Każdy
kolejny kilometr wyglądał tak samo. Na lewo pustynia, na prawo pustynia.
Dworzec autobusowy miasta Yazd był zaskoczeniem. Duży, nowoczesny, fontanny,
gastronomia, sklepy. Przypomniał mi się rozpadający się dworzec w Atenach na
którym marzłam czekając pare tygodni temu na busa do Lefkas. Co za różnica!
Dworzec w tym pustynnym mieście to przepych.
Taksówka za 5 złotych zabrała nas do centrum. Tu pojawiły się pierwsze
schody. Noclegi okazały się zapełnione po brzegi albo strasznie drogie. Upał
lał się z nieba, piękne zakamarki starego miasta szybko straciły swój urok
kiedy trzeba było przemierzać je z plecakami w tym ukropie bez nadziei na sensowny
nocleg.