sobota, 28 września 2013

Bukittingi -akt pierwszy- Rio



Tutaj spotkałam najcieplejszych ludzi . Nigdy nie zapomnę Mimi, Juli i Rio. Czy ludzi których poznałam nad jeziorem Maninjal. Ciężko było tylko wszystkich zadowolić bo ja byłam tylko jedna Emilka, a wokół mnie mnóstwo ludzi którzy chcieli mnie gdzieś zabrać, zaprosić na lunch czy na wycieczkę. Na pewno tu jeszcze wrócę. Takich przyjaciół się nie zapomina i osobiście po zwiedzeniu już pewnej ilości miejsc na naszej kuli ziemskiej wcale mi się nie spieszy w nowe, ale wole posiedzieć w jednym miejscu gdzie mam przyjaciół. I w takie miejsca w przyszłości wracać.
Do miasteczka zajechałam około 3 wraz z bardzo miłą dziewczyną, która wracała ze studiów odwiedzić swoich rodziców. Jest nauczycielką angielskiego więc rozmawiało mi się z nią bardzo płynnie i zadawałam jej mnóstwo pytań zwłaszcza na temat kultury i religii. Głównie skupiłam się na relacjach damsko męskich w kręgach muzułmanów. Miałam ot takie swoje prywatne zainteresowanie. Więc się dowiedziałam jak się powinna zachowywać kobieta jakie są obowiązki faceta czy męża. Wszystko zależy od regionu i od rodziny. Co tu dużo mówić kobieta powinna być miła i cicha a facet zapewnić rodzinie utrzymanie..niby. Różnie to bywa. Także sam związek szybko się sprowadza do szacowania majątków i uzgadniania małżeństwa. I jak kobiety bardziej zachowują powściągliwość, chłopaki nie śpiesząc się do małżeństwa i zarazem nie mogąc zabawić się z indonezyjskimi dziewczynami które od razu chcą ślubu, garną się chętnie do białych kobiet. Ich wiara w swobodę seksualną białej kobiety  ośmiela wiele elokwentów na tyle że bez ogródek przechodzą do przytulania i w ciągu 2 minut chcą się całować, albo po prostu z biegu mówią: lubię cię lub”kocham cie” i chcą zaciągnąć do łóżka. Eh czasem to nie wiele brakowało żebym takiemu prasnęła porządnie w czoło! Cała ta sytuacja damsko męska w relacjach miedzy Indonezyjczykami i białymi jest o wiele bardziej skomplikowana, ale na to by trzeba było poświęcić cały post teraz jednak o Bukuttingi. Spotkana w busie dziewczyna pomogła mi dostać się z dworca do centrum i znaleźć hostel. Jeszcze zapłaciła za minibus. Dodatkowo kiedy ona płaciła nikt nie policzył mnie za plecach jak to zwykle bywa. Zatrzymałam się w bardzo przyjemnym Hello Guest House zaraz w centrum. Dorm z wifi, śniadaniem i ciepłym prysznicem kosztuje 75 tys IDR. Śniadanie każdego dnia szefowa przygotowuje sama i każdego dnia jest inne.  Bardzo miłe miejsce. Tego dnia jeszcze zdecydowałam się na spacer po okolicy. Miasteczko jest kolorowe i pełne ludzi. Niedaleko centrum znajduje się wielki market, także wokół wielkiego zegara ludzie handlują. Z głównego placu rozciąga się wspaniały widok na pobliskie góry i położone u ich stóp kolorowe doliny. Piękne miasteczko i piękna okolica. Na koniec doszłam na ulice Panorama gdzie znajduje się park z widokiem na kanion  Sianok. W około skaczą małpki. Tu poznałam Rio. Pracuje jako przewodnik i oczywiście chciał mi pokazać co nieco w parku, a ja oczywiście nie chciałam przewodnika ale chłopak powiedział że się w sumie nudzi i chętnie po prostu poćwiczy angielski. Ok.. pewnie i tak będę musiała mu zapłacić najwyżej dam mu dwa dolary i tyle. Zaprowadził mnie do tuneli wybudowanych przez Japończyków podczas drugiej wojny światowej. Wyszliśmy po drugiej stronie tuneli i zeszliśmy w dół aż do wiszącego mostu za którym zaczyna się mała podróba chińskiego muru. Rio zaczął jednak nalegać byśmy poszli przez kanion.     “ To taki przyjemny spacerek przez mini jungle”a wyjdziemy po drugiej stronie muru i zejdziemy sobie murem w dół zamiast robić te samą drogę dwukrotnie. Odmówiłam, ale tak strasznie namawiał i kanion wyglądał tak uroczo że w końcu się zgodziłam….ugh! Miała być godzina może półtora. Zaczęliśmy schodzić do rzeki na dnie kanionu. Ok fajnie ale tam zamiast skręcić w kierunku schodów zagłębiliśmy się ponownie w dżungle i dalej przez kanion  a później przez błoto i przez rzekę parokrotnie. Ja oczywiście w klapkach bo nie byłam przygotowana na treking, a to okazało się trekingiem z prawdziwego zdarzenia! Mija godzina a my ciągle jeszcze w dżungli podążamy w głąb kanionu w dodatku słońce zaraz zacznie zachodzić. Przypomniałam sobie że Rio przed wyjściem powiedział że lubi mój aparat. A co jeśli tam gdzieś czeka na mnie cała banda! Za mną dżungla i rzeka do przejścia, a przede mną ściana kanionu. Uciekać nie za bardzo! No to ja albo oni! Ups i napakowałam niepostrzeżenie kamieni do torebki i jeden trzymałam w ręce. Ale ja czasem głupia jestem. Powiedziałam o moich obawach Rio i chłopak się na prawdę przejął.  Ostatecznie z Kanionu wyszliśmy chyba po półtorej godzinie. W tym ostatnie półgodziny wspinaliśmy się po błotnistej ścianie. Moje klapki oczywiście nie nadawały się do niczego więc już szłam boso.Najpierw doszliśmy do wioski  Koto Gadang słynnej z wyrobu srebrnej biżuterii. Dalej zajęło nam kolejne ponad pól godziny by powrócić do Bukkitingi. Szczęśliwa że nikt mnie nie zabił itp zaprosiłam Rio na kolacje. Siedzieliśmy i śmialiśmy się  jacy to jesteśmy ubłoceni. Rio nie dość że wziął mnie na wycieczkę za darmo zaprosił mnie później do baru na gorącą czekoladę.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz