piątek, 18 listopada 2016

Teheran magiczny



Yeah!!! wolne! PIerwszy tydzień urlopu na żaglach w Grecji o czym bedie później bo w głowie teraz tylko Iran! Od pierwszych chwil pobytu czułam iranska goscinnosc i przyjacielskie podejście. Z lotniska wczesnym świtem wzięłam taksówkę. Taksówkarza znalazłam wyśmienitego. Ponad godzinę rozmawialismy poniewaz aż tyle droga zajela. Po drodze dowiedziałam się, że skończył fizykę na uniwerku w Indiach.  Był całkiem bogaty ale stracił majątek na rynku i kupił taxi. Po drodze opowiadał o mijanych zabytkach.

Moi nowi Irancy przyjaciele z Couchsurfingu przyjęli mnie wspaniałe. Pierwszy dzień spędziliśmy leniwie. Rozkoszowalam się lokalna kuchnia  oraz lezeniem na perskich dywanach zajadajac różne orzechy i pistacje ze srebrnych mis. Tak mi się żyje.... jak w w baśni tysiąca i jednej nocy.
Wieczorem magia trwała na dywanach i poduszkach kawiarni i restauracji podnóża góry Darband. To urokliwe miejsce na wieczorny spacer, kolacje czy herbatę.  Pomiędzy tarasowatymi olbrzymim restauracjami chowały się małe kafeterie i palarnie shishy.  Całości dopełniają drobni sprzedawcy orzechów oraz kwaśno słodkich roladek z soków owocowych.
Kolejnego dnia nadal odkrywalam Teheran w przepychu smaków, zapachów i kolorow. 
Wraz z moimi nowymi przyjaciółmi kosztowałam lokalnej kuchni u nich w domu jak i na mieście.
Pierwsza lokalna kulinarna niespodzianka było Dizzi, posiłek przy którym trzeba się napracowac albo inaczej można się na nim wyżyć :) gdyż danie trzeba sobie pomiazdzyc młotkiem. Gratka dla fanów zabawy jedzeniem. Na to tradycyjne danie zaprowadzono mnie w głąb targu małymi uliczkami i dobrze schowanymi schodami. Niczym tajne miejsce w  jaskini Alibaby.
Ciekawe sa lody szafranowe w soku marchewkowym (30 000 riali)  czyli lody tradycyjne
Bawiliśmy się w samoobslugowym falafelu. Każdy do bulki z serem i miesem/lub falafelem dobierał dodatki z dość licznych mis.
Aha i do sniadania byly smakolyki typu dżem marchewkowy czy z kwiatu pomarańczy oraz hałwa, która tutaj smaruje się chleb.  Mniam! Poruszanie się po Teheranie poza metrem jest dość uciążliwe. Miasto jest wiecznie zakorkowane i dodatkowo olbrzymie. Taksówki może są dość tanie ale spędza się w korkach godziny. Autobusy także giną w korkach poza pojedynczymi liniami które poruszają się po specjalnych szybkich pasach. Przejazd pomiędzy sąsiadującymi dzielnicami może zająć nawet 30 min i dłużej.  Adres składa się z nazwy dzielnicy głównej ulicy i później mniejszej ulicy której raczej taksówkarze nie znają ale będą krążyć aż znajdą, prosząc o pomoc lokalnych sprzedawców. Za każdym razem w związku z trudnością znalezienia naszej ulicy, taksówkarz przepraszał za przedłużający się przejazd oraz nie chcial więcej niż umowiona wcześniej cena.
Po dwóch nocach u Alirezy spotkałam się z Grzegorzem z którym miałam podróżować dalej przez Iran oraz z jego znajomymi, którzy z teheranu jada prosto do Shiraz. Kolacje zjedliśmy w domu wspaniałej irańskiej rodziny. Przygotowali dla nas wyśmienite lokalne smakolyki serwowane oczywiście na ziemi. Następna kolacja u mnie w domu też będzie w ten sposób. Przynajmniej mniej problemu ze rozmieszczeniem wszystkich przy stole.
Trzeba pamiętać że uprzejmość iranska jest częścią ich kultury zwanej tarof i należy poznać tutejsze zasady zanim bezprecedensowo zaczniemy się godzić na wszystkie ich uprzejmości. Między innymi ofiarowanej zapłacie za posiłek,  bilet itp, wypada trzykrotnie odmówić  (ofiarować zapłatę ze swojej strony) a dopiero za 4 przyjąć uprzejmość. Życzliwość iranska ma swoje głębokie korzenie w historii i może mieć charakter manipulacyjny

Trochę praktycznego info:
Bilety jednokrotnego przejazdu po Teheranie: nie wiem bo nigdy mi nie pozwolono zapłacić (odmawiałam 3 razy). Około 1 zł? 
Wstęp do pałacu Golestan 150 000 + 150 tys riali za wstęp do sali luster.
Posiłek można znaleźć do 120 000 riali (7-12 zl)
Sok z marchwi 2 zl, z lodami szafranowymi 3 zł
Taxi z lotniska: cena z góry narzucona przez rząd/związki (kto ich tam wie): 700 000 riali 















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz