O poranku rozpoczeły sie pożegnania. Niby znamy się tak krótko ale wspólna niedola czy dola łączy. Najpierw odszedł Andrea w stronę Kagbeni-śpieszył się. Przewodniki i lokalni straszyli że po południu zaczynają się burze piaskowe. Później pożegnałam Dizzy i Johane wraz ze swoim przewodnikiem udały się do Jomsom na autobus. Mnie się nie spieszyło...nie miałam zupełnie gdzie się spieszyć.
Doszłam do tego punktu planu po którym już nie miałam planu. Z jednej strony poczucie
wolnośći, z drugiej brak celu miesza się z poczuciem braku sensu. PO trzecie gdzieś tam czeka nowa przygoda, ciekawe jaka? POżegnałam sie jeszcze z Filo i pełna nadziei poszłam w nieznane. Na początek wdrapałam się na wzgórze nad miastem z posagiem. Tam sącząc herbatę z nepalczykiem pilnującym swiatyni zapoznałam się z panoramą okolicy, którą mi dokładnie wyjaśnił. Dolina była rozległa a ścieżka wiodąca po drugiej stronie rzeki wyraźnie widoczna wraz z kolejnym miasteczkami które chciałam
zwiedzić: Jhong i Puthak. Radosnym krokiem rozpoczęłam kolejną częśc przygody. Wiekszosc ludzi idzie szybką droga główną. ja jednak drogę z Mutkinath do Kagbeni przez Jhong polecam gorąco! Każdy krok to przyjemnosć. MIasteczko Jhong i droga na którą tu wkraczamy całkiem niedawno należała do zamkniętego szlaku Mustangu. Obecnie ten krótki fragment az do miasteczka Kagbeni i Tiri nie wymaga dodatkowego permitu. Jak było? Rozpisywać się nie będe... zdjecia powiedzą swoje.W sumie do Kagbeni miało być niespełna 5 godzin. Kiedy opuściłam Puthak miasteczko połozone kawałek za jhong krajobraz robił sie coraz bardziej pustynny aż w końcu nie było nic poza drogą która wiła sie pomiedzy pustynnymi pagórkami. BYłam sama, tylko wiatr podnosił pył z ziemi by mi towarzyszył w drodze. Trochę się
zaczełam martwić. Wczesniej mijałam sie zjakimś hiszpanem, którego kojarzyłam z paru schronisk wcześniej. Od prawie 2 godzin nie było nikogo. A jeśli ide w zupełnie pozbawionym celu kierunku? To znaczy gdzie? Jaki to jest kierunek “nigdzie”? i jak z niego wrócić.... A te burze piaskowe, o których mówili? Będzie tak jak na filmach że nie da się oddychać i człowiek dusi się piaskiem w płucach? Człowiek jak za dużo spedza czasu sam to ma dziwne myśli w głowie. W koncu zobaczyłam stado owiec. Ktoś je bedzie pasł... chyba.
Zgadłam, szczerbaty pastuszek potwierdził że ide do Kagbeni...a szkoda. Kierunek “do nikąd” zaczął wydawać sie całkiem ciekawy. PIerwszy widok po opuszczeniu pustyni to widok na Tiri który znajduje ise po drugiej stronie rozległego rozlewiska. Kagbeni odkryło sie przedemną dopiero jak podeszłam do końca płaskowyżu. Miasteczko znajdowało się niżej. W jego uliczkach na prawde warto sie zagubić. Próbowałam także tego samego dnia pójśc do Tiri ale było to niemożliwe. Droga prowadziła pod osówiskami skalnymi, dodatkowo zaczeły
wiać zapowiadane wczesniej silne wiatry. PO drodze spotkałam kolegę z trasy...także zrezygnował z odwiedzi w Tiri dzisiaj.
Doszłam do tego punktu planu po którym już nie miałam planu. Z jednej strony poczucie

Zatrzymałam się w burżujskim Yak Donald’s. HOtel okazał się idealnym miejscem na odpoczynek, wisienka na torcie tego dnia! Bob Marley był idealny by uczcić przejście przez przełęcz z klasycznym “hukiem” i w gronie ludzi których mijało się na szlaku tak Yak Donald’s był odpoczynkiem po tym wszystkim razem. Ciepły czysty pokój z łazienką i prysznicem z ciepłą wodą... czyli
tak zwany wypas. ORaz sokój i cisza. Mój własny prysznic moja własna ciepła woda. Duże lustro. Nie tylko uporządkowałam plecak ale siebie i swoje myśli. Dawno nie było tak ciepło. Ciepło sprzyja porządkowanie myśli... bo jak jest zimno to jedynie myśli się o tym by było w końcu ciepło. Dodatkową ucztą był zestaw Heppy Yak meal. Czyli nie tylko najlepszy Yak Burger ale najlepszy burger w ogóle! Towarzystwo też było wyborowe bo swojskie -polskie. Para rowerzystów, którą poznałam w drodze take dzielnie dotarła do Kagbeni. Mieli wiele ciekawych historii do opowiedzenia.

Dzień trzynasty
Kagbeni-Titi-Kagbeni (2h); Kagbeni-Jomson ( 2h 20 min) Jomson -Marpha (1 h 40 min)

Dzień czternasty
Marpha 2690m - Pokhara 820 m

Jeep jednak przyjechał. Okazło się że złapałam stopa z hinduska pielgrzymka z samym hinduskim guru. Wracali z Mutkinath gdzie w dolinie rzeki Ghandaki poszukiwali świetych kamieni Wishnu. Spędzilismy razem 8 godzin w drodze do Pokhary. NIe pozwolili mi za nic zapłacić. Razem jedliśmy na postojach, śmialiśmy się, pokazali mi swoje rytuały. NIektóre zdjęcia wyglądały strasznie ale też magicznie. Mam nadzieję że utrzymamy kontakt! Całusy!
MIneły 2 tygodnie odkad wyjechałam z Kathmandu. To była cudowna wyprawa. Ostatnie widoki na białe szczyty sprawały że chciałam jeszcze. Z grugiej strony zostało mi już tylko parę dni i przyda mi się trochę wypoczynku. Chetni moga na nogach zamknąc pętlę wokół Annapurny. Za Ghasą ponownie zaczyna się bujna roślinośc, szlak jest przyjemy, czesto widze jak odbija od glównej drogi. Ale już niewiele osób decyduje się na przemierzanie tej trasy piechotą.
Info praktyczne:
Kagbeni:

Transport powrotny z Annapurna Circuit: z Mtkinath: jeepy mozna wynając miejsce, cena zależy od ilosci osób i targowania się (>10000Rp) . Jazda długa i niezbyt przyjemna
Ewentualnie można się dostać do Jomsom albo Tatapani i Ghorepani gdzie sa dworce i łatwo znależć transport. Z Ghorepani mozna rozpoczać trase do Annapurna sanctuary.
Jedzenie: można spokojnie zjesć obiad od 200-600Rp (2-6$) curry, dal bath, smażone ryże, makarony itp. W Nepalu z jedzeniem uważam że nie było problemu. Dla mnie zawsze pożywne, dobre, różnorodnosć duża. Ceny bardzo przystępne. Można jeść prosto i tanio i można także zaszaleć wcale dużo nie dokładając.
POzegnanie z Mutkinath

Droga z Mutkinath przez Jhong do Puthak

Tutaj własnie opuszczam Puthak i zaczyna się droga do Kagbeni przez pustynie...
Kagbeni:




Tiri i droga do Tiri

Jomsom

Marpha i droga z Jomsom do Marphy
POzegnanie z Mutkinath
Droga z Mutkinath przez Jhong do Puthak
Kagbeni:



Tiri i droga do Tiri

Marpha i droga z Jomsom do Marphy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz