Tuż niedługo
po opuszczeniu malowniczych wysepek Derawan i ich przejrzystych wód przez które
prześwitywała kolorowa rafa
krajobraz
zaczął się powoli zmieniać. Cały krajobraz, czyli morze gdyż ląd zniknął nam
ponownie z oczu. Woda mila za milą zmieniała kolor z błękitno niebieskiej przez
stalowo-szarą aż zaczęła przypominać mocne cappuccino. Mówiąc bardziej dosadnie
brunatne ścieki. Niebo jakby wtórowało w tym przeobrażeniu morzu i zaciągnęło
się chmurami w związku ze zbliżaniem się do dużego lądu pokrytego wilgotna
parującą dżunglą. Może to z powodu szarego przygnębiającego widoku a może z
powodu opuszczania Indonezji atmosfera na łodzi także stała się szara i ponura.
W końcu każdy z nas spędził w Indonezji wspaniały i raczej bardzo długi czas.
Pozostawiliśmy tam przyjaciół i miłości. Sam wciąż wspomina swojego chłopaka,
ja tęsknie za Kepong, Andy’m

, MImi …ciekawe czy jeszcze kiedyś spotkam ludzi z
Bali i z Sumatry. Z powodu zanieczyszczenia wody wyłączyliśmy pompy które
ciągnęły wodę do uzdatnienia. Nasza mała oczyszczalnia nie dałaby rady tym
ściekom. Zostaliśmy na zapasie który wyprodukowaliśmy do tej pory z nakazem
oszczędzania. Prysznice do minimum podobnie z myciem naczyń i gotowaniem. Czas
na łodzi zaczął się dłużyć a statek wydawał się jakby płynął coraz bardziej
ociężale. Koło nas coraz częściej przepływały większe i mniejsze statki
widzieliśmy także bardzo duże jednostki.
Następnego dnia 24 go zaczęliśmy wpływać do
jednej olbrzymich rzek Borneo. Rzeka rozlewała się tak szeroka deltą, że wciąż
ledwo widzieliśmy ląd. Woda tutaj przypominała już brunatną maż z mnóstwem
śmieci unoszącymi się na jej tafli. Płynęliśmy do portu
Tarakan gdzie musimy wyrejestrować się z wód Indonezyjskich oraz podbić
nasze paszporty wyjazdową pieczątką
indonezyjską. Przeprawa przez ścieki okolic
Tarakan zajęła nam prawie cały dłużący się niemiłosiernie dzień. Azjaci nie
przejmują się ochroną środowiska. Olbrzymimi rzekami spływają ścieki z nabrzeżnych
plantacji i fabryk położonych w głąb
wyspy. Przemysł dział bardzo sprawnie nieograniczony zasadami ochrony
środowiska. Żeby cieszyć się sławetnym rzecznym safari na Borneo trzeba
popłynąć parę dni dużo wyżej rzeką by zobaczyć choć odrobinę dzikiej natury.
Zakotwiczyliśmy się nieopodal tłocznego portu. Brian zorganizował przetoczenie
paliwa na dzień następny i umówił się z doradcą od załatwiania portowych spraw.
Udało nam się złapać w końcu zasięg wiec oczywiście spędziłam z Andy’em dużo
czasu na telefonie. Jeszcze przed świtem ruszyliśmy na spotkanie z naszym
tankowcem. Taka łódka nieco większa od naszej. Ponad zamglonymi brzegami
Borneńskiej brunatnej rzeki zaczęło świtać. Panowie wyszczerzyli swoje pojedyncze
zęby na widok białych kobiet i powoli wszyscy wzięliśmy się do pracy. Trzeba
było statek do statku ładnie połączyć wiec skakałyśmy po całym pokładzie z
bojami i linami
. PO uporaniu się z paliwem wyskoczyliśmy naszą małą dengi na
brzeg. Przywitała nas cała gromada „wszystko dla pana zrobię, mister”
pomagierów którzy pomagali nam wysiąść z pontonu. Można by pomyśleć że
rozłożyliby czerwony dywan gdyby mieli pod ręką. Jednemu kapitan dał parę
groszy za przypilnowanie dengi. Tarakan to raczej nieciekawe, szare miasto
portowe w którym nieliczni biali ludzie to głównie biznesmeni exporterzy i
importerzy. Turyści zjawiają się tu tylko przejazdem tak jak i my. Nasz
przewodnik i doradca portowy zostawił nas kobiety w lokalnej fabryce i muzeum
Batiku a Kapitana zabrał na wycieczkę po biurach odprawy portowej które każde
było w innym miejscu miasta. Trzeba podbić cło tutaj, jeszcze inne papiery tam
a tu paszporty itp. My tymczasem zajęliśmy się oglądaniem farbowanych wymyślnie
tkanin i obserwacją całej produkcji. Najbardziej zainteresowana była Sam która
jak pisałam już wcześniej małe urzadzonko do batiku zakupiła sama i mamy je na
łodzi. Dokupiła więc jeszcze trochę tkanin i
barwników. Ja poszłam na szybką ostatnią indonezyjską kaffe w przydrożnym barze
i oczywiście obsiadła mnie gromada ciekawskich z typowymi pytaniami: skąd;
dokąd; po co? I oczywiście gdzie jest mój mąż :D Po godzinie przyjechał kapitan okazało się że
osobiście musimy się odprawić z naszymi paszportami co jest nowością w tym
miejscu. Ogólnie w większości portów Azji kapitan przynosi paszporty a te są
podbijane bez obecności zainteresowanego. Tym razem jednak nie. Doradca zaprowadził
nas
wejściem służbowym od tyłu do okienek odprawy czyli od drugiej strony
okienka i podbito nam paszporty poza kolejnością. Po przeciwnej stronie okienek
kłębiły się tłumy Malezyjczyków i Indonezyjczyków odprawiających się przed
wejściem na prom do Malezji. Słyszeliśmy tylko poszeptywania „Bule Bule” (turysta/biały)
Po odprawie taksówka zawiozła nas na lokalny targ gdzie mieliśmy wydać ostatnie
indonezyjskie rupie i zaopatrzyć się na drogę we świeże produkty a kapitan
ponownie udał się na atak biura które do tej pory robiło sobie sjestę. Na
dłuższą chwilę zagubiłyśmy się w wielkim lokalnym targu. Sam próbowała
wytłumaczyć panu obierającemu kokosy z łupin że potrzebujemy tych właśnie łupic
nie koniecznie z kokosem do zrobienia ozdób (o ozdobach z łupin kokosa pisałam
w poprzednim rozdziale) Wzbódziło to zainteresowanie przechodniów jak i
okolicznych sprzedawców. Ale biali mają pomysły!!!. Następnie wraz z
dziewczynami próbowałam zakupić piwo na statek ale okazało się to niemożliwe.
Primo: to kraj muzułmański; secundo: nie ma tu turystów jak juz mówiłam; Tertio:
lokalni piją lokalne bimbry czyli różne domowe likiery i wina palmowe jeśli
piją w ogóle. Po długich poszukiwaniach dano nam adres jedynej hurtowni która
ma piwko ale sprzedaje hurtowo…nie szkodzi :D skrzynka też może być a i paleta
na długi rejs da rade. Biegłyśmy przez zatłoczone ulice a i tak ostania
skrzynka została sprzedana na naszych oczach. Koniec więcej piwa będzie dopiero
za jakiś czas może jutro może pojutrze. Wyprzedane a było około południa. Cóż
koniec indonezyjskiego Bintang w następnym porcie piwa malezyjskie. Po
spotkaniu z kapitanem poszliśmy na ostatni indonezyjski obiad…. Kurczak w
warzywach na ostro z ryżem …będę tęsknić. Mniam. Nie bawiliśmy długo bo już
tego samego dnia chcieliśmy opuścić brudną rzekę. Indonzyjski ląd oddalał się. Pożegnała
nas wielka brama z indonezyjskim napisem Selamat Jalan "Dobrej drogi".
W związku z opuszczeniem Indonezji
mogliśmy także sciągnąć indonezyjską flagę. Pomyślałam że możemy zawiesić
polska…ale nie mamy polskiej rzekł kapitan….Na to wzięłam w ręce flage
indonezyjską i odwróciłam do góry nogami…Tda da! Polska flaga jak nic!., Kapitan
ubrany w shorty uroczyście wciagnął ją na maszt ! Poszło nam szybciej niż w
przeciwnym kierunku w końcu płynęliśmy z prądem i już pod wieczór
zakotwiczyliśmy się zaraz za ujściem przy północnym brzegu. Niebo było cały
czas pochmurne a fale stawały się coraz większe. W porcie ostrzegano nas przed
kiepską pogodą. Produkcja wody ruszyła ponownie a nowy zapas świeżych produktów
zaowocował obfita ciekawą kolacją. Przed snem oglądnęliśmy chyba kolejne 6
epizodów Dextera. Fale nie dały nam jednak spać. Moim legowiskiem wciąż był
materac rozkładany w głównym salonie na ziemi zaraz koło kuchenki więc co
chwila słyszałam szalejące po szafkach kubki i talerze. Pozabezpieczałam
wszystkie dzwiczki mając na dzieję że nic nie rozbije mi się na głowie. Ostatecznie okolo północy Brian zdecydowal się
ruszyc. przygotowaliśmy się do drogi wszystkie byłyśmy na dziobie, kiedy nagle
zerwal sie mechanim kotwicy I łancuch wysypal się spadając wraz z ciężką kotwicą
głęboko w wodę. Myślałam żę zerwie Lu nogę! Do okolo 3 am probowalismy naprawić
mechanizm przy wysokich falach kołyszących łódka i rozlewających się po
pokładzie. Żadne sposoby nie działały. Ostatecznie
sie usppokoilo I postanowilismy isc spac pomyślimy o tym jutro. Rano jak się obudziłam
łódka już płynęła. Brian obudzil sie ok 5 I wyciagal kotwice własnoręcznie wraz
asekurującą go Lu. Ruszylismy wszesnie. Brawo!
W fabryce Batiku:
Ostatnia kawa z lokalnymi:
nasz maszt:
ale mi wstyd... ciągdalszy dopiero napisałam po roku przerwy
OdpowiedzUsuń21 year old Engineer I Douglas Ertelt, hailing from Beamsville enjoys watching movies like Where Danger Lives and Shooting. Took a trip to Historic Town of Goslar and drives a Ford GT40. przekierowanie tutaj
OdpowiedzUsuńradca prawny prawo pracy rzeszow
OdpowiedzUsuń