poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Chiny -relacje

Granica mongolsko-chinska; jazda bez trzymanki
29 czerwca
Jak przekraczać granicę to z fasonem, niestandardowo, z piskiem opon i hukiem fajerwerków. Dzień wcześniej zapakowaliśmy się do pociągu relacji Ulaan Batar - Zamyn Uud. Po 15 godzinach jazdy dotarliśmy do granicy mongolsko-chińskiej. I zaczęło się.Ostra jazda bez trzymanki. Dosłownie! czytaj dalej na ourownadventure
Klasztor Wudang
30 czerwca
Cholera zaspaliśmy... Zamiast o 4:00 - zerwaliśmy się o 4:30. W kilka minut spakowaliśmy plecaki i szukamy taxi. To wyzwanie o tak wczesnej porze. Jakaś masakra! Prywatny samochód zatrzymuje się... i małżeństwo proponuje nam podwózkę na dworzec. Łapiemy stopa w Chinach! Niewiarygodne! Okazało się, że kobieta mówi po rosyjsku. Boskoooo! czytaj dalej na ourownadventure

W miedzyczasie...
Nie odzywamy się ostatnio, ale mamy tu problemy z chińską polityką internetową i żadne produkty Googla oraz Facebook nie działa. Dlatego kiepsko na razie z relacjami, a tym bardziej z załadowaniem zdjęć.
Jeśli gmail się otworzy od czasu do czasu - to i tak cud. Korzystamy już z programików, które pozwalają obejść złotą tarczę chińskiej cenzury, ale nie wszystko na tym działa poprawnie albo działają tylko podstawowe funkcje. Eh! Trzeba być tu baaardzo cierpliwym. Dodatkowo ulewne deszcze spowodowały zamknięcie drogi do Kunmingu i Litangu. Możliwe, że będziemy zmuszone zmienić planowaną trasę i zrezygnować z przejazdu przez malowniczą Syczuan - Tibetan Highway i próbować dojechać do Shangri-la od południa. Informujemy, że żyjemy, wszyscy mają się dobrze, chińskie żarcie jest pyszne mimo tego, że nie wiemy, co jemy (i niech tak zostanie), a hotele coraz bardziej luksusowe za tę sama cenę. Trzymajcie za nas wszyscy kciuki. Pozdrawiamy spod Emei Shan z hostelu Teddy Bear.
Yinchuan
1 lipca
Pociągiem nocnym jedziemy do Yinchuan. Konduktor ustawia nas w odpowiedniej kolejce. Pociąg zatrzymuje się dokładnie tak, że przed nami jest wejście do naszego wagonu. Z pomocą współtowarzyszy podróży znajdujemy nasze miejsca. W środku strasznie ciasno, aż 3-piętrowe łóżka. Na miejscu jesteśmy z samego rana. Pogoda nam nie dopisuje - pada. czytaj wiecej na ourownadventure


Tianshui i Maiji Shan
Przyjeżdżamy autobusem około 5:30 rano. Chwila na zorientowanie się o co tu chodzi i gdzie jesteśmy. Trzeba się obudzić i odświeżyć po całej nocy w autobusie. Robimy szybką rundkę po mieście. Skromnie tu, ale całkiem przyjemnie. Docieramy w końcu do celu, czyli do Fu Xi Temple. Budyneczek ot, taki sobie - za to okolica niesamowita. Pomiędzy kolorowymi pawilonami i wysokimi chińskimi bramami tańczą liczne grupy pań. W jednym koncie grupa ćwiczy Tai Chi. Gdzieś ktoś wymachuje mieczem, kijem czy wachlarzem.czytaj wiecej na ourownadventure



Xiahe -smak i zapach Tybetu
Jadąc autobusem z Lanzhou obserwujemy zmieniający się krajobraz: tarasowe poletka na zboczach wzgórz, lasy, góry porośnięte trawą. Czerwona glina tutejszej ziemi miesza się z różnymi odcieniami zieleni. Droga wije się doliną i tak docieramy do tybetansko-wygladajacego miasteczka Xiahe. Jedna główna ulica, mnóstwo sklepików knajpek, hotelików, sympatyczni i otwarci ludzie w kolorowych strojach. czytaj wiecej na ourownadventure

Klasztor Labrang- Xiahe
Jeden z największych klasztorów. Zamieszkuje go ok. 1200 mnichów. Wybrałyśmy się na zwiedzanie we trzy (ja, Emilka i Asia) i od razu znalazłyśmy towarzysza wycieczki: chłopak z Mongolii, nasz samozwańczy przewodnik także po buddyjskich zwyczajach. Wręczył nam plik drobnych i wędrowaliśmy drogami pielgrzymów, pozostawiając banknoty pod stupami, posągami Buddy i poprzednich lamów. Dzięki naszemu przewodnikowi zdobywamy zdjęcia z mnichami. W końcu jeden dołącza do naszej ekipy. czytaj wiecej na ourownadventure

Langmusi
Na pierwszy rzut oka ot taka wioska otoczona górami.
Po Xiahe to już nie robi wielkiego wrażenia. W głębi wsi jednak odkrywaliśmy coraz bardziej klimatyczne i piękne miejsca.
Nad miastem górują dwa kompleksy świątyń.
Jeden udało nam się zwiedzić za darmo wchodząc od tyłu po obejściu całego wzgórza. czytaj wiecej na ourownadventure


Songpan i podroz na tysiac klaksonow
9 lipca
Z Xiahe autobus zabrał nas spod hotelu o 6:30, głośno klaksonem oznajmiając swoje zbliżanie się, postój i odjazd.
I tak przez cale miasteczko.I tak w każdym miasteczku na całej trasie... Ech! To i tak mało.W Chinach trąbi się wszędzie i zawsze. Kierowcy wręcz z lubością cisną w swoje trąby. Tutaj chyba je tuningują! Dziwię się, że jeszcze nie ma różnych melodyjek jak na dzwonki do komórek. czytaj wiecej na ourownadventure

Park Narodowy Jiuzhaigou, czyli nad Morskie Oko po chińsku
10 lipca
Kolejna serenada klaksonów dowozi nas pod bramę parku. Spodziewałyśmy się tłumów, ale nie aż TAKICH! I do tego jeszcze pada. Ech! Całą szóstką pakujemy się do parkowego autobusu i jedziemy do pierwszej atrakcji. Jeśli ktoś myśli, by zaoszczędzić 90 Y i nie kupić biletu, niech pomyśli jeszcze raz. Tu odległości między atrakcjami są olbrzymie. czytaj wiecej na ourownadventure


Chengdu
11-13 lipca
Ponad czteromilionowa stolica Sichuanu okazała się bardzo przyjaznym miejscem. Mimo wielkich wieżowców i wręcz europejskich standardów miasto zachowuje ciepły azjatycki klimacik. I jest mimo wszystko - jak na Chiny - spokojne. W porównaniu do miast na północy jest także czysto. Zanika już tu w Siczuanie tradycja wyrzucania śmieci na ulicę, podłogę, w autobusie itp. tak typowa w miastach, które widzieliśmy po drodze. Niedaleko za dworcem znaleźliśmy Trafik Hostel, ale żądali nienormalnych cen za łóżko w dormie. czytaj dalej na ourownadventure

Emei Shan
13-16 lipca
Wznosząca się na wysokość 3077 m jedna z czterech słynnych gór buddyjskich w Chinach. W gęstym lesie ukrytych jest mnóstwo świątyń, a po ścieżkach hasają tybetańskie makaki. Na szczyt prowadzi parę ścieżek wyłożonych betonowymi schodami, a tych schodów jest trochę gdyż wspinaczka zaczyna się od około 550 m. n.p.m. Przed odważnymi ponad 2500 m w górę.Jeszcze czuję moje nogi. Auć! czytaj dalej na ourownadventure

Do miasta Leszan mamy niedaleko, więc bagaże zostawiamy w Emei town. I tak stąd mamy pociąg do Panzhihua. Trasa została zmieniona, ponieważ droga przez Kanding i Litang jest nieprzejezdna z powodu ulewnych deszczy. Jest to część Tibetan Sichuan Highway, która jest w bardzo kiepskim stanie, jednakże jest trasą bardzo malowniczą. Będziemy starać się dostać do Shangri-la od południa. Tymczasem Bartek postanowił udać się do Tybetu. czytaj dalej na ourownadventure

Lijiang
Centrum chińskiej turystyki, malowniczo położone wśród gór, podzielone jest na nowe i stare miasto. Choć stare to tylko z nazwy i trochę na stare zrobione. Taka już moda na budowanie starówek w każdym mieście. Dostajemy się tu busem z dworca i szukamy noclegu. Zaczyna się nieciekawie, ale mamy jeszcze parę tanich opcji z przewodnika. czytaj wiecej na ourownadventure

Shangri-la
Kiedy odkryto, że niewielkie miasteczko Zhongdiam posłużyło za pierwowzór Shangri-la w powieści "Zaginiony horyzont", szybko zyskało na popularności i rozrosło się w zawrotnym tempie. W 2007 roku nazwę oficjalnie zmieniono. Etnicznie przynależące do Tybetu miasto położone jest na wysokości 3300 m. n.p.m. pomiędzy malowniczymi górami. Dla nas to już nie problem. Do wysokości przyzwyczailiśmy się w Xiahe i Langmusi. ale inni łapią tu bardzo szybko zadyszkę. Okolica obfituje w niezliczone możliwości trekkingowe - oczywiście w odpowiednich cenach. czytaj wiecej na ourownadventure
Wawoz skaczacego tygrysa czyli do you nida horsa
Rano już nie padało, ale do wąwozu pojechaliśmy zaciskając kciuki by pogoda się utrzymała i żeby nas do wąwozu wpuszczono, ponieważ z powodu bezpieczeństwa szlak po ulewach jest zamykany. Później przyszło nam się przekonać dlaczego. Pogoda udała nam się wyśmienicie. Było gorąco. Aż za gorąco. Duże plecaki zostawiłyśmy zaraz za bramą w Jane's GH za free. Po paru krokach asfaltem pan na czymś osłowato-koniowatym wskazał odbicie na szlak, po czym poszedł za nami. I tak już z nami pozostał.czytaj wiecej na ourownadventure


DALI!!! ah Dali Dali
Oryginalnie "funky banana-pancake backpacker hang-out in Yunnan", jak pisze Lonely Planet, było miejscem do wyluzowania się, wciśniętym między góry a jezioro Erhai. Po prostu bajkowo! Albo raczej nie - bo nie ma w tym miejscu nic słodkiego czy uroczego. Tylko surowa prostota i wręcz bezczelna wolność, która sprawia, że ludzie z całego świata decydują się tu zostać na parę miesięcy, lat, a nawet na całe życie. Najazd dość oryginalnych białych, którzy odkryli tutaj miejsce dla siebie, sprawił, że Dali żyje dziką mieszaniną kultur. Tego się nie da opisać. To trzeba poczuć, przeżyć, przepić... czytaj wiecej na ourownadventure



Kunming i Shi lin
W stolicy prowincji Yunnan jesteśmy zmuszeni zostać parę dni ze względu na czas wyrabiania wizy do Wietnamu. Magda znalazła nam bardzo przyjemny hostel: The Hump, położony w samym centrum przy wielkich pawilonach i galeriach. Na tarasie można się zrelaksować i podziwiać tańczące na placu poniżej grupki. W nocy okolica rozbłyska kolorowymi neonami. Jak to w Chinach bywa, znalazł się nawet targ z jedzeniem. czytaj wiecej na ourownadventure

Tarasy ryżowe Yuang yang
Do miasteczka położonego niedaleko kompleksu tarasów zajechałyśmy autobusem sypialnianym około 5 rano. Pozwolono nam pospać jeszcze do około 7. Minibusikiem zajechałyśmy pod kasę biletową i rozgościłyśmy się w Fotograph hotel naprzeciwko. Spod prysznica w pokoju cudny widok na okolicę. Właścicielka poleciła nam, co najlepiej zobaczyć i jak zrobić  by najmniej zapłacić. I najważniejsze - kuchnia w hoteliku wyśmienita!! Bakłażan rozpływa się w ustach. czytaj dalej na ourownadventure

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz