wtorek, 10 kwietnia 2012

Inkaskie ruiny, wioski i ludowe tańce

To był jeden z tych dni kiedy człowiek czuje się spełniony, ale nie przytłoczony nadmiarem wrażeń. Ot idealne proporcje pomiędzy trekingiem, obcowaniem z kultura, lenistwem i dobrym jedzeniem. Najpierw parogodzinna przeprawa przez wioski, pola i inkaskie ruiny później wyśmienity obiad, a na koniec wieczór z tańcem ludowym. W sam raz! W końcu wybrałam się na spacer, który planowałam w drodze powrotnej z Pisaq (post Sacred Valley), ale przełożyliśmy go z  powodu złej pogody.
Wskoczyłam w colectivo do Pisaq na ulicy Recoleta gdzieś na wysokości Piputi i wysiadłam po parunastu minutach przy bramie do Tambomachay. Stad przespacerowałam się z powrotem aż do samego Cusco, zwiedzając po drodze parki archeologiczne, wioski i podziwiając niesamowitą panoramę miasta. Tambomachay to malutkie ruiny, tak samo jak położone po drugiej stronie drogi i nieco niżej ruiny Pucapucara. Do następnych ruin kawałeczek, więc pytałam o drogę przez pola, ale odradzano mi mówiąc, że niebezpiecznie. Posłuchałam. Po ostatnim napadzie psów w jednej z wiosek wolę nie ryzykować i poszłam drogą asfaltową. Nieco poniżej Pucapucary znajduje się mala wioska o przedziwnych zdobieniach domostw. Tutaj także pytałam o jakąś drogę przez pola i zostałam wyśmiana przez jednego malucha, którego tata tłumaczył mi co i jak. Maluch stwierdził że jestem GŁUPIA, bo bilet kosztuje tylko 1 sol, więc po co chodzić. HIHI. W końcu pożegnałam się z drogą asfaltową w miejscu, gdzie pierwszy raz widać powalającą panoramę Cusco. Pan z chaty obok wskazał mi ścieżkę. Nie obeszło się bez przeskakiwania przez bajora i pokonywania drutów kolczastych. Ale mnie poprowadzono! Gdy doszłam do drogi gruntowej, skręciłam w lewo w kierunku Templo de la Luna. Panoramę Cusco przysłonił eukaliptusowy las. Świątynia, a raczej oczywiście resztki, położone są na niewysokim wzgórzu z pięknym widokiem na okolicę. Szkoda tylko, że chmurzyska psują zdjęcia. Dalej powędrowałam prosto w dół ścieżką przez pola do pobliskiego miasteczka i dosłownie chwilę później znalazłam się w ruinach Q’endo. To kolejna sterta inkaskich kamieni. Zaczyna mnie się to już nudzić. Tak jak świątynie w Azji SE czy stupy w Birmie. Ale nie jestem tu tylko dla ruin, a dla całego tego klimatu, spaceru w nieznane przez pola, wioski itp. Trafiłam tutaj na nagranie teledysku. Po obejrzeniu tego niewielkiego terenu archeologicznego powróciłam na drogę asfaltową, kawałek dalej przeszłam na drugą stronę, gdzie już widać było figurę Jezusa górującą nad miastem Cusco, a na wzgórzu obok ruiny Sacsayhuaman (te nazwy doprowadzają do szału :P ) Przeprawiłam się oczywiście na przełaj przez pola, na których pasły się alpaki i osiołki. Te ruiny są naprawdę imponujące, a widok na Cusco spektakularny. Szkoda tu nie przyjść, zwłaszcza że jest to tak blisko z centrum miasta. Spędziłam dłuższą chwilę na tym terenie, kontemplując otoczenie. Z punktu widokowego pod krzyżem widać całe Cusco i jak mówię całe to jest to CAŁE Cusco! I tu bateria mi padła - ech... więc reszta zdjęć była komórką. Stąd do centrum to już paręnaście minut kamiennym malowniczym szlakiem przez San Cristobal lub szlakiem po lewej w stronę San Blas. To był rewelacyjny spacer, w sam raz na dobry początek dnia. Calosc nie zajęła mi więcej niż pięć godzin. Po powrocie poszliśmy z Maxem sprawdzić wegetariańską restaurację naprzeciwko marketu San Blas. Był to strzał w dziesiątkę. Bufet surówkowy, zupa warzywna, ryż z lomito sojowym, sok jabłkowy domowej roboty i kisiel z marakui, a wszystko za 5 soli. Dodatkowo klimacik w tej malutkiej restauracji wyborny. Przy stoliku obok siedziały małe dziewczynki; może pięcioletnie; zupełnie same. Wyobraźcie sobie europejskiego pięciolatka w restauracji - tragedia! a te dziewczynki zachowywały się jak księżniczki, już pomijając ich słodkie kokardki na kucykach. Przeurocza scenka. Na koniec dnia wstąpiłam do centrum Qosco pooglądać peruwiańskie tańce ludowe. Wstęp zawarty jest w Boleto Turistico. Podziwialiśmy taniec deszczu, taniec wojny, a nawet taniec sześciu pijanych mężczyzn starających się o łaski kobiet. Moim ulubionym tańcem była wdzięczna Marinera wykonana przez dwoje 15-latków. Może nie był to najlepszy spektakl jaki widziałam, ale na pewno było wesoło, kolorowo i ludowo. Wieczór jak i cały dzień był wyjątkowo udany. Jeszcze przed nami pakowanie, bo jutro zaczynamy trekking do Machu Picchu. W Cusco nie można się nudzić.
Info: 
transport: Z Ul Recoleta lub na jej przedłużeniu: 1 sol
Wstępy: zawarte w Boleto Turistico (ten sam co na Sacred Valley 130Soli); do niektórych drobniejszych ruin brak wstępu


Tambomachay:


 Pucapucara

 Dalej przed siebie

 Templo de la Luna

 Q'endo





 Sacsayhuaman:



Tance:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz