poniedziałek, 26 listopada 2012

Melbourne Cup


Jestem spóźniona z tym postem, ale jakoś tak wyszło. Jednak o takim wydarzeniu trzeba napisać. Jak to mówią to wyścig który zatrzymuje cały naród. Dokładnie to wyścigi konne w pierwszy wtorek listopada; najważniejsze w całym szeregu wyścigów konnych zwanych Spring Racings Carnawal. I muszę przyznać to jedyne Australijskie wydarzenie o którym słyszałam w polskich wiadomościach. Z okazji tego wyścigu w stanie Victoria wszyscy mają dzień wolny od pracy a całe wydarzenie połączone jest z wielką fiestą, pokazami mody wyścigowej, wystawnymi bankietami itp. Jest to szczególny okres dla miasta. W przed dzień Melbourne Cup odbywa się parada sponsorów, jeźdźców i właścicieli koni udekorowana dziwacznymi występami.
Każdy znajduje w tym okresie coś dla siebie. Panie wychodzą w najlepszych kreacjach i tych słynnych kapeluszach, które są obowiązkowym dodatkiem wyścigowym. Czasem je tworzą same, a czasem kupują w drogich sklepach za parę set dolarów. Panowie spotykają się w klubach na wspólnym opijaniu tych udanych i nie udanych zakładów. Kto może to wybiera się na same wyścigi by rzucić okiem (jak się uda) na różne sławy. W tym roku wyścigi odwiedził książę Karol z Kamilą. Każdy jak może korzysta z tego długiego weekendu.  Jednak co się okazuje... dużo ludzi ucieka z Melbourne albo chowa się przy rodzinno przyjacielskim grillu. Nic dziwnego. Większość ludzi których spotkaliśmy w ciągu tego dnia to przyjezdni  z różnych Australijskich miasteczek i wiosek. I mimo że wiele osób to dość kolorowe i bardzo ciekawe postacie o pogodnym, beztroskim usposobieniu  to u większej części  ani wypożyczony garnitur ani szykowna kiecka nie ukryją częściowego lub zupełnego braku okrzesania.  I tutaj nie, żebym ja się przyczepiała agresywnej zabawie, ale pijani Aussie, rozboje i napaści poruszyły nawet media Europejskie.  Australijskie wiadomości pokazywały urywki francuskich czy niemieckich newsów z wywracającymi się pijanymi uczestnikami Melbourne Cup i ulicznymi bitkami. Takie to oto występki przyćmiewały tegoroczne wyścigi i bardzo szkoda. Jako ciekawostkę dodam że w parę dni po Melbourne Cup gwałtownie wzrastają statystki rozwodowe :)
Myśmy czas wyścigów spędzili w salach słynnego Crown Casino. To było dobre miejsce by poczuć wystawny wyścigowy klimat, a wieczór spędziliśmy w jednym z niewątpliwie ulubionych moich miejscówek w centrum czyli w Young & Jackson. To paro piętrowy bar/restauracja o dość długiej jak na Australię historii i tradycji. Pierwsze piętro to luźnie urządzany typowy australijski bar z małą restauracją . Drugie piętro wygląda jak szykowny klub angielskiego dżentelmena z fascynującymi fotografiami starego Melbourne. Przez okno można podziwiać widok na Flinders Station czy Federation Squere. Piętro trzecie to ogródek piwny. Miejsce ma klasę, zawsze dobrą muzę na żywo i ten historyczny klimacik.
 A tak oto panowie ubrali się do klubu... nie zostali jednak wpuszczeni. Kolejni przyszli ubrani w garnitur zlepiony z fotografii Playboya.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz