Z lotniska dojechaliśmy metrem bardzo sprawnie, później było tylko “gożej” ale to “gożej” to nie znaczy źle. To jest właśnie urok Indii. Gdzie w indiach chaos staje się lokalnym kolorytem. Mawia się, że w Indiach możesz się zakochać albo je znienawidzieć. TAk własnie jest! I to “gożej” oznacza że jest coraz duszniej, ciaśniej, chaotyczniej, głośniej i wszystko co związane z ilościa ludzi i śmieci na ulicy. JEdnak wraz z tym przybywa coraz więcej kolorów, nowych kuszących zapachów, przypraw, kramików, potraw bulgoczacych na stoiskach czy pieczonych na blasze, strojów, zwyczajów. Nowych bodzców przybywało w zatrważającym tempie. NIe do ogarnięcia. NIe do przyjecia, nie do zrozumienia....jeszcze. Zatrzymaliśmy się w dość okazale wyglądajacym hotelu Hari Priorko w sercu Paharganj. Wejście jak na lotnisku z wykrywaczem metalu ale chyba nie dzialało. Fasada świadczyła, że zamierzchłych czasów ten hotel mógł być miejscem swietnym. Pokoje były jednak bardzo skromne a czystość na pograniczu zauważalności. W sensie może było czysto ale zużycie wszystkich elementow w pokoju sprawiało że ta czystość była trudna do określenia. Miałam wrażenie, że na prawde hotel otwarto za czasów koloni angielskiej i od tamtej pory nawet pościel była jedynie prana a nie zastąpiona nową. Dotyczyło to wszystkiego: ścian, podłogi, okien, pościeli, krzeseł, prysznica, łóżek.
Dość tych opisów bo mogłabym nigdy nie skończyć tego posta. Zróbmy to krócej i sprawnie.
Jesteśmy w Paharganj, popularnej dzielnicy backpakerskiej i handlowej. Jest tu wszystko co kręciło kiedyś podróżników: tanie hoteliki, bazary, sklepiki, handlarze z którymi można zorganizowac biznes. KIedyś wielu podrózników kupowało tanie produkty hinduskie i sprzedawało za granicą. Dotyczy sie to przypraw, ubrań ale także produktów skórzanych. Obecnie z tego co miejscowi opowiadają coraz mniej ludzi przyjeżdza robić biznesy, już mniej się opłaca. Także backpackersi (ludziska podróżujące z plecakiem) coraz chetniej szukają lokum w bardziej spokojnych choć droższych dzielnicach z dala od zgiełku ulicznych bazarów. Paharganj jednak nadal pozostaje miejscem, które w Delhi warto odwiedzić. Spróbować miejscowych przysmaków, najlepszej na bazarze chai lub obkupić sie świeżych przypraw i poczuć ten charakterystyczny zgiełk. Trochę jakby przenieśc się w czasie. Dzielnica połozona jest wzdłuż głównej ulicy zwanej Main Bazar wiodacej ze stacji kolejowej NEw Delhi az po Ramakrishna Ashram Marg.
Nieopodal naszego hotelu z czasów koloni angielskich jest duże tłoczne skrzyzowanie. Tam znależliśmy schronienie od zgiełku i możliwość pierwszego wnikliwego kontaktu z lokalnym chaosem na bezpieczna odległość. Był nim taras Krishna Cafe. Wchodzimy na góre waskim przejściem gdzie filigranowy hindus co chwila krzyczy “uwazać na głowe” gdyż sufit w pewnym miejscu jest niebezpiecznie nisko. PO pewnym czasie mam wrażenie że to zdanie utknęło mu w gardle jak zacięta płyta. W restauracji jak zwykle bogate hinduskie i nepalskie menu: na śniadanko naleśniki, owsianka z miodem , ale także sniadanie typowo hinduskie i coś w rodziaj angielskiego. Pozostałe menu zawiera róznego rodzaju curry, makarony, momo (pierożki nepalskie) i koktajle owocowe oraz lassi (jogurt lokalny) Wracaliśmy w to miejsce nie raz. NIe wyobrażąjcie sobie gustownej restauracji. To skromne miejsce, ale jedzenie warte grzechu i bezpieczne dla europejskiego żoładka. Zbawcza była także godzina otwarcia ok 7 rano (typowe dla indii tak nie typowe dla Europy) wiec mogliśmy nawet zamówić na rano śniadanie na miejscu lub na wynos w przypadku porannego pociagu. Zaprzyjażniliśmy się z właścicielem, który każdej wizyty przybliżal nam hinduskie wierzenia, zwyczaje. Wokół tego skrzyżowania sa także inne rooftop bary, do których można uciec na piwko czy koktajl owocowy jeśli bedziemy zmęczeni hałasem i zgiełkiem poziomu ulicy.
!AHa piwka nie znajdziecie w menu! Hindusom piwa spożywac sie nie godzi i sprzedawać też nie wiec piwo dostaniemy ale spod lady. Dosłownie! I nie zdziwcie się że piwo będzie podane do kubka od herbaty i reszta schowana pod stołem, żeby puszka nie godziła w oczy innych gości restauracji. Czasem dostaniecie puszke w papierowej torebce :) W wielu miejscach alkohol nie bedzie dostepny.
Po zapoznaniu sie z resztą ekipy powoli zjeżdzającą do naszego rooftop baru poszlismy na zwiedzanie okolicy z bliska. Trzeba sie było przyzwyczaic, że wszyscy nawołuja, przepychają sie i my sie musimy przepychać pomiedzy ludżmi, krowami, samochodami straganami i przy tym wszystkim nie wdepnąć w g.... Trzeba też było przywyknac do zgiełku. Wracalałam na Paharganj parokrotnie i za każdym razem zgiełk był makabryczny. Jednak ciekawość nowego świata koiła wszelkie niewygody zwiazane z tłokiem. Oczy błądziły po wspaniałych tkaninach a nos wodził za smakołyami i przyprawami. W okolicy stacji kolejowej był targ jedzeniowy, taki miejscowy food squer. Tutaj dopiero sie można było naoglądac i nawąchać. Zaczeliśmy spokojnie od placków smażonych na blasze z cebulką i przyprawami z pózniej już poszło ... pierozki, chai, inne placki, curry samoy. U wejściu do food squeru oglądamy przedstawienie naganiaczy. To prawie wygląda jak rodeo. Naganiach podchodzi do klienta, zagaduje, ramieniem obejmuje prawie i lekkim ruchem zaprowadza do restauracji. KLient jeśli chce uciec musi sie zgrabnie z tego ramienia wykręcić. A to wszystko ku radsze klientów już usadznych i pozostałych przechodniow. Co sprawiało radosć to wiekszosć ludzi sie szczerze uśmiechala co niwelowało poczucie zagubienia związanego z owym światem i yłokiem. Obserwowaliśmy lokalne rekodzieło ale najwiekszą uwagę przykuła publiczna prasowalnia z żelazkiem nagrzewanym węglem! Na koniec dnia targ z przyprawami i warzywami. Jakoś dziwnie wszytstko było bardziej kolorowe niz u nas! A przyprawy ???? WoW. Tego sie słowami nie da opisać. Do tej pory czuje ich zapach nosem wyobraźni. Sprzedawca na miejscu nam wybrane przyprawy zważy i zmieli w zadanej proporcji. Możemy też poprosić o typowe proporcje znanych mieszanek np do kurczaka czy masala chai ( herbata gotowana z przyprawami i mlekiem)
MIało być krótko a wyszło jak zawsze. Lecimy dalej!
NAstepnego dnia zwiedziliśmy imponujący Akshardam, jeden z najwiekszych na swiecie hinduistycznych kompleksów swiatynnych. Wycieczka wymagała nietypowego przygotowania. W zwiazku z chęcia ominięcia kolejek do depozytu musieliśmy pozostawić elektronike w hotelu. NIe wolno posiadac także zapalniczek, napojów, papierosów. Jest to jedno z bardzo popularnyc miejsc pielgrzymkowych a hindusów jest wielu, wiec kolejki były ogromne. Dobrze ze omineliśmy kolejke do depozytu i staliśmy dzieki temu tylko w jednej do wejścia. UFF. NIe jest to światynmia zabytkowa, stara ale nowoczesna z 2005 roku, jednak wzorowana na architetkórze tradycyjnej co tworzy niesamowity charakter kompleksu. Jest to inny świat w porównaniu do Main Bazar. PArki,alejki, cień, zieleń oraz nie słychac klaksonu=ów i ulicznego gwaru. Na chwile zapomnieliśmy, ze Indie są tak głosne, o sprawidło ze jak ponownie pojawilismy się na ulicy hałas uderzył w nas potrójną mocą
Wieczorem oddawaliśmy się zadumie w swiątyni Gurudwara Bangla Sahib -świątynia Sikhów polozina w okolivy Paharganj. Wejscie tylko na boso i z zakryta głową. Jesli nie masz chusty, dostaniesz na miejscu. Zaraz za wejściem jest przebieralnia dla “turystów” Miła obsługa wyjaśni w jakim stroju mozna wejsć i jak zawiązać chuste. Sikhizm jest syntezą elementów islamu hinduizmu. Jest tez przeciwna wojną na tle wyznaniowym. Uznaje, że boga można nazwac Allah, Jahwe czy Khruszna. Co za problem. Szkoda, że na świecie nie może byc tak łatwo.
Świete jezioro nad którym położona jest swiatynia oraz sama budowla zmienia kolory wraz z zachodzącym słońcem. Warto zobaczym te dwa urokliwe obrazy, czyli przed i po zachodzie słońca. NAszel wizycie toważyszą śpiewy. POdziwiamy kolorowe sari hindusek. JEdnym z bardziej ciekawych elementów była kompiel opornych dzieci w wodzie. Wygladało to jak wyganianie złych duchów a przynajmniej tak niektóre dzieci potrafiły się drzeć jak diabły. Obmywanie z win w świętych wodach jest elementem, który będzie nam towarzyszył przez cała indyjska przygodę. Będzie to niezapomniany czas poznawania, kosztowania, walki ze sobą, walki z małpami, przyjemnosći... przygoda dopiero się zaczyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz