niedziela, 22 stycznia 2012

El Chalten - górska sielanka


Głośno reklamowana stolica argentyńskiego trekkingu. I góry naprawdę warte odwiedzenia. Wioska ot taka, dość turystyczna, ale jeszcze trzymająca fason. Jakimś cudem nie wygląda na Krupówki jak El Calafate, ale ceny potrafią powalić. Nawet w supermarkecie niektóre produkty są droższe. Dobrze, że zrobiliśmy zakupy wcześniej. Hostel także zarezerwowaliśmy z tygodniowym wyprzedzeniem jako już jedyną pozostałą opcję na hostelbookersie. Cóż może akurat taka data oblegana.
Eh, Ranczo Grande to straszny niewypał.  Czysto, ale miejsce drogie i pozbawione klimatu. Na szczęście dzięki legitymacji ISIC zaoszczędziliśmy 10% Na miejscu jednak doszliśmy do wniosku, że lepiej by było spać pod namiotem, tyle że już rezerwacja jest, no to szkoda.  Przed wjazdem do miasta dostaliśmy wszelkie informacje w siedzibie parku. Na miejscu nic się nie płaci za wstęp, a także pola namiotowe są bezpłatne. Okolica jest bardzo malownicza. Trasy udostępnione turystom o trudności naszych Beskidów. W większości zaczynają się w samej wiosce, więc nie trzeba nigdzie dojeżdżać. Mamy tu trzy główne szlaki jednodniowe po 6-8 godzin, szlaki na dłuższe wyprawy oraz parę drobnych dróg. Zaraz po przyjeździe przeszliśmy się pod pobliski wodospad. Wycieczka dość krótka, ot tak na rozgrzewkę. W drodze powrotnej zaczęło powoli padać, więc złapaliśmy stopa. Okazało się, że nasz hiszpański wcale nie jest taki zły, zamieniliśmy parę zdań w drodze do miasta i było wesoło. Następnego dnia wybraliśmy się do Laguna los Tres. Bardzo malownicza trasa pod iglicę Fitz Roy. Zajęło nam to 10 godzin z paroma długimi postojami na kontemplacje i moczenie nóżek w zimnej wodzie. Po drodze są dwa pola namiotowe. Jest tu tylko latryna i dostęp do pitnej wody, której wokoło jest pod dostatkiem. Przynajmniej tyle że nie trzeba wydawać ponad 6 peso za butelkę, tylko można pójść do strumienia i się za darmo świeżą wodą uraczyć. Dla tych którzy do strumienia mają za daleko: na północnym końcu miasta zaraz przy początku szlaku pod Fitz Roy jest kranik z pitną wodą. Mniam. Na drugi dzień po opowieści Francuzów z naszego pokoju postanowiliśmy się wdrapać na około 1400 metrową górę na południe od popularnych szlaków. Tu już nie było tak łatwo choć nic nadzwyczajnie trudnego. 4 godziny prawie cały czas pod górę, w tym ostatnie półtorej godziny ostrego podejścia po luźnym łupku w pełnym słońcu. Za to jaka satysfakcja i nagroda na szczycie!!! Panorama na większą część Parku Los Glaciares! Pełne 360 stopni górzystych rewelacji. Szkoda że żadne zdjęcia ani film tego nie pokażą. Pod nami  Laguna Torre, gdzie doszliśmy dnia następnego. To już nie to samo. Widoki takie sobie no i szlak joggingowy, a my lubimy się trochę zmęczyć, dlatego w drodze powrotnej bieg do miasta.

Info:
Transport El Calafate - El Chalten 75 ARS 7.00 i 14:30 w Taqsa, powrót 11:00 i 19:00, w innych firmach także o innych godzinach, ale drożej
Sklep: 3 bułki 6 peso; makarony od 6 peso (normalnie od 3.50), o wiele mniejszy wybór niz w El Calafate
Woda pitna dostępna za free w strumieniach i z kraniku na początku szlaku pod Fitz Roy; większość ludzi i tak pije wodę z kranu 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz