Yeah!!! wolne! PIerwszy tydzień urlopu na żaglach w Grecji o czym bedie później bo w głowie teraz tylko Iran! Od
pierwszych chwil pobytu czułam iranska goscinnosc i przyjacielskie podejście. Z
lotniska wczesnym świtem wzięłam taksówkę. Taksówkarza znalazłam wyśmienitego.
Ponad godzinę rozmawialismy poniewaz aż tyle droga zajela. Po drodze
dowiedziałam się, że skończył fizykę na uniwerku w Indiach. Był całkiem bogaty ale stracił majątek na
rynku i kupił taxi. Po drodze opowiadał o mijanych zabytkach.
Moi nowi
Irancy przyjaciele z Couchsurfingu przyjęli mnie wspaniałe. Pierwszy dzień
spędziliśmy leniwie. Rozkoszowalam się lokalna kuchnia oraz lezeniem na perskich dywanach zajadajac
różne orzechy i pistacje ze srebrnych mis. Tak mi się żyje.... jak w w baśni tysiąca i jednej nocy.
Wieczorem
magia trwała na dywanach i poduszkach kawiarni i restauracji podnóża góry
Darband. To urokliwe miejsce na wieczorny spacer, kolacje czy herbatę. Pomiędzy tarasowatymi olbrzymim restauracjami
chowały się małe kafeterie i palarnie shishy.
Całości dopełniają drobni sprzedawcy orzechów oraz kwaśno słodkich roladek
z soków owocowych.
Kolejnego
dnia nadal odkrywalam Teheran w przepychu smaków, zapachów i kolorow.
Wraz z
moimi nowymi przyjaciółmi kosztowałam lokalnej kuchni u nich w domu jak i na
mieście.
Pierwsza
lokalna kulinarna niespodzianka było Dizzi, posiłek przy którym trzeba się napracowac
albo inaczej można się na nim wyżyć :) gdyż danie trzeba sobie pomiazdzyc
młotkiem. Gratka dla fanów zabawy jedzeniem. Na to tradycyjne danie zaprowadzono mnie w głąb targu małymi uliczkami
i dobrze schowanymi schodami. Niczym tajne miejsce w jaskini Alibaby.
Ciekawe sa lody
szafranowe w soku marchewkowym (30 000 riali)
czyli lody tradycyjne
Bawiliśmy
się w samoobslugowym falafelu. Każdy do bulki z serem i miesem/lub falafelem
dobierał dodatki z dość licznych mis.
Aha i do
sniadania byly smakolyki typu dżem marchewkowy czy z kwiatu pomarańczy oraz
hałwa, która tutaj smaruje się chleb.
Mniam! Poruszanie
się po Teheranie poza metrem jest dość uciążliwe. Miasto jest wiecznie
zakorkowane i dodatkowo olbrzymie. Taksówki może są dość tanie ale spędza się
w korkach godziny. Autobusy także giną w korkach poza pojedynczymi liniami
które poruszają się po specjalnych szybkich pasach. Przejazd pomiędzy sąsiadującymi
dzielnicami może zająć nawet 30 min i dłużej.
Adres składa się z nazwy dzielnicy głównej ulicy i później mniejszej ulicy
której raczej taksówkarze nie znają ale będą krążyć aż znajdą, prosząc o pomoc lokalnych
sprzedawców. Za każdym razem w związku z trudnością znalezienia naszej ulicy,
taksówkarz przepraszał za przedłużający się przejazd oraz nie chcial więcej niż
umowiona wcześniej cena.
Po dwóch
nocach u Alirezy spotkałam się z Grzegorzem z którym miałam podróżować dalej
przez Iran oraz z jego znajomymi, którzy z teheranu jada prosto do Shiraz. Kolacje
zjedliśmy w domu wspaniałej irańskiej rodziny. Przygotowali dla nas wyśmienite
lokalne smakolyki serwowane oczywiście na ziemi. Następna kolacja u mnie w domu
też będzie w ten sposób. Przynajmniej mniej problemu ze rozmieszczeniem
wszystkich przy stole.
Trzeba pamiętać
że uprzejmość iranska jest częścią ich kultury zwanej tarof i należy poznać tutejsze zasady
zanim bezprecedensowo zaczniemy się godzić na wszystkie ich uprzejmości. Między
innymi ofiarowanej zapłacie za posiłek,
bilet itp, wypada trzykrotnie odmówić
(ofiarować zapłatę ze swojej strony) a dopiero za 4 przyjąć uprzejmość. Życzliwość
iranska ma swoje głębokie korzenie w historii i może mieć charakter manipulacyjny
Trochę
praktycznego info:
Bilety
jednokrotnego przejazdu po Teheranie: nie wiem bo nigdy mi nie pozwolono
zapłacić (odmawiałam 3 razy). Około 1 zł?
Wstęp do
pałacu Golestan 150 000 + 150 tys riali za wstęp do sali luster.
Posiłek
można znaleźć do 120 000 riali (7-12 zl)
Sok z
marchwi 2 zl, z lodami szafranowymi 3 zł
Taxi z
lotniska: cena z góry narzucona przez rząd/związki (kto ich tam wie): 700 000 riali
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz