piątek, 22 czerwca 2012

Salento i Cocora- tropikalna bajka o aromacie kawy

Kolumbia coraz bardziej zatapia swe sidła w naszych sercach. Salento i Valle de Cocora może nie są miejscami spektakularnymi, ale szczególny klimacik cukierkowych ulic, latające koliberki, przymglone doliny porośnięte palmami  i oczywiście kolumbijska życzliwość powoduje że może wbić się w pamięć na długo. Jest to jedno z tych miejsc które potrzebują nas mniej niż my ich. Życie w miasteczku toczy się zupełnie poza nami dzięki czemu możemy bez przeszkód je obserwować, uczyć się go i w końcu w nie wsiąknąć i się zakochać. Tak jak w zapach kawy unoszący się leniwie pośród uliczek i tropikalnych palm.
Mimo że jest turystycznie,to jest turystycznie inaczej. Miasteczku zupełnie wystarcza turysta kolumbijski, tak jak tu zawsze było. Z tego powodu nie spotykamy się z nagabywaniem ani żadną presją lokalnych na nasze portfele. Przyjechaliśmy wcześnie nad ranem. Wszystko było jeszcze pozamykane i nieśmiało zadzwoniliśmy do czerwonych wrót La Casona de Lilly niedaleko centrum. Przywitała nas młoda niemka, która pracuje już tu parę miesięcy, a zaraz później wyskoczyła na nas z otwartymi ramionami seniora Lilly. Bardzo ciepła kobieta. Hotel poleciła nam para poznana w Huaraz. Był to szczał w dziesiątkę. Miła atmosfera, przyjemne pomieszczenia wspólne z pokoiku wyjście na balkon zaraz nad główną ulica. Na przywitanie dostaliśmy pyszną kawę. W końcu jesteśmy w sercu Zona Cafetera. Pierwszego dnia plątaliśmy się bez celu po miasteczku pośród kolorowych kamienic i tłumu kolumbijskich turystów przybyłych z powodu długiego tygodnia. W cukierkowych budyneczkach podziwialiśmy wyroby jubilerskie, skórzane i tekstylia. Przysiadaliśmy na ławeczkach by obserwować powolnie toczące się życie i delektować się zapachem kawy z licznych kawiarenek. W okolicy jest parę kawowych plantacji. Można także wybrać się na wycieczkę do jednej z małych fabryczek. Jedna jest tylko godzinę i pół na nóżkach z miasteczka ale nam się nie chciało w końcu już tyle tego widzieliśmy, a lenistwo w miasteczku zupełnie nam odpowiadało. Później spotkaliśmy parę z którą byliśmy w San Agustin i postanowiliśmy skoczyć razem do słynnej lokalnej restauracji zjeść lokalną specjalność. Nie tania impreza ale podróżowanie to kosztowanie wiec 15 tys wydaliśmy na niesamowitego pstrąga z krewetkami w sosie beszamelowym podanym na gorącym półmisku z wielkim jak talerz kruchym chipsem bananowym. Do tego salsy i sałatka. Mniam. Dla oszczędności zjedliśmy po połowie porcji. Jak dla mnie wystarczająco. Jednak uzależniliśmy się od tej Trucha Punto y Coma i powtórzyliśmy zamówienie dnia następnego. W okolicy warto wybrać się do Valle de Cocora. To spacerek na 5 godzin w sam raz by bez przemęczenia delektować się krajobrazem. Błotnista ścieżka przez pola,gesty wilgotny  las i chybotliwe mostki dostaliśmy się do Akaime. To niewielka schowana w lesie własność prywatna która dowodzi bardzo rozkrzyczana ale niegroźna seniora. Po okolicy latają liczne koliberki. Człowiek czuje się jak w jakimś fantazyjnym świecie kiedy chmary latają nad głową albo śmigają to z jednej to z drugiej strony jak małe meserszmity. Wstęp na ten teren kosztuje 3 tys ale w zamian można otrzymać kawę, czekoladę lub lokalną herbatę aromatyzowaną (jakaś dziwna nazwa na a) z lokalnym pysznym serem. Miejsce w sam raz na mały posiłek i przerwę. Dalej wspięliśmy się do La Montana gdzie położone są dwa bogato okwiecone domki. Stamtąd to już spacerek w dół podziwiając niesamowite widoki na dolinę pokrytą nielicznymi niesamowicie wysokimi palmami. Było bardzo mglisto i pochmurnie ale i tak pięknie. Z miasteczka schodami w górę na końcu głównej ulicy można dojść do punktu widokowego na inne doliny. Całkiem sielankowy klimacik. W miasteczku odkryliśmy także zabytkowy ekspres do kawy w kawiarence przy głównym rynku przy restauracji Punto i Coma. Polecam tamtejszą kawkę. Chociaż mieliśmy kawę od Lilly o każdej porze dnia to jednak chcieliśmy spróbować innych wyrobów i napompować się kawiarnianym klimatem.
Info:
Nocleg: La Casona de Lilly- gorąco polecam! na głównej ulicy miasta, dwa bloki od ryneczku. 15 tys za dorm; wifi, kawka i gorące uściski od Lilly każdego ranka.
Transport: Armenia (dworzec) -Salento (ryneczek)/Salento-Armenia: busy często od 6am do około 8pm; 3400 COP; około godziny jazdy.
Wyżywienie: drogo ale warto raz spróbować Trucha punto i Coma w restauracji Punto i Coma (pstrąg z krewetkami w sosie beszamelowym podane na gorącym półmisku) 15tys COP. Tańsze zestawy obiadowe w uliczkach poza centrum już od 4500. Standardowo 6tys. Dobra tania restauracja jest na rogu nieopodal hostelu Lilly zaraz na przeciwko klubu bilardowego. Drobne fast foody 1tys-2tys
Valle de Cocora: transport: jeepy z ryneczku np o 9.30am albo jak się ludzie zbiorą; powrotne np: 2:30; 3pm i 5pm albo jak się ludzie zbiorą. 3tys COP. Dalej spacer około 5 godz.
Wstęp na teren Acaime: 3 tys; w cenę wliczony wielki kawał lokalnego sera i kawa albo słodka aromatyzowana herbata itp. Dla chętnych nocleg w Acaime: 15tys; Wynajem gumowców 4tys na początku szlaku.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz