niedziela, 15 stycznia 2012

W Pingwinowie: Punta Arenas

Punta Arenas to urocze spokojne miasteczko, ale najważniejsze pingwiny!! :) Chcemy kupić wycieczkę na sławetną wyspę Magdalena, a tu się nie da! Pogoda dnia następnego miała być zła i żadna łódź nie popłynie. Ech. Szkoda. Myślimy co tu robić. Jest tańsza opcja z mniejszą ilością pingwinów na lądzie poza miastem za 15 000 CLP. Na szczęście następnego dnia właściciel zawiadomił nas, że wycieczka się odbędzie, bo pogoda się polepsza. Super!
Wszystko załatwiamy w naszym Blue House: bilety na pingwiny 25 tys. plus 1 tys. na transport, bilety na busy dalej do El Calafate itp. Rejs trwa ok. 2 godzin w jedną stronę. Na wyspie zostajemy godzinę. Pingwiny są przesłodkie i takie niezdarne. Idąc, pociesznie machają swoimi małymi skrzydełkami i wciąż lądują na swoich białych brzuszkach. Tup tup tup..dup; tup tup klap :) i znów wywrotka. Jest ich tysiące. Wszędzie pingwiny! Śpiące, biegające, dziobiące pingwiny, wyjące pingwiny, kopulujące... gapiące się... opalające się... medytujące... karmiące pingwiny, pingwINY, piNGWINY, PINGWINY!!! itp. Niby nic, a godzina minęła tak szybko i szkoda było wracać.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz