piątek, 25 października 2013
Zupełnie niespodziewanie...DO AFRYKI
Znacie ot uczucie kiedy budzicie się rano (albo późnym popołudniem) po interesujacej nocy, że zrobiliście coś głupiego...Więc...ja zdecydowałam że popłynę na malutkiej rejsowej łodzi aż do Afryki. (AHA!! Blog jest parę miesięcy z tyłu czyli w ciąż na sumatrze a ja już na Borneo ale powoli tu blog też zajdzie) Przeprowadziłam się już na moją nową prycz i już zaczęła się moja ciężka robota. W pierwszy dzień czyszczenie dna łodzi. Dodatkowo pierwsze lekcje free divingu czyli nurkowania bez tlenu na plecach. No no no jakoś daje rade! Tutejsza marina ma bardzo czystą wodę pełną przeuroczych rybek więc dodatkowo naprawdę jest na co popatrzeć podczas ciężkiej pracy. Ale wracając do najważniejszego. Na łodzi będę bez dotykania lądu ( i oczywiście bez wifi) około 5 tygodni więc wiele przez ten czas ode mnie nie usłyszycie. Przede mną nowa przygoda. Następna relacja z Madagaskaru.
poniedziałek, 14 października 2013
Lake Toba- festiwal, magia i wino palmowe
Nad jeziorem
Toba spędziłam prawie dwa tygodnie słuchając historii o czarach, ucząc się gotować, śpiewać i tańczyć lokalne piosenki i stając się częścią wioskowego życia. Przyjechałam zmęczona i bez odrobiny snu. Z dworca w Parapat podjechałam
na przystań. Łódź odpływa co godzinę. Na przystani odebrała mnie matka mojego
przyjaciela z Bali. Elly okazała się bardzo milą dziarską kobitką.
Prowadzi restauracje, która jednak w niskim sezonie praktycznie nie działa.
Dała mi pokój za całkiem dobrą cenę i uzgodniłyśmy, że obiady będę płacić symboliczną cene za to samo co dla siebie przegotowuje. Noclegi także poszły w górę ze względu na zblizający sie festiwal. No właśnie nawet nie planowałam, a trafiłam
na festiwal!! Świetnie!
środa, 9 października 2013
Bukittinggi -akt trzeci-Mimi i Botty
Dzięki Mimi
jeszcze lepiej spędziłam czas w Bukittingi. W Ford de Kock już mnie oczekiwano.
Nawet nie pozwolono mi zapłacić za wstęp. Mimi mieszka w małym domku zaraz za wejściem wraz z młodym gibbonem Botti. Niezły z niego urwis i atrakcja zoo. Mimi
traktuje go jak synka. Po lunchu które dla mnie przyrządziła pojechałyśmy za
miasto do Pulupuh gdzie dalej podążyliśmy w dżungle. Znów nie byłam
przygotowana na treking i szłam po błocie w klapkach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)