Środa niby nic a zawsze, wyskoczyłam do centrum i porwałam po
tutaj po prostu szalona. Czasem aż za nadto.
Czwartek: gorąco aż nadto. Upał jak w piecu. Aż ciężko oddychać. Nawet na plażę nie można się wybrać bo ani na rowerze nie jest się wstanie dojechać ani w tramwaju. Dzień spędzić najlepiej w klimatyzowanych pomieszczeniach. Trochę posiedziałam w State Library of Victoria (biblioteka )Darmowe wifi i internet. Na drugim piętrze galeria gdzie na chwile przysiadłam z książką. Później
przeszłam się po city. Zewsząd uderza klimatyzacja więc nie jest tu aż tak źle. Na obiad tym razem poszłam do chińskiej restauracji Noodle Kingdom. Zupa z pierożkami i jakaś zielenina. Trochę tu trochę tam od klimy do klimy. Wieczorkiem klimy ciąg dalszy czyli krótki występ w kasynie. Czasem wrzucę dolara w maszynę i czasem nawet dostane za tego jednego dziesięć :) Hazard jest w Australii bardzo dużym problemem.
Piątek: gorąco że przez dłuższy czas nie chciało mi się ruszyć; wieczorem start Moomby. To
darmowy festiwal. Kompilacja występów kabaretowych, cyrku, imprez dziecięcych, koncertów i zawody w skokach na nartach wodnych. Po 22 przenieśliśmy się z bulwarów na imprezę couchsurfingowców w Asian Beer Bar. CS jest bardzo rozwinięty w Melbourne więc zebrała się jak zawsze duża imprezowa ekipa.
Sobota: Z domu ruszyłam się dopiero wieczorem. Znów na rowerze przez moją ulubioną Canning street. OD Brunswick Rd aż do Fitzroy. Szeroka aleja z widokiem na wieże city, z palmami po
St Heliers. To rewelacyjna miejscówka na tani posiłek i relaks w ogrodach opactwa. Płacisz ile uważasz za wegetariański rewelacyjny bufet!!! Można tu spotkać różnych dziwnych ludzi których przyciąga tani posiłek i hipisowska atmosfera. Noc oczywiście miedzy Fitzroy a Collingwood. Osobiście nie jestem fanem dużych klubów w city.
Niedziela: kolejny dzień Moomby. Tym razem festiwal wyszedł szaloną kolorową
paradą na ulice Melbourne. Były słonie, chóry gospel, dziwni przebierańcy, kabareciarze-po prostu wszystko. NA lunch tajskie curry w mojej ulubionej tajskiej restauracji na Swanston St. Później pojechaliśmy na plaże w Brighton. Weekendowy bilet kosztuje tylko 3,50 za cały dzień więc zawsze w weekend gdzieś się ruszamy. Tym razem nie daleko bo gorąco i czujemy się trochę leniwi. Do miasta wróciliśmy w sam raz na ognie sztuczne na zakończenie Moomby, gdzie spotkaliśmy znajomych i ruszyliśmy na silent
disco. To impreza w słuchawkach. Co ciekawsze można wybrać miedzy dwoma kanałami czyli dwoma DJ'ami Haha. Nikt nie wie do czego się bawisz i tylko można domyślać się po tym jak się ruszasz :)
Poniedziałek: ostatni dzień Moomby -już trochę nam się ten festiwal znudził. Na lunch pozwoliliśmy się zaciągnąć do Krisna. Za 5,50$ można jeść ile się chce. tyle że jest to w sumie placek i jeden rodzaj curry plus deser. Po ubraniu się w odświętne stroje ruszyliśmy na mecz piłki
nożnej Melbourne Heart VS Adelaide United w loży dla Vipow, a dokładnie w klimatyzowanym pomieszczeniu z full wypas kateringiem i darmowymi drinkami!!!! Dobrze mieć znajomego, który pracuje w firmie sponsorującej ligę. Spędziliśmy mecz w towarzystwie sławnych osobistości, rządowych mości, trenerów i dziennikarzy.
W Melbourne zawsze coś się dzieje. Latem tym bardziej. Miasto zapełnia się turystami i rozbrzmiewa festiwalami. Ceny hosteli z 18$ dochodzą do ponad 30$. Plaza w St Kilda zapełnia się po brzegi i na każdym kroku jest impreza i tak aż do początku maja kiedy znów robi się stopniowo chłodniej i szaro i mokro. Eh. Melbourne jednak nie zasypia, a wydarzenia przyjęły wręcz zaskakujący obrót... będzie o tym jednak później.
W okolicy St Kilda
Brighton Beach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz