Jestem spóźniona z tym postem, ale jakoś tak wyszło. Jednak o takim
wydarzeniu trzeba napisać. Jak to mówią to wyścig który zatrzymuje cały naród. Dokładnie to wyścigi konne w pierwszy wtorek listopada; najważniejsze w całym
szeregu wyścigów konnych zwanych Spring Racings Carnawal. I muszę przyznać to
jedyne Australijskie wydarzenie o którym słyszałam w polskich wiadomościach. Z
okazji tego wyścigu w stanie Victoria wszyscy mają dzień wolny od pracy a całe
wydarzenie połączone jest z wielką fiestą, pokazami mody wyścigowej, wystawnymi bankietami
itp. Jest to szczególny okres dla miasta. W przed dzień Melbourne Cup odbywa się parada sponsorów, jeźdźców i właścicieli koni udekorowana dziwacznymi występami.
Każdy znajduje w tym okresie coś dla siebie.
Panie wychodzą w najlepszych kreacjach i tych słynnych kapeluszach, które są obowiązkowym dodatkiem wyścigowym. Czasem je tworzą same, a czasem kupują w
drogich sklepach za parę set dolarów. Panowie spotykają się w klubach na wspólnym opijaniu tych udanych i nie udanych zakładów. Kto może to wybiera się
na same wyścigi by rzucić okiem (jak się uda) na różne sławy. W tym roku wyścigi odwiedził książę Karol z Kamilą. Każdy jak może korzysta z tego długiego weekendu. Jednak co się
okazuje... dużo ludzi ucieka z Melbourne albo chowa się przy rodzinno
przyjacielskim grillu. Nic dziwnego. Większość ludzi których spotkaliśmy w ciągu
tego dnia to przyjezdni z różnych
Australijskich miasteczek i wiosek. I mimo że wiele osób to dość kolorowe i
bardzo ciekawe postacie o pogodnym, beztroskim usposobieniu to u większej części ani wypożyczony garnitur ani szykowna kiecka
nie ukryją częściowego lub zupełnego braku okrzesania. I tutaj nie, żebym ja się przyczepiała agresywnej zabawie, ale pijani Aussie, rozboje
i napaści poruszyły nawet media Europejskie. Australijskie wiadomości pokazywały urywki
francuskich czy niemieckich newsów z wywracającymi się pijanymi uczestnikami Melbourne
Cup i ulicznymi bitkami. Takie to oto występki przyćmiewały tegoroczne wyścigi i
bardzo szkoda. Jako ciekawostkę dodam że w parę dni po Melbourne Cup gwałtownie wzrastają statystki rozwodowe :)
Myśmy czas wyścigów spędzili w salach słynnego Crown Casino. To było
dobre miejsce by poczuć wystawny wyścigowy klimat, a wieczór spędziliśmy w
jednym z niewątpliwie ulubionych moich miejscówek w centrum czyli w Young &
Jackson. To paro piętrowy bar/restauracja o dość długiej jak na Australię
historii i tradycji. Pierwsze piętro to luźnie urządzany typowy australijski
bar z małą restauracją . Drugie piętro wygląda jak szykowny klub angielskiego dżentelmena z fascynującymi fotografiami starego Melbourne. Przez okno można podziwiać widok na Flinders Station czy Federation Squere. Piętro trzecie to ogródek piwny. Miejsce ma klasę, zawsze dobrą muzę na żywo i ten historyczny
klimacik.
A tak oto panowie ubrali się do klubu... nie zostali jednak wpuszczeni. Kolejni przyszli ubrani w garnitur zlepiony z fotografii Playboya.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz