To miał być początek pełną parą. W pewnym sensie był! Taj Mahal czyli wizytówka Indii to zabytek na który prawie wszyscy czekali. Ja byłam dosc sceptyczna. Chętnie jednak zobaczę to cudo, ale nauczona doswiadczeniem nie spodziewam się rewelacji. Ten dzień przeczołgał nas przez trudy długiej podróży, tłumy ludzi, nachalnych żebraków i naganiaczy, oraz chyba 2 godziny mantry do Krishny. Z naszego hotelu odebrał nas umówiony bus bardzo wcześnie. Znaczy w sumie kierowca, który do naszego busa prowadził nas az do stacji kolejowej. Ulice dziwnie pusto wygladały o tej 6 rano.
Autobus był klimatyzowany ale dość ciasny. Wzieliśmy tańszą opcje którą głównie jechali miejscowi. Juz od poczatku drogi można było zaobserwować induskie nieogarnięcie. Nas zebrano jako pierwszych, nastepnie pojechaliśmy po kolejnych klientów. OK rozumim moze akurat tak im było po drodze. Tylko niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego o godz 7 staliśmy jeszcze w Delhi godzine czekając na kolejnych klientów których nie umówiono na 7 a na 8. Ostatecznie wyjechaliśmy z Delhi jakość przed 9. Do agry droga długa, po drodze jedzonko. Zaden z kierowców nie mowił po angielsku, szliśmy wszędzie po omacku. W Agrze pokazano nam oczywiście jedyny i słuszny sklep z pamiątkami z marmuru oraz z oryginalnymi jedwabnymi ubraniami. Dalej zwiedzaliśmy Fort w Agrze. Dość okazały, choć daleko mu do pałaców perskich które widziałam w Iranie. Na chwile rozerwaliśmy się turaj dzieki angielsko języcznemu przewodnikowi. Trzeba przyznać że historia towarzyszaca powstaniu pałacu Taj Mahal jest intrygująca. Z placu tronowego głównego miejsca Fortu pierwszy raz możemy rzucić okiem na małzoleum wzniesione na czesć ukochanej i wcześnie zmarłej żony Mumtaz Mahal przez króla Szahdżahana z dynasti Mogołów. Zmarła podczas porodu jego 14stego dziecka. MIała 38 lat. BUdowa mauzoleum trwała 22 lata (1632-1654) W ówczesnych czasach było to arcydzieło architektóry i sztuki zeźbiarkiej jak i mozaiki. Ilośc cennego kruścca użytego do wzniesienia tej budowli był nie do uwierzenia nawet w bogatych Indiach. BIała marmurowa budowla pokryta jest dekoracjami z czarnego marmuru oraz tysiacem szlachetnych kamieni. Łączy w sobie elementy perskie, muzułmańskie i motywy hinduskie. Dopieszczono każdy szczegół. Według niektórych źródeł władca kazał odciać kciuki (w innych źródłach dłonie) inzynierom tego dzieła aby nie stworzyli podobnego. Shahdżahan ostatnie swoje lata życia spędził w więzieniu domowym skazany przez swjego syna rzadnego przejąć tron. NIedługo po wyjściu z Agra fort staliśmy już u progu mauzolemu. I co? NO ładne ładne. Jeszcze pare chwil było ładne i tysiąc selfi. Jescze taka ze stawem i taka z dziubkiem i bez dziubka. No i OK. Zaliczone. Fajnie fajnie ale budowla jak budowla. Po pierwszych zachwytach wszystko inne zaczęło przeszkadzać. Tona głośnych ludzi, chcących zrobić sobie z nami zdjęcie albo po prostu głośnych. Jeszcze jak pozwolisz jednemu zrobić zdjęcie to od razu przybiega grupa następna. Ile można się do tych aparatów szczerzyć. Ustawiliśmy się do kolejki do wnętrza budowli. POżałowałam zanim jeszcze weszłam a później tylko bardziej. W środku w sumie nic ciekawego, a w tłoku w srodku rozchodził się tak gęsty zapach potu i moglabym rzec nawet uryny aż zbierało sie na wymioty. NIe było odwrotu, droga była jednokierunkowa a tłum poruszał sie mozolnie. Dalej kolejna tura zdjęc i już obiadek. W drodze powrotnej czekały nas dwie niespodzianki. Okazało się że w programie mamy jeszcze do zwiedzenia dwie światynie Krishny w tym miejsce jego narodzin: Mathura - w prowincji Uttar Pradesh. Wszystko fajnie tylko nikt nam nic nie wytłumaczył, kiedy mamy wrócić do autobusu i gdzie iśc wiec szliśmy za grupkami a wszyscy wygladali dla as identycznie więc się gubiliśmy. W obydwu miejscach zwiedzanie trohę trwało. W obydwu bylismy już po zmroku. Trzeba było przyznać żę niektóre zakamarki były niesamowite. Po ruinach w ledworozświetlonych ciemościach skakały małpy. Miedzy jedną a druga miejscowościa odprawiano w busie modły. O dziwo jak przez całą drogę kierowca co skrzyżowanie trąbił przeraźliwie głośnym klaksonem, który nie pozwalał zasnąć, jakby od tego zaleało nasze życie; tak podczas modłów nagle nie potrzebował już go używać. Widać kierowca zaufał Krishnie w pełni. Do hotelu wrócilismy po 3 rano. W planie była 12. Wszyscy smęczeni, wyobijani o niewygodne fotele i i zrezygnowani. A jutro pociag i dalsza podróż. Co to dalej będzie? Na szczęście nasz kolejny przystanek ukoił nasze skołatane nerwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz