piątek, 19 maja 2017

Shiraz, Persepolis i urodziny Wielkiego Cyriusza -powiało grozą...troszeczkę



Na koniec pobytu w Iranie przeżyliśmy najwspanialszą przygode. Oczywiście (mozliwe że oczywiste jedynie dla mnie) najlepsza przygoda to taka kiedy każda sekunda może przynieść coś nowego, nieoczekiwanego a mozliwe także niebezpiecznego. Shiraz utrzymywał wysoko poziom adrenaliny na zmiane z zachwytem. Off road przez pustynie, wrzawa wielkiego perskiego zgromadzenia, ogrom bogactwa Mauzoleum Shah Cheragh i Persepolis, magia bazaru Shiraz a na koniec prawie spożycie substancji nielegalnych! Po kolei....
Zatrzymaliśmy się w malutkim, przytulnym hoteliku w centrum miasta w okolicy skrzyżowania Karim Khan Zand Blvd i ul Tohid. Jak znajde nazwe napisze. Hotelik polecili spotkani w Kerman hiszpanie. Uprzejmy właściciel z bardzo podstawowym angielskim dobrze wiedział kto polecił hotel ponieważ obcokrajowcy żadko tu nocują. POkój kosztował grosze a było czysto i bezpiecznie. Łazienka na zewnątrz co było ciekawym doświadczeniem w zwiazku z tym że nawet do mycia zębów wypadało chodzić w chuście. NIkt nie robił wyrzutów, żadnych napastliwych spojrzeń, które czasem zdarzają się na ulicy.
Pierwszego wieczoru pobiegliśmy na zwiedzanie okazałego Mauzoleum Shah Cheragh. Zwiedzania ponad godzine. Wejscie gratis. Turysci obowiązkowo przybrac muszą odpowiednie odzienie. Kobiety wchodzą osobnym wejsciem. W środku turyści zz darmo zostają oprowadzeni po najważniejszych punktach. Naszym przewodnikiem okazał sie irański lekarz, rezydent, który pracuje jako wolontariusz w mauzoleum dla kontaktu z obcokrajowcami w celu praktyki angielskiego. Oprócz nas do przewodnika dołączyła kolejna para, także palacy i obydwoje lekarze. Po paru minutach wedrówki przybiegła także na chwilę żona naszego przewodnika -także lekarz!!!! uroczo. Mauzoleum najlepiej opiszą zdjęcia-cudo.
KOlejnego dnia postanowilismy zaszaleć. PLan był prosty: idziemy przed siebie i zobaczymy gdzie nas dzien poprowadzi. Cel: Persepolis -jak się uda. Chwile rozważaliśmy wyprawę do grobowca Cyrusa Wielkiego w PAsagard, gdzie własnie tego dnia odbywała się wielka uroczystość z okazji Jego symbolicznych urodzin. Odradzano nam ze wzgledu na niepoprawnośc polityczną zebrania. Zreszta w każdym przewodniku zalecano unikanie zebrań politycznych, religijnych i tym podobnych a tu wszystko w jednym. Cyriusz Wielki jako pierwszy władca perski jest dla irańczyków symbolem wspaniałości imperium Perkiego. Od takich korzeni odciąć się chce obecna władza. Głos rozsądku kazał trzymać się z daleka ale wydarzenia potoczyły się tego dnia same ot tak.... Rozpoczelismy wedrówke dość wczesnie na północ w stronę wielkiej Bramy Koranu.NIe spieszyło się nam, po drodze złapaliśmy sniadanko, pozwoliliśmy sobie poraz kolejny na luksusik w hotelowej kafeterii. HUmorek dopisywał, pogoda też. W zieleni na środku skrzyżowania pod sama bramą, grupka młodych chłopców paliła shishe i piła orenżadki (szumnie zwane piwami bezalkoholowymi) przysiedliśmy się na chwileczkę na buszka. Słoneczko na tej trawce nieco przygrzało ostro, w głowie sie trochę zakreciło i poszliśmy dalej. Po sesji zdjęciowej w okolicy bramy staneliśmy na głównej drodze na połnoc czyli w kierunku Persepolis, żeby złapać stopa. Zajeło to nam niespełna minute. Wzieli nas do samochodu 2 młodzi chłopcy. PO angielsku potrafili powiedzieć chyba tylko tak i nie. Jechali do persagarde na uroczystośći, persepolis jest po drodze wiec akurat. Porozumiewaliśmy się przez google translator. W kwestiach bardziej rozbudowanych jeden z chłopców dzwonił do brata który mówił po angielsku i ten tłumaczył wszystko przez telefon. Do persepolis był kawałek wiec po drodze zaprosili nas na kebaba. W persepolis zdecydowali się towarzyszyć nam w zwiedzaniu. Było go akurat nam na rękę. Ze wzgledu na uroczystości rząd zabezpieczył także okolice ruin... spodzewali się zamachu czy coś? Trudno powiedzieć. Parkingi były godzinę spacerem od ruin.Z naszymi towarzyszami udało nam się znależć dodatkowy transport. PO drodze napotkałam panów z konikiem i wielbłądem. NIe mogłam się powstrzymac i mimo zwichniętej kostki wskoczylam na konia i pognałam przez las. Troche koślawo się galopowało asekurujac chorą kończyne ale dałam rade. Z radości dałam panom trochę grosza. PO chwili spaceru w stronę ruin zorientowałam się ze na koniu zgubiłam okulary... o ja niezdarna. Ktoś dzielnie z chęcią pobiegł za zgubą... czekaliśmy dośc długo ....wraca!!! okoliczny las przeszukiwała cała brygada ...na szczescie! bo znależli także klucze od hondy...od tej hondy którą przyjechaliśmy!! hihi. Nasz kierowca wskoczył na wielbłąda i nawet nie zorientował się że zgubił w lesie klucze. Na szczescie zguba znalazła się zanim jeszcze się dobrze zgubiła.
Niektórzy uważają ze nie warto zwiedzać PErsepolis bo to kupa kamieni.... dla mnie imponująca kupa kamieni... po drugie z każdym zabytkiem jest tak że jesli nie mamy do niego nastawienia emocjonalnego to wszystko będzie kupą kamieni. Dla mnie to niesamowite doścwiadczenie odwiedzić miejsce, o którym się czytało w szkole. Zwiedzanie poszło dość szybko jak na taką przestrzeń bo nasi towarzysze spieszyli sie dalej do Pasagarde na uroczystości. W tym miejscu dzien zaczął się robić ciekawszy coraz bardziej bo zdecydowaliśmy się pojechac z naszymi kierowcami dalej do Pasagarde. Czy będzie bezpiecznie nie wiemy, bo nie możemy się dogadać :)
Droga do misteczka była tłoczna, wszedzie dużo policji i wojska. JUż około 15 kilometrów przed miastem wszystkie samochody stały w korku. Podjechliśmy tak jeszce 5 kilometrów przez chyba 2 godziny. Od około 13 nie jedliśmy. Było jasne ze wszyscy pędzą na uroczystości. MOżliwe że nie dostaniemy się do miasta... jeszcze 10 kilometrów. Zaraz zacznie się ściemniać. Wokół śpiewy, klaksony, głośna muzyka. Zabawa zaczyna się juz 10 kilometrów od miasta. Nasi młodzi koledzy nie wytrzymali, rozklekotana honda niespodzewanie ( dla nas) zjechała z ulicy na pustynie. Młody jechał po piaskach omijając sprawnie co wieksze zaspy. Samochód soibe dawał nieżle rade. Pare osób pojechało za nami. Zdązył sie już ściemnic wiec pokonywaliśmy pustynie przy świetle reflektorów. Co chwila droge przecinaly nam reflektory innych samochodów. W końcu wjechaliśmy miedzy zaspy a ogrodzenia. Cieżko zawrócić ale udal się jakoś zaparkować. Idziemy na nogach. Telefony nie działaja już od godziny. Sieci poblokowane. Emocje już u szczytu. Radośc, śpiew. Ludzie wychodzą z zablokowanych korkiem samochodów i idą przed siebie ze spiewem na ustach. O czym oni śpiewają? Zabić niewiernych?? -przemnęło gdzieś w tyle głowy raczej pół żartem bo nawet uśmiechnęłam się do siebie. PRzeciez jest uroczyście i radośnie. Doszliśmy do konca korku. Ulica była zablokowana. Nadjechała cieżarówka, całą grupą radosnych ludzi wspieliśmy się na przyczepe. Podwiozła nas parę kilometrów. PO drodze mijamy policje i wojsko. Znów na piechote, atmosfera się zagęszcza, petardy. Wozy bojowe. Zaciągnełam tunike poza nadgarstki, schowałam każdy kosmych wlosów pod chuste. NAsi towarzysze byli niezmiernie przejęci. W sumie nie wiem czy przejęci czy zdenerwowani. Co chwila zaczepiali przechodniów wracających już z imprezy pokazując na nas palcem. O co pytali? Nie wiemy. Czy o to czy dla nas jest bezpiecznie? Wokół ani jednego białego a tym bardziej blondynki. Ja tam się nie bałam ale jesli ktoś sie boi o mnie to zaczynam mysleś, że może by się bać o to że ktoś sie boi o mnie... znaczy bać się czy nie? Szliśmy dalej. Kolejny samochód podwiózł nas kawałek. W koncu doszlismy do wielkiego placu. Przed nami wojsko murem stoi przed bramkami jak na wielki festiwal muzyczny. Nasi młodzi chłopcy znów pokazują na nas palcem z coraz większą desperacją albo przerażeniem.... wszystko miało się własnie wyjaśnić. Zabija nas? Ukamieniują? Może wieźli nas na ofiare? Znowu zaśmiałam się w duchu. Ostatecznie jeden z mówiacych po angielsku wojskowych pomógł nam domyślić się o co chodzi. Nasi koledzy nie pytali czy nas tu zabiją czy nie a o to czy jeśli są z turystami to może nas wszystkich wpszczą za bramki. Wiedzieli, że nikogo wojsko nie przepuszcza już na główny plac. Chcieli nas użyć jako biletu wstepu! HIHi ale i tak sie nie udało. A szkoda. Nakreciłam się na duże przeżycia w centrum wydarzeń. Ale przecież cały czas byliśmy w centrum wydarzen! Głodni, zmęczeni, w drodze od rana, bez jedzenia, bez wody.... w sumie to miałam małą butelkę, jogurt i batona. Po drodze podzielilismy się wszyscy. TEraz kiedy było wiadomo że już nigdzie nie musimy się spieszyc kiedy pierwsze emocje opadły podeszliśmy do pobliskiego wielkiego samowaru gdzie zaparzała sie pyszna herbata. Oczywiście panowie ustąpili mi miejsca. Uroczystość trwała w najlepsze. Wokoło wirowały światła, dym, wojsko w cieżkim sprzęcie a w łapkach gorąca herbatka. NIe ma to jak przerwa na herbatkę. Ktoś przyniósł szaszłyki z ogniska... chyba - nie pamietam..może tak byłam głodna ze sobie je wymarzyłam :) Powoli zaczeliśmy wracać do domu. Znow przyczepa spiewy, kolejny samochód. Wraca się jednak szybciej. Czy było niebezpiecznie? Na pewno emocjonująco...  był to najlepszy dzień. Dopiero dużo później czytałam statystyki. Wg żródeł irańskich 70 aresztowań, według europejskich około 300 w tym wiele osób na długi okres. Brak ofiar śmiertelnych o których wiadomo mediom.
Na drugi dzień Grześ poleciał samolotem na północ ja miałam kolejne 2 dni i samolot do Emiratow gdzie w koncu będe mogła sciagnąć zakrywającą włosy chustę. Ostatnie dni nie obeszły się bez przygód, po krótce: nocowałam u znajomych poleconych przez najomuyh polaków. POkazali mi wioski w górach w okolicy Shiraz. Było uroczo, zostaliśmy tam także na noc u znajomych znajomych w glinianych domkach. Wieczorem znajomi znajomych od znajomych, którzy jeszcze mieli znajomych polaków (tutaj szybko człowiek ma dużo znajomych i już nie wie skąd od kogo i jak ) i z tymi polakami ( ze Szczecina) i znajomymi niewiadomo skąd poszliśmy na ognisko w lesie. Grupka była dość zacna, może z 10 osób. W pewnym momencie jakis irańczyk przeprasza bo dealer zawiódł i ma bardzo mało wiec nie wie jak to podzielić.... dealer? mało? Hmmm. Czekam troche z obawą trochę z ciekawocią. Drobny irańczyk wyciaga z plecaka Smirnofa 250ml w plastokowym worku jak płyny do prania/czy mydło w płynie. Dodatkowo nadpity w dobrej połowie. Chłopak podzielił używkę do 5 plastikowych kubeczków czyli po kropelce. Odstąpiłam od spożycia tej nielegalnej substancji zostawiajc porcję dla innych. Na drugi dzień pożegnałam się z Iranem. W ostatnich chwilach pobytu zrobiłam awanture w busie  po niemiłej sytuacji prób ocierania niwyżytego seksualnie irańczyka o moje udo w ciasnym tramwaju. Zachowania takie sie zdarzają. Coż. Iran to była ciekawa i zupełnie nowa przygoda ale po 2,5 tyg w piachu, pocie, zakryta w całości i bez zimnego piwka z radością czekałam na bikini w hotelowym basenie i dobre wina w rewelacyjnych restauracjach Dubaju. Yeah!!!

Ghalat




 Bazar
Rozkmina nad Persepolis
OKolice Bramy Koranu



Mausoleum 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz