środa, 29 lutego 2012

Nierealne krajobrazy Uyuni

Dnia trzeciego docieramy do miasta Uyuni zwiedzając po drodze cmentarzysko pociągów. Miejsce zostało zmienione w plac zabaw. Jest ciekawie głównie z powodu możliwości powspinania się i poskakania  po wszystkich olbrzymich metalowych maszynach. Na solną pustynię dotarliśmy w sam raz na lunch tylko pustynia okazała się jeziorem. Jak okiem sięgnąć woda i woda a gdzieś na horyzoncie majaczą wzgórza. Mnie się podoba tym bardziej.

Wioskowa potańcówka na pustyni

Znowu nam się poszczęściło! Akurat tego dnia - niedziela w wiosce odbywa się zabawa taneczna! My lubimy takie spotkania z kulturą. Wioseczka malutka – paręnaście domków wokół pola i góry. Oświetlenia publicznego nie ma więc ciemno i tylko gwiazdy można podziwiać. Po wyśmienitej kolacji poszliśmy za głosem trąbki i bębnów by dołączyć do szalonej procesji zbierającej mieszkańców po całej wiosce. Za orkiestrą biegli odświętnie ubrani mieszkańcy z gałązkami jakiejś zieleniny. Dynamiczne przedstawienie w kompletnych pustynnych ciemnościach.

wtorek, 28 lutego 2012

Trzydniowy jeep tour - boliwijskie cuda natury

Znów przemieszczamy się przez niemożliwe do opisania krajobrazy. Od 7 rano zaczęliśmy się kierować w stronę przepięknie dzisiaj widocznych ośnieżonych szczytów otaczających San Pedro od wschodu. Majestatyczny stożek wulkanu Licancabur był naszym drogowskazem. Na granicy z Boliwią, którą okazała się malutka buda na środku pustyni wszystko przebiegło sprawnie i nad wyraz przyjemnie. Dostaliśmy pobyt na 90 dni bez gadania. W międzyczasie zrobiono nam śniadanie i słuchaliśmy klarnetu, trąbki i saksofonu przygrywających na żywo ni stąd ni zowąd.

niedziela, 26 lutego 2012

Argentyna i Chile - praktycznie


1$US=492 CLP (chilijskie peso);  1$US=4,30 ARP (argentyńskich peso)
W argentynie w ciagu 36 dni wydalam 1240 Euro; czyli ok 34,5 Euro/dzien (46$) wraz z samolotem B. Aires-Ushuaia i zwiedzeniem brazylijskiej strony wodospadów Iguazu.
W Chile spedzilam 23 dni wydajac 747 Euro; czyli ok 32 Euro/dzien (42,5$) wliczając prom z P. Natales do P. Monnt za ok 260 Euro i wspinaczkę na Villaricę: ok 50Euro oraz inne, nie wliczając 3-dniowej wycieczki z San Pedro do Boliwii: 70 tys CLP
Bankomaty są wszędzie dostępne. Wymiana pieniędzy w kantorach lub na ulicy u ludzi krzyczących kambio kambio - druga opcja mniej polecana W Chile wypłacić można 200 tys CLP bez dodatkowych opłat (opłata 3 tys we wszystkich bankomatach Puerto Varas!). W Argentynie max podczas jednej transakcji wybrać można 1000 (ok 180 Euro) Peso

sobota, 25 lutego 2012

Pustynia Atacama: Lądujemy na księżycu!

San Pedro de Atacama daje tyle możliwości na spędzenie wolnego czasu ze nie można się nudzić.Tyle ze wszystko drogie albo strasznie drogie wiec jedynym wyjściem dla nas było wynająć rowerki i ruszyć przed siebie.Okolica oazy jest przepiękna mimo że kolory dość monotonne bo tylko wszelkie odcienie rudego :) Jedynie horyzont uwieńczony jest łańcuchem ośnieżonych wulkanów. To jest jeden z tych krajobrazów które trzeba zobaczyć na własne oczy bo ani słowo nie opisze ani zdjęcie nie pokaże przymglonych w oddali gór i piaszczystej przestrzeni wokół nas.

czwartek, 23 lutego 2012

San Pedro de Atacama - oaza na pustyni


Na wyprawę do San Pedro de Atacama czekałam z niecierpliwością. Oaza na środku pustyni - jak to będzie wyglądać? Na początek przeprawa przez góry, doliny i płaskowyże z Salty do Chile. Widoki po drodze zapierały dech w piersiach, zresztą nie tylko widoki bo wysokość także dała się we znaki. Po drodze minęliśmy jeszcze raz wzgórze siedmiu kolorów i po opuszczeniu zielonych terenów skierowaliśmy się w kierunku salin - pustyń i jezior solnych.

sobota, 18 lutego 2012

Karnawałowo–urodzinowo-diabelsko! Feliz cumpleanos!

Działo się oj działo! Diabeł rozpętał karnawałowe szaleństwo na dobre. Już nic go nie powstrzyma i my także idziemy stawić czoła lokalnej tradycji. Co to za podróżowanie bez oddania się ciałem i duszą obcowaniu z kulturą! Mam w końcu urodziny i żaden diabeł mi niestraszny. Przypominam że według tradycji podczas karnawału z powodu tego uwolnionego diabła nikt za siebie nie odpowiada. Także i my. Ani za czyny ani za słowo pisane. Hehe.

piątek, 17 lutego 2012

Quebrada de Humahuaca - w kolorach tęczy

My wciąż żyjemy w beztroskim karnawałowym braku odpowiedzialności :) Robimy co nam przyjdzie do głowy bez dłuższego zastanawiania się i zobaczymy co nam diabeł przyniesie. Pojechaliśmy na północ pośród małe wioski w celu odkrywania lokalnych tradycji. Bus znowu pachnie liśćmi koki a klimat Karnawału udziela się wszystkim. Na jednym z przystanków rozpoczęła się wojna na pianę. To taki tutejsza karnawałowa zabawa. Każdy zaopatrzony jest w puszkę z pianą i kogo zrobimy w bałwana! :) Ogólnie - jest wesoło podróżować z diabłem na ramieniu. Koka ma niby pomóc w aklimatyzacji do dużych wysokości, pomaga na ból głowy. Ssanie liści, bo liście się bardziej ssie niż żuje, jest tu bardzo popularne.

czwartek, 16 lutego 2012

Salta i Cachi - w poszukiwaniu diabła

Różnice miedzy tą częścią Argentyny a resztą widać od pierwszego rzutu okiem. W końcu to wygląda jak Ameryka Południowa. W końcu jakaś kultura.  Ludzie są ciemniejsi o urodzie typowo indiańskiej  i ceny lecą na łeb na szyję (empenada 1.50!!) Podoba nam się. Tylko waga spasionego argentyńskiego społeczeństwa się jednak nie zmieniła. Na dodatek lądujemy w tej krainie na początku karnawału i jak tradycja tutejsza głosi diabeł wolno sobie krąży po świecie przez czas karnawału i wszystkie występki można na niego zrzucić.

wtorek, 14 lutego 2012

Wodospady Iguazu - wieeeelka woda!!

Pocimy się jak świnie... powrót do dżungli i tych temperatur był szokiem zwłaszcza po 22 godzinach w klimatyzowanym autobusie. Odzwyczailiśmy się. Nie możemy się doczekać by ukoić się w bryzie 72-metrowej Garganta del Diablo która jest najwyższym wodospadem pośród 275 kaskad jednego z najpotężniejszych wodospadów na ziemi!!! Ah! Na początek część brazylijska. Jest o wiele krótsza wiec akurat na ten pierwszy dzień.

sobota, 11 lutego 2012

Cordoba - powrót na uczelnię

Co krok kościoły i uniwersytety, podobnie jak w Krakowie ale tylko troszeczkę. I mimo że Argentyńczycy Cordobę opisują w dwóch słowach: kościoły i złoto, to kościoły a także uniwersytetu są tu o wiele skromniejsze niż w Kraku. Eh bogactwa polskich kościołów bynajmniej za chlubę narodu nie uważam ale idzmy dalej. W ścisłym centrum miasta znajduje się wszystko co jest godne uwagi i wszędzie jest blisko. Zatrzymaliśmy się w Mundo Nomades hostel za namową poznanych Włochów.

piątek, 10 lutego 2012

Mendoza - uwaga pijani rowerzyści! :)

Samo miasto mało ciekawe. W sumie nieciekawe. Zostajemy tu bardzo krótko. Spacer po mieście i wylegiwanie się w olbrzymim parku San Martin to tyle. Mimo słabych atrakcji czas płynął nam tu bardzo miło z powodu drobnych ale licznych miłych incydentów z tutejsza ludnością. Poprawiło nam to humor po ponownym szoku cenowym w Argentynie. Eh jeśli ktoś wciąż myśli że Chile jest droższe to grubo się myli.

czwartek, 9 lutego 2012

Valparaiso - kolorowo mi

W Valpo dzień nam minął niesamowicie przyjemnie na bezcelowych spacerach po kolorowych uliczkach. Bo jakiego celu szukać w Valpo? Może tylko wdrapać się na jedno z licznych wzgórz po których pną się kolorowe osiedla by znaleźć idealną panoramę na ten cud Chile. Przeplątaliśmy się od dworca poprzez jedno wzgórze na którym znajduje się dom Nerudy później jeden skwer dalej znów wzgórze; plac z marketem; port... aż przysiedliśmy sobie gdzieś na schodkach z ładnym widokiem na okolicę i tutejsze życie sączac leniwie zimne piwko.

środa, 8 lutego 2012

Santiago - spotkanie po latach

Po latach miałam zaszczyt odwiedzić moją koleżankę ze szkoły podstawowej i liceum. Hura! Przyjecie mieliśmy rewelacyjne. Karolina mieszka w apartamentowcu przy czerwonej linii metra więc i na dworzec i do centrum można się łatwo dostać. Na 21 piętrze wieżowca czyli w sumie na dachu; znajduje się basen, jakuzzi, sauna i siłownia. Wszystkie przyjemności z piękną panoramą Santiago. W końcu jak smakować stolicy to z klasą:)

sobota, 4 lutego 2012

Zjazd na pupie z wulkanu Villarica

W sumie wcale nie miałam zamiaru się wspinać, ale tak każdego dnia patrzyłam na ten ośnieżony dymiący szczyt, że nie wytrzymałam. Po festiwalu jazzowym i kilku godzinach snu zbieramy się o 4:30 rano by skompletować sprzęt. Jest nas piątka plus dwoje przewodników. Dostaliśmy cały ekwipunek na wspinaczkę: kurtkę; spodnie, stuptuty,  latarkę, czekan, raki, rękawiczek pary dwie, kask i jeśli ktoś nie ma - buty także może dostać. Wchodzenie zaczęliśmy o 5.30, a po półtorej godziny i przerwie śniadaniowo-zdjeciowej zaczęliśmy wchodzić po śniegu. Do pokonania w całości jest 1400 metrów różnicy wysokości.

Pucon - na skraju szaleństwa

Zmieniliśmy datę naszego autobusu do Santiago tyle razy, że pani w okienku znała nas na pamięć. Na szczęście zmiana nic nie kosztowała. Bo jak tu nie zostać dłużej i dłużej. W Pucon nudzić się nie można czy w dzień czy w nocy. Miasteczko żyje 24 godziny na dobę i zupełnie nie mam pojęcia jak ja to odeśpię. Samo miasteczko jest dość turystyczne, ale całkiem przyjemne. Taki kurorcik z drewnianymi zabudowaniami położony między jeziorem a majestatycznie ośnieżonym wulkanem Villarica.

środa, 1 lutego 2012

Pod zachmurzonym wulkanem Osorno

Miasteczko Puerto Varas jest całkiem przyjemnym kurorcikiem nad jeziorem Llanquihue ze wspaniałym widokiem na wulkany Osorno i Calbuco, które nam nieco zaszły chmurami. Cóż, pech ale i tak było fajnie. Historia miasta związana była z osadnictwem niemieckim i do tej pory możemy znaleźć tu niemieckie akcenty: kluby niemieckie, restauracje niemieckie, architekturę itp.