Zdecydowaliśmy się przekroczyć granicę peruwiańsko-ekwadorską w bardzo niepopularnym miejscu. Miało być jednak prosto a ciekawie.
Ot złapać parę colectivo, pozwiedzać nieco zacofane wioski i zapomniane przez świat
drogi i już. Tymczasem wszystko się nieco skomplikowało i do Vilcabamby
dotarliśmy po dniach trzech, głodni, zmarznięci i ubłoceni po pachy po
przeprawie z bagażami przez porośnięte dżunglą wzgórza. Już pomijając awanturę
na peruwiańskiej granicy i libację na ekwadorskiej. Co za jazda!
środa, 30 maja 2012
niedziela, 27 maja 2012
Chachapoyas i sarkofagi Karajia
Zgadnijcie ile osób wraz z bagażami może się zmieścić do małej taksówki
typu kombi. Macie chwilę na zastanowienie się, odpowiedź poniżej a tymczasem my wciąż jesteśmy w Peru w
Chachapoyas. Miasteczko zakurzone z ładnym jedynie ryneczkiem ale to nie
konkurs piękności i nam się podoba, bo znów z dala od turystycznego Peru. Jest
surowo, autentycznie i ciekawie. Przyjechaliśmy tu zobaczyć polecane przez
Peruwiańczyków ruiny Kuelap o czym pisałam w poprzednim poście. Nie sądziłam że
wiele więcej jest tu do zobaczenia, a tymczasem okolica obfituje w ruiny,
ciekawe budowle i cuda natury.
sobota, 26 maja 2012
Kuelap - tajemnicze mury na szczycie góry
To masywne mury otaczające ponad 400 resztkowych konstrukcji dawnego
centrum religijno-rządowego kultury Chachapoyas. Najstarsze części datowane są na VI wiek naszej ery, a kultura choć nie tak rozwinięta jak Chavin czy inkaska
przetrwała aż do XVI w. W późniejszych budowlach można odnaleźć już inkaskie
wpływy. Kuelap jest bardziej popularny pośród turystów peruwiańskich niż zachodnich,
tak wiec wylądowaliśmy w 100% peruwiańskiej wycieczce. Cieszymy się, że znów
opuściliśmy szlak gringo.Takie przygody lubimy...
środa, 23 maja 2012
Lambayeque i muzeum Sipan
Po szybkiej przeprawie przez Trujilo jesteśmy już w Chiclayo. Miasto duże, nieciekawe, tłoczne i tylko słynne ciastka King Kong z Lambayeque osładzają tu życie. Sprzedawane są wszędzie. Do smaków miasta jeszcze dodam ceviche sprzedawane w małych sklepikach na każdej ulicy. Już od 2 sol można spróbować surowej rybki czy innych owoców morza na kwaśno. Rewelacja! Zostajemy tu tylko na jeden dzień żeby zobaczyć muzeum grobowców z Sipan. Jest to naprawdę imponująca kolekcja biżuterii, naczyń i różnych wyrobów ceramicznych przepięknie wyeksponowana w nowoczesnym budynku. Dla uczczenia roku w podróży, bo właśnie minął postanowiliśmy napić się whisky.
wtorek, 22 maja 2012
Trekking Santa Cruz - pośród odchodów
Trekking wysławiany wniebogłosy, a tak w sumie to nie zrobił na mnie
większego wrażenia. Banalny więc cztery dni się trochę dłużą i tylko człowiek
marznie niemiłosiernie w nocy jakby spał na lodowcu. Widoki trzeba przyznać były ładne, ale w sumie to rewelacyjna międzynarodowa ekipa była najlepszą częścią wyprawy. Dodatkowo szlak obsadzony odchodami każdego gatunku w
ilości potopowej! Po trzech dniach wydawało mi się, że już wszystko śmierdzi
kupą. Wliczając w to jedzenie, ciuchy i wodę. Kupa końska na lewo, ośla na
prawo i wielki placek krowi na wprost.
środa, 16 maja 2012
Laguna 69 - znowu pod górke
Kolejny dzień
przemierzania magicznej Cordillera Blanca i tym razem wspinamy się
na 4650 do Laguny 69. Wstaliśmy wcześnie by o 7:00 złapać busa z
Yungay do Yanama. Po drodze minęliśmy błękitne laguny Llanganuco,
którym bardziej przyjrzymy się podczas trekingu Santa Cruz. Do
Laguny 69 ścieżka wiodła przez malownicze doliny otoczone
ośnieżonymi szczytami. Mogliśmy podziwiać także spektakularne
wodospady i inne laguny. Trekking polecamy. Jest zielono, po drodze
pasą się krówki -taka sielanka i tylko trooochę pod gorę.
wtorek, 15 maja 2012
Laguna Churup - wojna na śnieżki w środku upałów
Jesteśmy znów na
3100mnpm - tym razem w Huaraz! Żeby się zaaklimatyzować przed
czterodniowym trekingiem Santa Cruz wybraliśmy się do laguny
Churup. Miało być łatwo i przyjemnie a dostaliśmy prosto w twarz
czterema godzinami pod górę na 4450mnpm plus wspinaczka przy stalowych linach.
Sapaliśmy, wzdychaliśmy, przystawaliśmy co chwilkę ale doszliśmy
Pogodę mieliśmy rewelacyjna i w samym Huaraz wcale nie czuliśmy
tej wysokości Widać nasze przystosowanie nie zniknęło całkowicie
po trzech tygodniach na nizinach.
poniedziałek, 14 maja 2012
Amazońska dżungla i polowanie na kajmany
Nadszedł czas na wyprawę
w dżunglę. Wybraliśmy firmę która okazała się niegodna
polecenia. Chociaż wycieczkę mieliśmy pełną przygód i
niesamowitych zwrotów akcji, spodziewaliśmy się czegoś innego.
Nasz przewodnik był z wioski nieopodal campu i starał się jak mógł
zagospodarować nam czas mimo tego minimum z czym zostawiła nas
agencja. Po śniadaniu w naucie wypłynęliśmy lodżią na Amazonkę
poobserwować różowe i szare delfiny. Udało nam się zaobserwować
nawet parę rodzin ale nie było szans złapać je na zdjęciach.
Dalej zagłębiliśmy się w jedną z drobnych rzek gdzie rozpoczęła
się selva pierwotna. Camp okazał się prawie kompletnie zalany.
środa, 9 maja 2012
Oko w oko z lampartem.
Uciekając od ruchliwego
Iquotos wybraliśmy się do Quistococha - parku
zoologiczno-botanicznego. Miejsce usytuowane jest wokół bardzo
przyjemnej laguny w której można się schłodzić w te gorące dni.
W ciągu weekendu pełno tu lokalnych ale w tygodniu jest całkiem
pusto i zupełnym spokoju można zagłębić się w otaczające
przyrodę albo wylegiwać w altance machając nogami w wodzie.
poniedziałek, 7 maja 2012
Amazońska Wenecja i market magiczny
Iquitos to miasto raczej mało ciekawe. Za to ludzie jak chyba już cała
populacja Selvy rewelacyjni i klimacik jest.
W końcu jesteśmy gdzieś w Amazonii :) i
okolica zapewnia wiele atrakcji. Wyprawa do pływających domów Belen i tamtejszy
market roślin magicznych i leczniczych był nie tylko rewelacyjną wyprawą w Amazoński tryb życia ale także podniosła nam
nieco poziom adrenaliny. Na wycieczki w dżungle trzeba się wybrać jednak nieco
dalej od miasta bo tu cywilizacja zrujnowała przyrodę ale wszystko jest możliwe
i za parę dni także wyruszymy i my.
niedziela, 6 maja 2012
Z wodami rzeki Ucayali do Amazonki!
Tym razem przypadkowo zamieszkalismy na barce w porcie wnikajac
doglebnie w portowe zycie. W koncu gdy ruszylismy mielismy przed soba tylko
setki kilometrow rzeki Ucayali, trzy magiczne zachody slonca, nieliczne
zapomoniane przez swiat wioski i dzungle dzungle dzungle na lewo i na prawo
przez cztery dni. Zdecydowalismy ze plyniemy w strone Amazonki tak czy siak.
Czy w kabine czy na hamaku pomiedzy dzieciakami, kurami i tysiacami pakunkow.
Cztery czy piec dni-nie wazne. Czy Iquitos jest tego warte czy nie-plyniemy. Przeciez chodzi o podrozowanie i przygode a
odkad oposcilismy Lime jest tylko coraz lepiej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)