środa, 12 września 2012

North Melbourne - europejskie klimaty, bohema i trochę bliskiego wschodu


Tym razem opowiem nieco o  dzielnicach na północ od centrum. Zakręconym, artystycznym, retro Fitzroy, ekstrawaganckim Carlton i mojej dzielnicy, w której mieszkam: Brunswick. Trafiłam bardzo szczęśliwi, bo do centrum stąd blisko. Jest tramwaj, autobusy a także stacja pociągu. Wszystko dzieje się na głównej ulicy czyli Sydney Rd. Poza drogą są głównie prywatne domki. W większości zabytkowe wiktoriańskie malutkie wille, przy których rosną palemki i drzewa kwiatowe lub owocowe jak cytrynowe i pomarańczowe. Jest tu bardzo przyjemnie.
Nieco dalej jest rozległy teren zielony wzdłuż małej rzeczki: Marii Creek. Ten bardzo przyjemny trakt prowadzi do terenu rekreacyjnego nad małym jeziorkiem i jeszcze dalej. Wszystko razem daje mi nieco kilometrów na jogging czy rower. Sama dzielnica opanowana jest głównie przez restauracje bliskowschodnie: tureckie, pakistańskie, afgańskie a także chińskie i przeróżne inne. Bez problemu można tu znaleźć co nieco do zjedzenia za parę dolarów-chociaż nie będzie to wyśmienity posiłek, albo można się rozgościć w jednej z drogich restauracji. Kebaby zaczynają się dopiero od 7 $. Za to dużą pizzę można dostać już od 6 $. Na dwie osoby w sam raz. A w popularnym chińskim fish & chips można zakupić dobre dim sim (popularne tu pierożki). Miejsce jest naprawdę kolorowe kulturowo. Mam nawet swoją ulubioną kawiarenkę prowadzaną przez Greczynki. Kawa tylko 1,50 i pyszne kanapki od 1-4$, a zaraz obok jest biblioteka w której można korzystać z darmowego internetu (bardzo kiepski i czegoś lepszego spodziewałam się po Australii). Wystarczy tylko adres zamieszkania w Australii, paszport i już mam biblioteczną kartę. Dzielnica jest w zupełności samowystarczalna. Są tu wszelkiego rodzaju supermarkety, tanie warzywniaki i sklepy z owocami (49 centów za kilo pomarańczy!! Yeah!!) banki, kasyna, popularne kluby, małe bary, sklepy z rzeczami za 2$ i popularne sklepy z europejską żywnością. W związku z liczną populacją z bliskiego wschodu znajdziemy także tutaj muzułmańskie butiki z przedziwną odzieżą i specjalistyczne salony kosmetyczne i fryzjerskie. Kolorowy klimat i różnorodność restauracji czy dostęp do wszelkiego rodzaju sklepów przyciąga mieszkańców z różnych stron miasta. Zwłaszcza że ceny są tu także bardzo zachęcające. Im dalej na północ czyli w głąb Coburg klimat staje się mniej przyjemny i bardziej surowy. Tureckie restauracje ustępują miejsca różnorakim muzułmańskim spelunkom. Muszę jednak przyznać, że jest tu o wiele przyjemniej niż w muzułmańskiej dzielnicy Londynu White Chapel, gdzie angielski był rzadkością. Tutejsza imigracja to całkiem inna klasa niż to co widziałam w Londynie.
Nieco bliżej centrum znajduje się włoska dzielnica Carlton. Kiedyś miejsce kryminalnych rozgrywek między gangami, a obecnie coraz bardziej luksusowa dzielnica miasta pełna drobnych butików, kawiarenek i restauracji. W ciągu dnia może tu nieco nudno, ale wieczorem liczne restauracje zapełniają się po brzegi. W związku z tym, że stoliki ustawione są także wzdłuż ulicy tworzy się tu typowa gwarna śródziemnomorska atmosfera. Pobliska dzielnica grecka dopełnia całego klimatu
Niedaleko Carlton znajduje się kolejna popularna ulica Melbourne. To Brunswick street w dzielnicy Fitzroy. Swego czasu dzielnica studentów, artystów i tego wszystkiego co szumnie się zwie bohemą. Obecnie dzielnica staje się coraz bardziej droga i ekstrawagancka. Lubię to miejsce choć jest dziwaczne. Dzielnica jakby nieco idzie w kierunku londyńskiego Camden, ale brakuje jej jeszcze sporo by nabrać ciekawego kształtu więc wszystko jak na razie wygląda pokracznie. Dodatkowo spacerując po ulicy odnosimy wrażenie że dzielnica jest stara, odrapana, poszarpana... a tu się okazuje że wszystko jest artystycznie zaprojektowane z zamiłowania do staroci. Cóż. Jeśli Australia nie może się pochwalić zabudowaniami starszymi niż 200-letnie można to w jakiś sposób zrozumieć.... Ale... co jak co wszystko wygląda na takie zaniedbane – cóż! - tak jest w modzie. Cała okolica jest pełna artystycznych tworów ulicznych. Gdzie nie spojrzymy graffiti, dziwnych kształtów ławki i inne dzieła. Nawet chodniki zbryzgane są pod klubami farbą żeby nadać im retro charakteru. Ciekawe! Za to ilość i jakość kawiarenek, barów i pubów można porównać do pubów w centrum Krakowa. Dlatego tu czuję się jak w domu. Tylko ceny sprowadzają mnie na ziemię!!!
Wstąpiliśmy do jednego z tutejszych popularnych miejsc na rogu z ul. Rosa. To droga eco knajpka o frywolnej nazwie „Bimbo”, ale posiadająca rewelacyjny klimacik i pizzę małą za 4$. Oczywiście także w środku wszystko utrzymane w „a la stare” stylu czyli jakby się miało zaraz posypać. W dzielnicy poza tym liczne graffiti, kolorowe zabudowania, tanie sklepy z winem, liczne lombardy i popularne tutaj restauracje wegetariańskie i kluby muzyczne. Przy jednej z przecznic zaczyna się dzielnica klubów dla homoseksualistów tak popularna obecnie. Fitzroy to miejsce w którym można spotkać każdą subkulturę, artystów, biznesmenów i ludzi z każdej klasy społecznej. Miejsce w sam raz na obserwowanie życia Melbourne’czyków. Dodatkowo jest to jedno z popularnych miejsc spotkań Koori (rdzennych Australijczyków)

Około pięcioletni budynek: 
Malowidła w Fitzroy
 Dworek w Brunswick zaraz koło mojej ulicy:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz