sobota, 30 czerwca 2012

Villa de Leyva - dinozaury i ser w czekoladzie


Villa de Leyva to urocza mała wioseczka o typowych białych kolonialnych zabudowaniach. Miejsce w sam raz na relaks, rozkoszowanie się gorącą czekoladą z serem w uroczych kawiarenkach i leniwe spacery po okolicy. Tam pośród uroczych hacjend i zielonych pól skamienieliny dinozaurów, ruiny Muisca i malownicze jeziorka. Był weekend więc miasteczko było pełne kolumbijskich turystów i zaczęliśmy się obawiać, że nie znajdziemy taniego lokum. Jednak jakimś cudem natknęliśmy się na panią u której Max utargował pokój dwuosobowy za 25tys.
Po opłaceniu pokoju gospodyni zniknęła i więcej już jej nie zobaczyliśmy a cały w sumie przybytek zostawiła nam. Po rewelacyjnym obiedzie w lokalnej stołówce na przeciw dworca dołączyliśmy do Cassandry z Australii którą poznaliśmy w Salento. Spotkaliśmy w umówionym miejscu o trzeciej i poszliśmy na spacer wokół wioski. -sielankowy raj. Później oddaliśmy się w objęcia tutejszego lenistwa i obżarstwa. Liczne pastelarie i kawiarenki kuszą pysznymi tortami, kawkami i czekoladami. Znaleźliśmy sobie uroczy zakątek z widokiem na ulice i rozkoszując się serem leniwie maczanym w czekoladzie obserwowaliśmy toczące się wokół nas życie. Mniam. Wieczorkiem cała młodzież zebrała się na schodach przed katedrą z piwkami, aguardiente i innymi trunkami. W Kolumbii knajpki są często puste, a piwko zakupione w monopolowym pije się na chodniku, placu czy schodach. Jedna wielka międzynarodowa integracja. Często i taniej, przyjemniej i łatwiej nawiązać kontakt z innymi.
Następnego dnia z samego rana wybraliśmy się z Cassandrą na spacer do pobliskich atrakcji. Na początek zaraz za miasteczkiem jest Casa de Terracota (zdjęcie tytułowe)-uroczy budyneczek cały z czerwonej gliny. Wstęp to 3tys więc zrobiliśmy tylko zdjęcia z zewnątrz. Ponad godzinę dalej odnaleźliśmy Obserwatorio Astronomico Muisca. Nic szczególnego, tylko parę kamieni jak dla mnie rozstawionych z zamętem, a mających służyć plemionom Muisca do oznaczeń astronomicznych. Wstęp znów 4 tys więc zdjęcia  z za płota i idziemy dalej. Co jakiś czas pytamy o drogę bo można się łatwo zgubić na tych polnych dróżkach ale spacer jest bardzo przyjemny a ludzie bardzo pomocni. Aha w Lonely Planet jest napisane że droga do tego ośrodka zajmuje 25 min-otóż to ponad godzinę. To normalne że ten przewodnik się myli-cóż. Do kolejnej atrakcji czyli muzeum Paleontologicznego doszliśmy po około półgodziny. Wstęp 4tys ale zdecydowaliśmy się wejść i nie żałuje. W środku znajduje się szkielet wielkiego cronozaurusa i paru ichtiozaurusów oraz inne skamienieliny. Podobno na świecie są tylko dwa tak dobrze zachowane cronozaurusy a drugi jest w Australii. To taka duża krokodylo-ryba. Z muzeum do miasteczka prowadzi już droga asfaltowa, a po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze żeby zobaczyć malownicze Pozos Azules. Kolejna opłata za wstęp 3tys ale znów warto. Kawałeczek od drogi znajduje się parę małych zbiorników wodnych o głębokich zielono-niebieskawych kolorach. Z powodu dużego zachmurzenia nie widać jednak tego na zdjęciach. Zabarwienie jest wynikiem zawartości w wodzie pewnych minerałów o  czym poinformowała nas pani przy jeziorkach. Teren jest bardzo przyjemny. Można sobie wynająć koniki albo po prostu się zrelaksować i posiedzieć przez chwile. Nie można jednak pływać. Z jeziorek do miasteczka dostaliśmy się złapanym na kciuka samochodem. Cała trasa zajęła nam prawie cztery godziny i bardzo polecam. Oczywiście płacenie za każdą atrakcje to szaleństwo i przy paru punktach według mnie strata pieniędzy ale spacer poprzez wioskowe tereny to sama przyjemność.
W samej Villa de Leyva nie zostajemy jednak długo i po obiedzie wraz z Cassandra idziemy na nasze busy. Ona jedzie do Bogoty na samolot a my do Arcabuco i dalej do San Gil. Jest to szybsza i nieco tańsza droga niż przez Tunja.
Info:
Nocleg: bogata baza noclegowa; średnio 20tys za osobę. Bardzo przyjemnie jest w Hostelu Rana na calle 10. Myśmy utargowali 25tys/2 osoby w Villa Real za rogiem. W miasteczku jest także camping ok 5tys za osobę.
Transport: dworzec jest niedaleko centrum. Jest parę bezpośrednich połączeń do Bogoty, bardzo częste odjazdy do Tunja (6 tys; 1 godz) i parę odjazdów do Acarbuco (6 tys;1 godz; np: o 1:30 pm; 3 pm) skąd można łapać busy do San Gil (kolejne 3-4 godzin) i Bucamaranga.
Wyżywienie: polecam stołówkę lokalną na przeciwko dworca. Zaraz koło internetu. Jest tam parę mniejszych knajpek ale ta jedna ma wielką sale zastawioną małymi stolikami. Dania są duże i wyśmienite. 5 500-zestaw obiadowy; 4600 bez zupy. W samym miasteczku same pyszności, ale w turystycznych cenach: kawałek lokalnego tortu: 3 tys; rogalik nadziewany kurczakiem: 1700


 Muzeum Paleontologiczne:
 







 Rybka po kolumbijsku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz