Jestem już tu prawie dwa tygodnie, ale nie
rzuciłam się w wir zwiedzania. Max wprowadza mnie powoli w życie kolejnych
dzielnic miasta. Wszystko po kolei i bardziej po prostu spacerujemy niż
zwiedzamy. W pierwsze ładne dni wybraliśmy się do centrum. Z naszego Brunswick
dostaliśmy się tramwajem wzdłuż Sydney Road pod Queen Victoria Market. Już na
tych rogatkach samego city obserwujemy chaos architektoniczny. Stare miesza się
z nowym, kiczowate zabudowania z szacownym kościołem.
Im głębiej w centrum tym
gorzej, ale na razie jesteśmy na jednym z największych
marketów świata i jedyne
co tu się miesza to głównie rożne kuchnie i międzynarodowe produkty spożywcze.
Max zaczął biegać od stoiska do stoiska wołając, że muszę spróbować tego, a
później tego itp. Na pierwszy rzut poszły słynne paczki ze starej przyczepy, z
którą sobie wszyscy robią zdjęcia, a później żeberka z kurczaka. Następnie jakieś słynne hot-dogi czy coś tam... Oczywiście
wszystko w australijskich wysokich cenach. Znalazłam nawet sklep z polskimi
kiełbasami, które są uważane tu za jedne z najlepszych na świecie. Na markecie
można spędzić na prawdę parę godzin. Zwłaszcza żeby skosztować pewnych specjałów trzeba
wystać się w kolejkach. Za głównym budynkiem rozciąga się jeszcze typowy market
warzywno-owocowy, a dalej australijskie pamiątki,
chińskie sklepy z komórkami i
tanie (jak na Australię) ciuchy oraz wiele innych produktów. Stad ruszyliśmy
powoli na Federation Squere. Ohydne bryły na placu gryzą się z wieżowcami, a
te znowu z pięknym gmachem Flinders Station czy strzelistą wieżą kościoła. To właśnie tu, pod słynną Flinders Station - wszyscy
spotykają się „pod zegarem” jak u nas „pod głową” w Krakowie. Na placu znajduje
się olbrzymie centrum informacji. Można dowiedzieć się wszystkiego. Tysiące
ulotek proponuje spacery tematyczne, wyprawy jednodniowe i dłuższe eskapady.
Zaraz obok znajduje się ACMI czyli interaktywne muzeum filmu i animacji. Można
tu spędzić bardzo ciekawie czas pomiędzy multimedialnymi zabawkami i
między innymi nagrać
swoją własną scenę w stylu Matrix z pomocą 36 kamer
ułożonych w okrąg. Ze względu na liczne krótkie pokazy australijskich filmów a także tutejszych
telewizyjnych show po zwiedzaniu można mieć podstawowy wgląd w tutejszą
kulturę. Mogłam się przekonać co lokalni lubią oglądać, tworzyć i że formułka
„znany na całym świecie” znaczy tu w większości: „bardzo popularny w Australii”.
Dalej pospacerowaliśmy nieco po Flinders lane w poszukiwaniu Cherry bar czyli
baru, a w sumie spelunki, w której pierwsze koncerty dawało ACDC. Raczej dość
mroczny choć kultowy pub, śmierdzący tanim winem z małą sceną gdzie odbywają się wciąż koncerty, a co poniedziałek
jam session znajduje się na ACDC lane. Honorowo przemianowanej z Cherry lane. Jak większość alejek
w centrum jest to wąska, wiecznie w cieniu pogrążona uliczka w której niewielu normalnych ludzi chciałoby się zjawić po zmroku. Później znów skierowaliśmy się na północ w stronę Chinatown, a jeszcze wyżej naprzeciwko biblioteki (State Library of Vitoria) znajduje się japoński bar Don
Don z wyśmienitymi curry. To najlepsze curry jakie jadłam od czasu Tajlandii!
Mniam. Ceny od 5$ za michę, ale jak na centrum to tanio. Okolica jest także
centrum architektonicznego chaosu. Nowoczesne i jak dla mnie kiczowate budynki
uniwersytetu gryzą się po prostu ze wszystkim, nie mówiąc już o monumentalnych
kolumnach biblioteki. Kto dopuścił do tego zamętu, braku konsekwencji i klasy?
A my się przejmujemy ohydnym Sheratonem w okolicy Wawelu czy budynkiem Galerii Krakowskiej? Nie ma czym! Centrum jako takie wcale mi się nie podoba, jak dla
mnie jest po prostu brzydkie, ale jest jednak coś na ulicy co przyciąga i
fascynuje. To magiczna mieszanka kulturowa. Różnorodność sklepów, restauracji,
kawiarenek i ludzi. Max znów biega od
snack baru do snack baru. Po ponad roku
poza domem chce spróbować wszystkich smakołyków za którymi tęskni. Mnie za to
brakuje krakowskich przytulnych pubów, gdzie można by na chwilę usiąść na grzanym
piwku, bo tu wciąż jednak zima i dość chłodno. W centrum tylko drogie cafeterie,
lounge i ewentualnie pustawe kluby. Nic przyjemnego czy przytulnego. W dodatku
ceny kosmiczne (piwo duże od 8$) więc nic jak dla mnie.
Plusem centrum jest bliskość zieleni i liczne
parki na obrzeżach. Mamy też tu muzea: jak skarbiec ze wstępem darmowym, muzeum
imigracji, chińskie i Parlamentu. Dla szybkiego rozeznania się w centrum można
wsiąść w darmowy City circle tramwaj który
przejeżdża koło głównych atrakcji albo
w shuttle bus także darmowy którego
trasa jest nieco bardziej obszerna.
Na koniec dnia pełnego wrażeń
pospacerowaliśmy pośród wieżowców po południowej stronie rzeki Yarra z zadziwiająco ładną panoramą na to architektonicznie zaburzone city. Nawet wstąpiliśmy do olbrzymiego kasyna, gdzie
Max jednego dolara zamienił na pięćdziesiąt. Do domu wróciliśmy przez Carlton
czyli włoską dzielnicę dawnych mafii, ale o tym będzie następnym razem.
Australia na razie frustruje mnie żałośnie
wysokimi cenami. Po prostu na taaaakie ceny nie ma usprawiedliwienia! Nawet australijskie wino jest tu droższe niż w Polsce. Życie jest tu droższe niż w
Londynie! Jakoś sobie jednak daję radę. W okolicy mam wiele tanich
supermarketów
i nawet parę tanich pizzerii i chińskich fast foodów. Mam już nawet
swój ulubiony bar prowadzony przez dwie Greczynki. Kawa tylko 1,50$ i pyszne
kanapki.
Szybkie Info:
W tanich marketach (jednym z tańszych jest
Aldi):
Mleko: 2l od 2$; płatki kukurydziane: 1,90 $
(500g); banany od 2$/kg; sałata od 3$/kilo; pomarańcze od: ok 0.50 $/kg; puszka mała
tuńczyka: 1$; gotowe danie mrożone: od 2,50$ makaron od 0,70$; sosy od 1,50$ -da się przeżyć :)
Piwo: małe w sklepie: ok 3 $; w pubie: ok 4 $ za szklaneczkę ok 250ml -nie da się przeżyć :(
A zdjęć na razie więcej nie ma, bo w Australii internet jest gorszy niż w Wietnamie KONIEC I KROPKA!!!!! Wrrrr! (zdjęcia już są, ale dopisek pozostawiam :P )
Parlament:
I malownicze alejki w centrum:
Centrum ok 2 pm, między placem miejskim a Flinders Squere:
Flinders Station:
Wspaniała architektura Melbourne; Flinders Squere.
Pozdrowienia wujek Michał
OdpowiedzUsuńDziekuje! Nawzajem :)
Usuń