Parę godzin po wyczołganiu się z nocnego autobusu, kawce i orientacyjnym spacerze po centrum zostajemy zaproszeni na lunch do rodziców Rene - chłopaka Karoliny. Po drodze przejeżdżamy przez bogate dzielnice miasta. Mimo naszego kiepskiego hiszpańskiego rozmowa przy zastawionym suto stole jakoś się klei dzięki pomocy Karoliny. Me gusta la cocina!!! Wspaniały lunch we wspaniałym towarzystwie. Później wybieramy się do parku San Cristobal a na koniec u podnóża tego wzgórza przysiadamy w jednej z licznych knajpek kolorowej dzielnicy Bellavista. Litr piwa od 1500 - całkiem tanio :) Jeszcze przed powrotem na mieszkanie w okolicy stacji Baquedano zwiedzamy darmową wystawę grafik i szkiców Picassa wciąż otwartą mimo późnej godziny. Coś wspaniałego! Ukazuje ona proces twórczy artysty poprzez różne obrazy i szkice stworzone wokół jednego projektu lub modelu.
Santiago to bardzo przyjemne miasto, nawet Max powiedział że mógłby tu mieszkać. Według relacji Karoliny na życie tutaj nie można narzekać. Miasto oprócz wspaniałych zabytków, zielonych parków, szerokich kolorowych alei dostarcza także wiele atrakcji towarzyskich: małe i duże kluby, przytulne restauracje, południowoamerykańskie tańce i imprezy na basenie. Dodatkowo okolica obfituje w niemałe możliwości. Plaże do surfowania, góry, ciekawe miasteczka - czego chcieć więcej. Nam się w stolicy bardzo podobało. Plątaliśmy się po mieście w sumie bez konkretnego celu ot tak chłonąc atmosferę, przysiadając na ławce przy Plaza de Armas, słuchając monologów ulicznych aktorów czy sunąc przez szerokie aleje sącząc odświeżającą Mote. Napój kompotopodobny z owocami który sprzedawany jest na każdym rogu. Dotarliśmy także do Market Central przy stacji Puente Cal y Canto gdzie Max znalazł swój raj na ziemi. Mnóstwo stoisk ze świeżymi rybami i innymi owocami morza, a zaraz obok restauracje z całkiem przyzwoitymi cenami. Posiłek można zjeść już od 2000CLP. W okolicy znajduje się kolejny duży wMarket z tanimi warzywami i owocami. Rewelacja! 2 kilo bananów za 500; kilo pomidora 300; brzoskwinie 3 kilo 1000CLp! Na Santiago narzekać nie można. Miła atmosfera i miejsce w sam raz na odpoczynek. Jak na stolicę wcale nie ma tu tego typowego stołecznego pośpiechu i stresu. Rodzinki odpoczywają w cieniu, ktoś spokojnie podziwia liczne wystawy sklepowe, a panowie Ci starsi i młodsi przesiadują przy kawie w słynnych Cafe con piernas, gdzie panie - głównie te starsze - serwują kawę w obcisłych króciutkich sukieneczkach. Próbowaliśmy znaleźć muzeum sztuki prekolumbijskiej, ale w miejscu muzeum było tylko kino dla dorosłych - hihi. Po leniwych spacerach jeszcze bardziej leniwe kosztowanie panoramy Santiago w jakuzzi oraz przy winie i piwie z Karolina i Rene. Chłopaki czasami nie mogli się wbić w rozmowę między nas dwie baby zwłaszcza jak plotkowałyśmy po polsku. Miałyśmy o czym gadać, ah te czasy szkoły. Ha i język ojczysty trzeba było sobie przypomnieć :) Ściskamy i jeszcze raz strasznie dziękujemy!!.
Info:
Z głównego dworca autobusow metro ze stacji Uniwersidad de Santiago (linia czerwona nr1) prowadzi do centrum.
Bilety: 600-660 w zależności od dnia i pory dnia. Do zakupienia na stacjach metra.
Hot Dog z pomidorami i avocado od 700CLP; market: 2 kilo bananów za 500; kilo pomidora 300; brzoskwinie 3 kilo 1000CLp-jest ogólnie taniej.
Mercado central
Przy Escuela Militar:
Plaza de Armas i okolica:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz