorymi zaprzyjaźniliśmy się w Ushuai prawie dwa miesiące temu. Jaki ten świat mały. Na koniec kiedy dostaliśmy bilet do Potosi o mało nie wpadliśmy ze śmiechu pod samochód.  A dlaczego to zgadnijcie sami: 
Info:
Noclegi: duży wybór od 25B/os - zaraz koło dworca lub 70B/pokój z łazienką czerwony budynek zaraz obok
Transport: po mieście i okolicy 1B; do Potosi od 40B; ok 7h; ponad 4 dziennie ostatni o 21. Bilety można kupić nie wcześniej niż dzień przed w agencjach na dworcu, są tez liczne połączenia do Santa Cruz; la paz, oruro, uyuni i do granicy z Argentyną. Okolice dworca obfitują w hotele i hostele.
Wyżywienie: central market przy ulicy Floryda; owoce (6 jabłek-6 B; 3 banany-1.5B), warzywa, a na pierwszym pietrze stoiska z jedzonkiem. Duży talerz miecha, ryżu i sałatki 10B z zupą 12; sama zupa 5B 
duża woda 5B
 
 

 
 Taaaakie jedzonko i wszystko za jedyne niecałe 6zl, a pod mięchem jeszcze ryż

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz