poniedziałek, 12 marca 2012

Tarabuco - spotkań z kulturą ciąg dalszy


Wioska słynie z niedzielnego marketu. Strasznie o nim głośno w każdej agencji i przewodniku a tu market jak market – nic specjalnego. Spodziewałam się czegoś więcej. W sumie wszystkiego więcej. Więcej tkanin, więcej ludowych strojów, więcej kolorów, więcej taniego lokalnego żarcia, nawet więcej turystów. Tak czy owak wyprawa za miasto zawsze się przyda. A kontaktu z kulturą nigdy za wiele. Pojechaliśmy transportem publicznym. Zaraz po śniadaniu czyli sałatce owocowej na markecie central wsiedliśmy w mikro linii C który zawiózł nas na przystanek busów do Tarabuco.
Wystarczy spytać na markecie i wszystko wam ktoś wytłumaczy. Market to najlepsze miejsce na zbieranie informacji. Bus do wsi odjeżdża jak się zapełni tak samo w drodze powrotnej. Bilet kosztuje 8 Bol plus 1.50 B dojazd do stacji. Autobus turystyczny kosztuje 35B więc różnica to tyle co dwa obiady na markecie. Widoki po drodze są niesamowite, radzę nie spać. Max doświadczył bardzo bliskiego spotkania z kulturą siedząc całą drogę z nosem pod cycem karmiącej kobiety. Busik bardzo ciasny więc nie miał wyjścia. Pani uśmiechała się do niego życzliwie zmieniając co jakiś czas cyca i zupełnie nie przejmując się jego zażenowaniem i kapiącym gdzieniegdzie mlekiem. Po około godzinie i czterdziestu minutach byliśmy na miejscu. Ceny produktów są różne: i tańsze i droższe od tych w Sucre więc warto popytać. Ludzie sprzedawali wszystko co mogli inni ubrani w swoje odświętne stroje traktowali market jak towarzyskie spotkanie. Ot atrakcja niedzielna na całą okolice :) Lokalnych specjałów kulinarnych było niewiele a zawsze na takie liczę przy okazji marketów. Ot, placki ziemniaczane nadziewane jajkiem czy pomidorówka na ostro. Trochę domowej roboty lodów za 1 B i słodyczy. Wszystko sprzedawane na małych wózeczkach na kółkach. Tutaj zaczyna mi naprawdę brakować dobrego aparatu. W sumie już od paru miesięcy patrze z zazdrością na wypasione lustrzanki eh. Buu. Świetne miejsce na portrety oczywiście robione ukradkiem. Osobiście uwielbiam fotografowanie ludzi a zwłaszcza dzieci. Tyle że ludzie nie lubią tu zdjęć i czasem potrafią pogrozić palcem. W zupełności ich rozumiem. Sama czasem chciałam wy-przeklinać w Azji napastliwych paparazzi. Co chwila ktoś chciał ze mną zdjęcie albo robił je z ukrycia - rzeczywiście po chwili staje się to męczące. 
Spacerując po markecie dowiedzieliśmy się o małej restauracji gdzieś na końcu wsi z organiczną żywnością. Była tam także wystawa fotografii kogoś z Europy i pokaz lokalnych tańców. Miejsce bardzo przyjemne z nieco droższym jedzeniem ale miło było przysiąść na zacienionym podwórzu z dobrą kawką.Właściciele są przemili i zagadują do każdego przy stoliku. 
Info:
1)bus turystyczny: 35B bilet do zakupienia w każdej agencji
2)Busik C spod mercado central (1,5B), powiedzieć kierowcy by zatrzymał się przy busach do Tarabuco. Tam trzeba czekać aż bus się zapełni. 8 B; jedzie około 100 minut. Bus z Tarabuco odjeżdża także jak się zapełni.
 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz