niedziela, 12 listopada 2017

Treking wokół Annapurny; dzien 5-8. Tilicho lake

Dzień piaty
Upper Pisang 3300 mnpm – Manang 3530 mnpm -  Bhraka 3480 mnpm
Wariant tak zwany górny dłuższy o ok 2 h. Zeszło nam 9 godzin z licznymi postojami (niespełna 6 i pół samego chodzenia)
Droga męcząca ale wynagradzania widokami na każdym kroku. Przez pare pierwszych godzin wpinamy sie do gory a później w dół i w dół.
Roslinnosc zmieniala sie zaskakujaco szybko. Początkowo zaczęły przezedzać się lasy iglaste, robiło się coraz bardziej pusto pod koniec dnia szlismy juz praktycznie przez pustynię a nad droga górowały Anapurna i i II. Jest to jedna z najbardziej malowniczych części trekingu. Początkowo szłam sama ale zaraz po zdobyciu najwyższego punktu dzisiejszej wspinaczki dołączylam na lunch do znajomych i dalej szliśmy razem. W związku z tym, że co pewien czas pojawiała się malowniczo położona wioska, nie mogliśmy sobie odmówić wypicia choćby herbaty z takim cudnym widokiem i tak nam droga nieco się dłużyła ale w jakże miły sposób. Ostatni postój zrobiliśmy w wiosce Mungji na pożywny sok z Seabuckthorn -to pomarańczowe owoce rosnące  na niskich krzaczkach z kolcami.
Humory nam się trochę zepsuly, kiedy dowiedzieliśmy się, że w Manang nie ma już miejsc. Zdecydowaliśmy że wracamy do Bhraka, zostajwmy w komfortowym hoteliku himalaya  z najlepszą kuchnia na szlaku!!! Wszystko tu jest na poziomie. Cieply prysznic!!! Kuchnia lokalna jak i europejska. Burger polecam jak również steki z yaka. Pokój najlepszy jaki do tej pory na szlaku.
Nocleg hotel Himalaya ( z sauną ) łazienka w pokoju. Większość pokoi z prysznicem z ciepłą wodą. Zapłaciliśmy 800 Rp/pokoj 3 os








T-momos w Mungji-mniam



Dzień szósty
Wycieczka allimatyzacyjna: Bhraka 3480 mnpm do Ice lake ok. 4600 mnpm – Manang 3530 mnpm
Do gory 1000 metrów w 3 godziny -myslalam ze umre i po co to czlowiek robi? Moze by udowowdnic sobie,ze sie nie poddaje? W pewnym momencie zobaczylam bialego konia! Moze jednorozca? wysoko w gorze, biegnacego przez ichniejszą kosodrzewine... juz przed chwila mi sie w glowie krecilo wiec moze to choroba wysokosciowa!!!? Na sczescie inni tez konia widzieli. Wspinalam się dalej, ścigały nas chmury pokrywają ostatecznie całe niebo. Nici z wymarzonego widoku jeziora z osniezonymi  wierzcholkami  gor nad nim. Powyżej 4500 mróz i wiatr były nie dowytrzhmania.  W dół zbiegaliśmy 2 godziny z przystankiem na herbatę na rozgrzanie. Zbiegając w dół zgubilam się i od pewnego momentu zbiegalam na przełaj.  Zaczęła  boleć mnie głowa i tak już do wieczora. Nie pomógł nawet wielki kawał tortu "czarny las" i pyszna kawa w piekarni w manang. Moje wyczerpanie sięgnęło zenitu. Tą samą brygada co w Upper pisang i Chame spotkaliśmy się w hostelu w Manang na kolacji. Dobrze, ze dzien wczesniej zarezerwowalismy nocleg- o 16 juz nie bylo miejsc. Wszyscy z zaprzyjaźnionej ekipy idą jutto nad jezioro Tilicho. Dziewczyny z Niemiec zaoferowały swoje towarzystwo na czas niebezpiecznie w przewodniku opisywanej drogi do jeziora Tilicho.  Trochę zaczęłam wpadać w panike: zła pogoda, daleka droga, w przewodniku piszą że lepiej nie iść samej. Głowa mnie boli, nie jestem wstanie się skupić, moze nawet mam nudności już sama  nie wiem. Od paru godzin pije i siusiam na zmianę -powinno pomóc.  Siusianie  i picie jest dobre na chorobe wysokosciowa. Przecież wyszłam i zeszlam. Wczoraj juz spalam na podobnej wysokosci i nim mi nie bylo. W pewnym momencie wszystko jak ręką objął i poczułam się wyśmienicie. Eh te góry

W Manang woda 1 l w sklepie: 80 RP, tanio jam na te wysokość można zaopatrzyć się w sklepach spożywczych. Są też liczne sklepy z odzieżą trekingową jakby ktoś się zorientował że jednak potrzebuje czegoś cieplejszego.
Piekarnie oferują dobra kawę ok 200 RP i ciastka.
Jest tu też mini kino, piękne widoki. Na końcu wioski tablica z licznymi pomysłami na wycieczki aklimatyzacyjne. Przyjemne miasteczko choć ilość turystów przytłacza.








Dzień siódmy
Manang 3530 mnpm – Tilijo base camp  4150 mnpm
Spałam 10 godzin! Rano pełna energii ruszylam! Chmurek już nie było.  Wszystkie obawy dnia poprzedniego zniknely wraz z kiepską pogodą. Widoki cudne ale jeszcze nie do znudzenia. Tym milej sie maszerowało celem odkrycia kolejnych krajobrazow. W cudownym Khangsar zatrzymałam się na gorąca zupę czosnkową z Filo ze Szwajcarii.  W Siri Kharka  będę czekac na dziewczyny z Niemiec z przewodnikiem. Dalej droga była coraz ciekawsza... troszkę pod górkę ale niewiele.  W porównaniu z wczoraj sielanka... ale zaraz zaczęły się osówiska i tak przez godzinę ponad.  Widoki oczywiście zyskiwały dramatu przez te osowiska a i krew krążyła szybciej. Ok 15 dotarliśmy do base campu pod białymi szczytami. Widok zza przeszkolonych ścian sali głównej cudo. Do poki palil sie ogien w Sali bylo przyjemnie. Poznawalismy nowych ludzi. Najciezsze dni byly zaraz przed nami i kazdy czekal na to z niecierpliwoscią. Juz ciężko było z noclegami ale coś się udało znaleźć.  Reszta śpi w salach jadalnych. Poznałam dziś Polaków którzy chcą przebyć trasę na rowerach. Wow!

Ceny w Tilicho Base Camp są najdroższe na trasie.  Woda do 175 Rp; Dal bhat ok 650 Rp
WiFi 200Rp za hasło ale działa sprawnie.
















Dzień osmy
Tilicho BC 4150 mnpm – Tilicho lake (view point) 5005 mnpm  - Siri Kharka ok 4000 mnpm
3h-3,5 h do jeziora, 2 h w dół do BC i 2,5 h do Siri Kharka.

Bardzo długi i męczący dzień. Myślałam że umrę.... coraz bardziej chora. Od paru dni infekcja drog oddechowych i niedoleczone  (nie wspomne dlaczego) zpalenie zatok. Kaszle jak stary gruźlik. Do Tilicho droga bardzo męcząca ale jedna z piękniejszych na trasie. Powrotna droga po stromych zboczach zniszczyła moje kolana. Po okolo 5 godzinach, bez istotnego postoju bylam spowrotem w Base campie. Myślałam, że już nie rusze dalej, w sumie moglabym tu zostac, nadrobie jutro, ale po godzinie wstalam jakoś. Ledwo doczolgalam się przez zdradliwe osowiska do Siri Kharka po kolejnych  2,5 godz marszu. Po drodze czekała na mnie Johanna, ze swoim poterem. Jak dobrze mieć jednak wsparcie na trasie. Od razu dodało mi to sił. Siri Kharka była jeszcze piękniejsza niż ja zapamiętałam idąc w tamtą stronę.  Parę domków na stoku malowniczej doliny i górujące  nad nią białe szczyty. Po tak ciężkim dniu radość podczas wspólnej kolacji była jeszcze większą.  Teraz zbliżamy się coraz szybciej do przełęczy. Noce są coraz zimniejsze.  Wysokość podczas marszu daje się coraz bardziej we znaki. Kazdy analizuje swoje sily, bol glowy i wszelkie oznaki ze strony ciala: czy to przypadkiem nie choroba wysokosciowa. Podniecenie sięga zenitu.







 Tilicho BC:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz