środa, 9 października 2013

Bukittinggi -akt trzeci-Mimi i Botty



Dzięki Mimi jeszcze lepiej spędziłam czas w Bukittingi. W Ford de Kock już mnie oczekiwano. Nawet nie pozwolono mi zapłacić za wstęp. Mimi mieszka w małym domku zaraz za wejściem wraz z młodym gibbonem Botti. Niezły z niego urwis i atrakcja zoo. Mimi traktuje go jak synka. Po lunchu które dla mnie przyrządziła pojechałyśmy za miasto do Pulupuh gdzie dalej podążyliśmy w dżungle. Znów nie byłam przygotowana na treking i szłam po błocie w klapkach.
Po sfotografowaniu kwiatuszka odwiedziliśmy przyjemny domek niedaleko gdzie można skosztować kawy luwak. Jednej z najdroższych kaw na świecie. Jest ona znajdywana w odchodach dzikich kotów, oczyszczana i tak oto mamy kawusie. Posiedziałyśmy chwile tutaj z Mimi na kawce z kupy.  Później Mimi wzięła mnie na przejażdżkę po okolicy. W pewnym momencie się rozpadało więc zatrzymałyśmy się na herbatce w małej budce. Nie wiem jak to jest ale ci Indonezyjczycy gdziekolwiek nie pójdą i kogokolwiek spotkają gadają jak najęci. Jakby się znali wieki. Tutaj rozmowa ostatecznie skupiła się na swataniu mnie. Po paru minutach przyszedł także syn właścicielki lokalu –całkiem przystojny-Jego matka zaproponowała bym została na noc. Mimi im wtórowała. Hmm może taki home stay wcale nie byłby zły. Obydwoje po angielsku jednak kiepsko mowili, a raczej nic. Kobieta od razu powiedziała bym ją wołała “mamo” he he.  Po powrocie spotkałam się z Rio w parku. Ładny stąd widok na zachód słońca. Później znów z Mimi bo obiecałam wstąpić na kolacje. Poznałam tu kolejnych pracowników Zoo i popijaliśmy sobie Bacardi niedaleko klatki z tygrysami. Następnego dnia znowu wpadłam na lunch do Zoo. Miałam się wspinać na nieaktywny wulkan Singgalang albo na aktywny wulkan Marapi ale przez cały mój pobyt pogoda była kiepska więc następnym razem. Mimi rano pracowała więc zasiadłam ze strażnikami na kawusi. Poznałam tu też szkolną koleżankę Mimi –Yuli która wyszła za mąż za Irlandczyka. Yuli to bardzo fajna babka. Obydwie kobietki chciały bym została tutaj  dłużej, ale ja chciałam dostać się nad jezioro Toba gdzie czekały rodziny i znajomi moich znajomych z Bali. Dziewczyny urządziły mi ostatni wspaniały piknik w Zoo wraz z Botti i zaraz przed podróżą na dworzec zabrały mnie na wycieczkę po okolicy. Później na dworzec i kolacje w przydworcowym barze. Nie pozwoliły mi za nic zapłacić. Tak gorąco żegnałyśmy się w autobusie że on ruszył kiedy one wciąż były w środku.
Na koniec miłego pobytu w Bukittingi sytuacja średnio przyjemna. W autobusie miałam miejsce super, ale po północy kazali mi się przesiąść do innego autobusu. Tu nie było miejsca wcale! No po prostu kpina!! Do 9 rano czyli 9 godzin spędziłam miedzy nogami pasażerów, a śpiącym kierowcom zaraz pod drzwiami toalety. Eh ten indonezyjski biznes!!!  Cóż przygoda to przygoda.

Praktycznie:
Nocleg: Hello Guesthouse; 75 000 za łóżko w dormie; wifi, śniadanie-bardzo fajna miejscówka
Transport:
z dworca do centrum, lub po miasteczku 2000 IDR;
Bus nad jezioro Maninjau: 15 tys
Bus do Parapat od 160 000
Bus pod szlak do wspinaczki na Merapi: od 20 000
Przewodnik z motorkiem do Rafflesji od 30 000\










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz