Iquitos to miasto raczej mało ciekawe. Za to ludzie jak chyba już cała
populacja Selvy rewelacyjni i klimacik jest.
W końcu jesteśmy gdzieś w Amazonii :) i
okolica zapewnia wiele atrakcji. Wyprawa do pływających domów Belen i tamtejszy
market roślin magicznych i leczniczych był nie tylko rewelacyjną wyprawą w Amazoński tryb życia ale także podniosła nam
nieco poziom adrenaliny. Na wycieczki w dżungle trzeba się wybrać jednak nieco
dalej od miasta bo tu cywilizacja zrujnowała przyrodę ale wszystko jest możliwe
i za parę dni także wyruszymy i my.
Agencji i przewodników prywatnych jest mnóstwo. W ciągu pierwszych godzin w mieście nie mogliśmy nawet dojść na obiad
bo nas zaciągano to tu to tam i nie było tłumaczenia że głodni że spragnieni, że daleko. Za darmo nas zawieziono na market na obiad, poczęstowano wodą i do
agencji. Koniec kropka oferty trzeba wysłuchać. Znaleźliśmy także agencje z której korzystał Cejrowski i pokazano nam Jego wpis w księdze referencji oczywiście po polsku. W sumie jak mówiłam w mieście
nie ma nic. Można pospacerować bulwarami z widokiem na domki na palach i rzekę a słynny stalowy dom zaprojektowany przez Eiffla to w sumie kupa złomu. Mimo to Iqitos to całkiem popularne wśród podróżników miejsce i posiada bardzo pomocną informacje turystyczną oraz gazetę po angielsku z różnymi pomysłami na spędzenie dnia. Zatrzymaliśmy się w
hotelu który polecił nam taksówkarz. Rewelacja bo hotele z przewodnika i
hostelbookers okazały się drogie. A tu dostaliśmy nawet zniżkę na pokój z
prywatną łazienką i klima. Jest kuchnia basen duży pokój wspólny, wifi i pralka
za darmo więc przepraliśmy wszystko co było można. Od pierwszego dnia rozpoczęliśmy
odkrywanie tutejszych oryginalnych potraw, owoców i soków. Zwłaszcza po monotonnej
kuchni na łodzi różne ryby, aligatorki i nikomu w europie nie znane owoce i
warzywa to rewelacja. Polecam bombę witaminową owoce camu camu czy sok Aguaina.
Idąc dalej za odkrywaniem kultury i tutejszej roślinności zagłębiliśmy się w mało przyjemną, niebezpieczną acz szalenie interesującą dzielnice Belen.
Tutejszy śmierdzący i brudny market posiada jedną ulice z ziołami i likierami
medycyny naturalnej i szamanistyki. Można tu znaleźć lekarstwo na każdą dolegliwość jak cukrzyca, cholesterol, osteoporoza, reumatyzm, łysienie, żołądek, rany. A także wszelkiego rodzaju afrodyzjaki i likiery na potencje
oraz magiczne i halucynogenne substancje używane podczas ceremonii jak San Pedro
(proszek do przyrządzenia roztworu) i Ayahuasca w proszku jak i butelce. Wszytko naturalne na bazie roślin z dżungli. Okupiliśmy się ziołami jak szaleni. Ja zakupiłam miedzy innymi polecaną mi przez jedną rodzinę na statku Copaibe na komary
przed i po, rany, blizny, przebarwienia i żołądek. Jest to przyjemnie pachnący
olejek z pewnego amazońskiego drzewa. Sprawdziłam i czyni cuda od pierwszego użycia. Sprzedawcy są chętni do wyjaśnień a dodatkowo każda buteleczka jest ładnie opisana więc nie ma problemu z wyszukaniem czegoś dla siebie. Dodatkowo degustowaliśmy różne likiery i uczyliśmy się jak zrobić perfumy na bazie ziół.
Każdy stragan walczy o klienta więc każdy chce nam pokazać coś ciekawego a na prawdę jest tu co oglądać i o co pytać. Po markecie chcieliśmy się dostać do pływających wiosek i parę ludzi zaoferowało nam wycieczkę ale uznaliśmy że za
drogo. (20 soli za szybkie oprowadzenie po okolicy) Cena podobno za bezpieczeństwo bo to gorąco niepolecana dla turystów dzielnica. Jedna zapytana
pani wskazała nam drogę do przystani ale zaraz na nią wyskoczyła sąsiadka że
gdzie to nam drogę wskazuje. Jeszcze nas pobiją obrabują i że bez przewodnika
nam nie wolno. Hmm więc to nie bajki. Wszyscy nas ostrzegają. Ale panie coś tam pogadały pokłóciły się i w końcu sąsiadka machnęła ręką i zaprowadziła nas na przystań i usadowiła w bezpiecznej łodzi. Około godzinna wycieczka kosztowała
10S/2os a warta w sumie o wiele więcej bo miejsce nie z tej ziemi. Pływaliśmy pomiędzy ciasno pobudowanymi domkami z wodą po drzwi. Tak blisko że mogliśmy zaglądać do środka. Wszyscy tutaj poruszają się łodziami a dzieciaki pływają w wielkich miednicach. Trochę przypomina mi to klimat znad jeziora Inle w Birmie. Później nasz kapitan zabrał nas na pobliską rzekę do innej
wioski. Tu woda bardzo dynamiczne zaczęła kołysać naszą małą łódeczką. Wszędzie
do nas ochoczo machano. Pozowano do zdjęć i nawoływano. Zobaczyliśmy także trzy pływające dyskoteki. Eh z takiej to po pijaku ciężko wyjść bo łatwo można do
wody wpaść hihi. I jak tu te małą chybotliwą łódkę do domu odprowadzić czy wracać w pław? HIHI Co za życie. Wszystko tu pływa. Psia buda, farma kurczaków.
No odlot. Wytłumaczono nam że w sezonie suchym na terenie przez który przepływaliśmy
nie ma zupełnie wody a pod nami jest droga. Obecnie było tu chyba ze 2 metry.
Podobno dwa tygodnie temu podczas powodzi woda była jeszcze wyżej. Kapitan pokazał nam także obóz dla ludzi z podtopionych domów i zawróciliśmy do
miasteczka. W drodze powrotnej nakazał nam znów schować aparaty i wysadził nas
w innym miejscu mówiąc że bliżej do taksówek i bezpieczniej.
Info: nocleg: Iguana hostal: 40/2os pokój z łazienką wifi i AC. Ulica Bolivar miedzy Loreto i Peves.
Transport po mieście: moto-taksi 1-2 za przejażdżkę w granicach miasta,
do Belem czy do portu.
Wyżywienie: ceny produktów spożywczych są droższe o 0.50-1Sola gdyż wszystko jest importowane. Tanio można zjeść na Mercado Central. Kanapka z jajkiem:1 sol; menu dnia: od 3 Soli;
soki tutejsze:0,5-1Sol, kilo pomidorów:3,5 Sola, cebula 2 S
Market Belen
W głąb Belen
Disko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz